Podejście Reggio Emilia / gettyimages

„Podejście wychowawcze Reggio Emilia to trudne wyzwanie, ale daje spektakularne efekty” – mówi nauczycielka i autorka Agnieszka Kuźba

Po II wojnie światowej zalana faszyzmem Europa potrzebowała nowej idei wychowawczej. Włoskie matki z Reggio Emilia sprzedały czołg i ciężarówkę, żeby móc zbudować placówkę dla swoich dzieci. Uznały, że dziecko należy traktować podmiotowo. – Według idei Reggio Emilia dziecko jest twórcą swojego procesu rozwoju – tłumaczy Agnieszka Kuźba, nauczycielka, doradczyni w zakresie edukacji naturalnej i autorka materiałów metodycznych nazywana „panią od patyków”, która stara się przenosić założenia idei Reggio Emilia na grunt polski.

Ewa Podsiadły-Natorska: Muszę przyznać, że gdy szukałam materiałów po polsku dotyczących metody wychowawczej Reggio Emilia, nie znalazłam ich zbyt wielu. Czy może pani opowiedzieć, jakie są jej główne założenia?

Agnieszka Kuźba: Podejście Reggio Emilia pojawiło się w głowach włoskich matek w Reggio Emilia. To bardzo bogaty kulturowo region Włoch. Ciekawostką jest fakt, że Józef Wybicki napisał tutaj hymn Polski. Kobiety mieszkające w tak bogatym kulturowo miejscu – o wielu kościołach, teatrach, salach koncertowych, parkach, muzeach – tuż po II wojnie światowej, kiedy straciły mężów oraz synów z powodu zalewającego świat, a zwłaszcza Europę i Włochy faszyzmu, postanowiły wychowywać swoje dzieci w zupełnie odmiennej idei – idei wspólnoty – partycypacji rodzin, nauczycieli, przestrzeni na rzecz holistycznego rozwoju dzieci. To podejście zakłada szacunek, miłość i tolerancję wobec drugiego człowieka. Przygotowania do utworzenia pierwszych placówek prowadzonych w idei Reggio trwały kilkanaście lat. Podkreślam jednak, że nie ma czegoś takiego jak „metoda Reggio Emilia”.

Tylko…?

Mówimy o idei, podejściu. Reggio Emilia w przeciwieństwie do znanych szeroko metod pracy szkół i przedszkoli montessoriańskich, waldorfskich, froeblowskich, freinetowskich, daltońskich, eriksonowskich, heglowskich etc. jest podejściem, które należy konstruować w pewnym sensie samodzielnie, biorąc pod uwagę lokalny kontekst. Podejście Reggio Emilia okazało się tak skuteczne, ponieważ wykorzystuje się w niej lokalny potencjał społeczności; zarówno uwarunkowania geograficzne, jak i społeczne oraz kulturowe. W takim właśnie tyglu pojawił się Loris Malaguzzi, który podjął się trudu sprecyzowania, czym jest podejście Reggio – podejście do rozwoju dziecka, czyli „Reggio Emilia approach” (REA).

Jest to idea przeznaczona przede wszystkim dla edukacji wczesnej i elementarnej, choć pojawiło się sporo szkół, które realizują to podejście z bardzo dobrymi efektami na całym świecie. Na czym ono polega? Loris Malaguzzi napisał znany na całym świecie i bardzo cenny dla rodziców oraz nauczycieli wiersz-syntezę „100 języków dziecka” stanowiący podsumowanie swojej refleksji, czym powinna być edukacja.

Chodzi o to, że dotychczas w placówce systemowej już od żłobka  – niezależnie od tego, do jakiego systemu przypiszemy dziecko – zaleca się, aby nauczyło się ono mówić w języku tego systemu, w języku tej metody, uznając że dziecko jest zbyt małe i swojego języka nie posiada. Jest tylko klasyczną czystą tablicą, którą należy zapisać jedynym akceptowalnym w edukacji i w domu językiem dorosłych. Jest tak praktycznie od początku upowszechnienia edukacji.

A w podejściu Reggio Emilia?

W latach 80. dowiedzieliśmy się z neurodydaktyki, co naprawdę działa na rozwój małego człowieka. Naukowcy udowodnili, że ok. 50 proc. naszej zdolności uczenia się rozwija się do czwartego roku życia, a dalsze 30 proc. przed ukończeniem ósmego. Po skończeniu przez dziecko 10 lat większość dendrytów, które nie wytworzyły połączeń, obumiera. Podczas tych decydujących lat tworzą się drogi nerwowe, na których opiera się cała przyszła zdolność uczenia się. Ale już w latach 60. Loris Malaguzzi stał się designerem nowej edukacji, w której dziecko jest odkrywcą. Ma namysł naukowy i ogromną kreatywność. To osoba, której mózg przetwarza o wiele więcej bodźców niż mózg dorosłych, a nawet młodzieży w szkole średniej czy studentów.

Według idei Reggio Emilia dziecko jest twórcą swojego procesu rozwoju. Jest twórcą swojego procesu edukacji. Ma wpływ na to, co i jak będzie poznawać. Nadal to podejście jest podejściem świeżym, ponieważ burzy nasz pogląd na podającą funkcję edukacji.

Początkowo podejście Reggio Emilia nie było więc zbyt chętnie przyjmowane przez nauczycieli. Aby w tej idei prowadzić placówkę czy zajęcia w jednym oddziale, trzeba dysponować odpowiednimi zasobami ludzkimi.

Co to znaczy?

By móc rozpoznać w dziecku naukowca, badacza, wrażliwca, trzeba samemu takim być. Zdarzały się sytuacje, kiedy Loris Malaguzzi zapraszał do swojego przedszkola lub żłobka nauczycieli chętnymi zapoznania się z podejściem Reggio Emilia, a niektórzy mówili: „Jak to? Pozwolić dziecku, aby samo szukało ścieżki? Żeby samo zgłębiało tajemnice świata? To przecież niemożliwe!”. Uważali, że to my, dorośli musimy maluchowi wszystko pokazać, wytłumaczyć, podpowiedzieć mu, jak ma wyglądać jego praca czy czas spędzony w przedszkolu.

Możemy sobie jednak wyobrazić następująco świat rozwoju dziecka: znajduje się ono w środku trójkąta; jednym bokiem trójkąta są jego rodzice i rodzina, drugim nauczyciele, a trzecim przestrzeń, zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna, każdy mebel, przedmiot czy roślina jak również inni członkowie lokalnej społeczności. Co ciekawe, jest to trójkąt równoboczny. Nauczyciel sam nie decyduje o jakości rozwoju oraz edukacji. Ani nie rodzic – nauczyciele oraz rodzice są równorzędnymi partnerami w organizowaniu przestrzeni w procesie rozwoju dziecka.

Jak wygląda tworzenie placówek w myśl idei Reggio Emilia?

Nabór do placówek Reggio Emilia od lat 60. ma określony klucz. W przedszkolu czy żłobku muszą znaleźć się dzieci rodziców, mówiąc wprost, bogatych i biednych, z różnych środowisk kulturowych. Ta różnorodność była od początku bardzo ważna dla Malaguzziego oraz dla włoskich matek, które sprzedały czołg i ciężarówkę na złom, żeby zbudować szkołę dla swoich dzieci. Chodziło o to, żeby nie dopuścić do sytuacji sprzed II wojny światowej, że są miejsca zamieszkania lepsze i gorsze, ludzie są równi i równiejsi, dobrzy i lepsi i że jednym dzieciom należy się o wiele więcej niż innym. A także, że niektóre dzieci są gorsze tylko dlatego, że ich rodzice nie mają wyższego wykształcenia lub dobrze płatnej pracy.

Nagle okazało się, że to może zadziałać, że każde dziecko istotnie jest czystą tablicą, która sama zapisuje kolejne pojęcia i elementy świata, które układa sobie ze swojej układanki. Każdy, kto współuczestniczy w tym procesie, może być osobą pomocną. W idei Reggio Emilia niezwykle ważna jest współpraca nauczycieli z rodzicami.

Rodzice i nauczyciele bardzo szczegółowo omawiają, w jaki sposób mogą wesprzeć proces rozwojowy dzieci. Dotyczy to zarówno aspektów kulturowych, jak i posiłków, obchodzenia świąt czy propozycji projektów. Rodzice wolontaryjnie wykonują różne czynności w żłobku, przedszkolu czy szkole, bogacąc przestrzeń edukacyjną tego miejsca zgodnie ze stwierdzonymi wspólnie potrzebami.

W jaki sposób?

Choćby przychodząc do placówki i organizując dla dzieci zajęcia związane z ich zawodem, pasją, ulubionym miejscem. Rodzice są traktowani jak równorzędni eksperci, którzy mogą być niezwykle pomocni w rozwoju dzieci. Nauczyciel rozmawia z rodzicem jak z osobą, która jest równie dobrze przygotowana do wspierania rozwoju dziecka co on.

Proszę opowiedzieć o przestrzeni zaaranżowanej według podejścia Reggio Emilia.

W podejściu Reggio Emilia bardzo ważna jest zarówno przestrzeń zewnętrzna, jak i wewnętrzna obiektów przeznaczonych dla rozwoju dzieci. Ważna jest ilość światła, roślin. Wyposażenia żłobków, przedszkoli czy klas I-III nie traktuje się jako czegoś, co robi się jednorazowo na zasadzie: otwieram katalog przedsiębiorstwa, które zajmuje się rozprowadzaniem pomocy dydaktycznych oraz mebli i wybieram to, co mi się podoba, aby wyglądało jak w innych placówkach – i na tym koniec. Tymczasem przestrzeniom placówek Reggio Emilia nie da się odmówić specyficznego klimatu. Światło słoneczne wchodzi przez duże okna, jest tam wiele poziomów i miejsc, gdzie dzieci mogą podejmować działania twórcze. Narzędzia, „zabawki” tworzy się z recyklingu oraz z materiału naturalnego.

Mamy więc do czynienia z bardzo bogatą paletą materiałów plastycznych. W każdej placówce znajduje się atelier; zatrudniony jest artysta z przygotowaniem pedagogicznym, tzw. atelierista, który zajmuje się wytworami plastycznymi, oraz protagonista – prowokator dziecięcych projektów. Loris Malaguzzi twierdził, że kilkadziesiąt języków dziecka to języki wrażliwego artysty. Mamy więc tutaj przedmioty z recyklingu oraz takie, które służą w codziennym życiu, nieco podobnie jak w metodzie montessoriańskiej, gdzie zakłada się, że dzieci wykonują różne codzienne czynności związane z życiowymi sprawami typu zmywanie, odkurzanie, gotowanie itd.

Przestrzeń zaaranżowana jest podobnie do małego włoskiego miasteczka z małymi sklepikami i punktami usługowymi, piekarnią, teatrem i placem z kawiarnią umieszczonymi dookoła centralnego rynku-placu (piazza), gdzie dzieci spotykają się w kręgu porannym. W podejściu Reggio Emilia jest duża dbałość nie tylko o to, żeby było kreatywnie i inspirująco – ma też być pięknie, dlatego w placówkach wiszą obrazy, stoją rzeźby, które znajdują się tuż obok wytworów dzieci. Wytwory dzieci są traktowane równorzędnie z tymi, które robią prawdziwi artyści. Podobnie jest z muzyką. Dzieci mają do dyspozycji środki, by słuchać muzyki, mogą też ją tworzyć – mają w każdej chwili do dyspozycji instrumenty z różnych stron świata, keyboard, pianino. W wielu placówkach Reggio jest tak, że przestrzeń wewnętrzną oraz zewnętrzną planuje się w ten sposób, że pozwala się dzieciom na pewne ryzyko.

Dzieci przemieszczają się na przykład samodzielnie, bez pytania dorosłych. Pozwala im się również samodzielnie wyjść na dwór. Może to wydawać się szokujące, ale wczesne doświadczanie samodzielności powoduje, że dziecko ma wyższą świadomość własnego ciała. Podejmuje się starania, aby dzieci – kiedy tylko to możliwe – czuły się autonomicznymi bytami, m.in. same szacowały ryzyko.

Bo dopóki dziecko nie nauczy się np. szacować wysokości, to będzie się bało wejść na drzewo. W idei Reggio dzieci nie są traktowane jak dzieciaczki, które nic nie muszą, jeszcze nie potrafią, trzeba im wszystko usunąć spod nóg. Przeciwnie – daje im się wyzwania, które są na ich miarę i dzieci same decydują, jakich czynności się podejmą. A potem są dumne z tego, co osiągają.

Co z systemem kar i nagród?

W podejściu Reggio Emilia klasycznych kar i nagród nie ma, co daje psychofizyczną odporność na porażki. Nie ma też klasycznego oceniania. To dziecko samo wypowiada się, na ile jest zadowolone ze swojej pracy. To dziecko decyduje, co jeszcze trzeba zrobić, czy zakończyło daną czynność, czy nie. To ono wreszcie decyduje, czy się czegoś podjąć. Atelierista i osoba, która zajmuje się proponowaniem tematu zajęć wspólnych – protagonista, to osoby niezwykle ważne w takiej placówce; zwykle są oni wszechstronnie wykształceni, mają kilka fakultetów. To trudna, kreatywna praca, żeby czymś dzieci zainteresować, a zwłaszcza, żeby stworzyć klimat, w którym dzieci będą realizowały własne projekty. Jest to praca dedykowana każdemu dziecku z osobna; dopytujemy każde z nich, jak mu się pracuje, sprawdzamy, jakie robi postępy. Formą oceny rozwoju dziecka jest portfolio.

Co się w nim znajduje?

Dzieci składają w nim wszystkie swoje wytwory. Jeśli jakieś wytwory są niemożliwe do przechowywania, wykonuje się dokumentację, którą się digitalizuje. Dzieci same chętnie oglądają swoje portfolia, mogą też korzystać z aparatu fotograficznego, komputera, drukarki, żeby móc tworzyć i zbierać swoje zasoby, z czym świetnie sobie radzą zwłaszcza dzieci starsze – pięcio-, sześcio-, siedmioletnie. Nowinki techniczne w idei Reggio Emilia wykorzystywane są w przemyślany sposób. Podejście Reggio zakłada harmonię w rozwoju dziecka – uważa się, że zarówno przyroda, i rodzice, i nauczyciele oraz to, co może zaoferować geniusz ludzki, w tym nowinki techniczne, wpływają równie korzystnie na jego rozwój.

Co jeszcze jest ważne w tym podejściu?

Bardzo dużą wagę przywiązuje się do pobytu dzieci na powietrzu, do tego, by miały dostateczną ilość tlenu. Mnie nazywa się „panią od patyków”, ponieważ zajmuję się deficytem natury u dzieci i młodzieży. Wykazujemy wielką dbałość o ilość zabawy swobodnej dzieci z rówieśnikami w warunkach naturalnych. W idei Reggio Emilia ważne jest również to, by dieta dzieci była bogata w składniki pokarmowe. Tutaj dzieci pomagają w przygotowywaniu posiłków, są gośćmi w kuchni, która bardzo często ma klimat otwartości – dzieci mogą do niej w każdej chwili wejść, widzą, jak tworzy się posiłki, są małymi pomocnikami. Nie jest to więc zrobienie raz w roku zdrowych kanapek czy pierniczków. To codzienność.

Dzieci wiedzą, dlaczego mają spożywać warzywa i owoce i dlaczego witaminy są ważne. Wiedzą o tym, że 75 proc. tego, co na talerzu pochłonie przetwarzanie bodźców w mózgu a 25 proc. ciało, więc chętniej spożywają wiele zdrowych produktów. Według tradycji kuchnia Reggio Emilia kieruje się zasadą równości – jeśli w placówce znajdują się dzieci z dietami ograniczającymi spożywanie różnych produktów, to szacunek i tolerancja dla różnych diet jest zachowana. Dzieci nie czują się w żaden sposób pominięte czy pozostawione na boku, mają również okazję do zapoznawania się z ulubionymi potrawami swoich kolegów.

Spotkałam się z określeniem, że podejście Reggio Emilia to „nowe Montessori”. Co pani o tym sądzi?

To nie jest „nowe Montessori”, chociaż Maria Montessori też była bardzo zasadnicza w kwestiach ideologicznych. Nie zgadzała się z poczynaniami edukacyjnymi, które dopuszczały brak szacunku i tolerancji dla ludzi.

Pod tym względem te idee są podobne, natomiast podejście Reggio Emilia zakłada, że nie tworzymy zbioru artefaktów, które są niezbędne do realizacji metody. O co chodzi? W placówkach montessoriańskich oglądamy na półkach zestawy równo poukładanych przedmiotów, które należy wykorzystywać zgodnie z instrukcją. W podejściu Reggio Emilia artefaktem może być kamień znaleziony podczas spaceru, zgniłe jabłko, które obserwujemy przez kilka dni pod mikroskopem i sprawdzamy, jak postępuje rozkład, rurki PCV, którymi dziecko będzie się bawiło w hydraulika, a nawet… kupa łosia. W Reggio Emilia zabawę tworzy się w oparciu „loose parts”, czyli „luźne części”, które można pozyskać z tysięcy miejsc. Miasto Reggio Emilia ma na to fantastyczny pomysł. W samym Reggio Emilia znajduje się Remida, skład resztek materiałów z fabryk, wytwórni, przedsiębiorstw, które nie zostały wykorzystane. Można je kupić za przysłowiowy grosik. Dzieci robią z tego niebywałe rzeczy.

Wracając do różnic. Maria Montessori zakładała, że przyjdą do niej dzieci ubogie. Była lekarzem, więc jej metoda miała wspierać przede wszystkim dzieci chorowite, niedożywione, z rodzin wielodzietnych, z włoskich dzielnic robotniczych. Teraz jest boom na gadżety montessoriańskie, można je z łatwością (chociaż za spore fundusze) zakupić. To, co wymyśliła Maria Montessori, prowadzi dzieci w rozwoju poznawczym, jednak nie wyzwala kreatywności. Podobnie jest z wyrażaniem emocji i kontaktami społecznymi. W metodzie Montessori zadania wykonuje się indywidualnie według klucza, a w REA doświadczanie świata jest żywe, codziennie inne. Zmienić je może intensywność światła słonecznego padającego na przedmiot czy nastrój jednego z dzieci, które inni wychowankowie empatycznie przetwarzają na wytwory plastyczne.

Łatwo wychowywać dziecko w myśl idei Reggio Emilia?

Nie jest to proces łatwy. Nie oczekujmy, że dziecko, które nie było od początku prowadzone według tego podejścia, zostało wychowane w sterylnych warunkach na kolorowankach i kreskówkach, łatwo wyrazi się w 100 językach. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli trzylatek przychodzi do przedszkola, to trzeba pracować minimum pół roku na to, żeby pozbyć się jego nawyków związanych z podejściem, które zakłada stałą kontrolę i narzucanie woli dorosłego. Nie trzeba tego podejścia mylić z samowolą. Po prostu dziecko powinno jak najszybciej opanować motorykę dużą i małą i posiadać nieposkromiony głód poznania. Dlatego w idei Reggio Emilia znaczenie ma zwykły patyk czy krążek drewna albo kawałek rurki, piach, fasola. Nie wspominając o błocie, szronie czy śniegu.

Jak wygląda realizacja tych założeń na polskim gruncie?

Bardzo chciałam sprowadzić ideę Reggio Emilia do Polski. Placówki Reggio poza Italią są zwykle prywatne, a we Włoszech są to żłobki, przedszkola i szkoły samorządowe, lecz poza nimi nie zdarza się, żeby były wprowadzone do systemu. Dlaczego? Po pierwsze, partycypacja rodziców zakłada, że zaprasza się ich do współtworzenia przestrzeni oraz że wszyscy są równi. Jest to podejście trudne w realizacji, podobnie jak placówki outdoorowe; w Polsce spotykają się z dużym oporem nauczycieli placówek systemowych. Poza tym, żeby się palić do jakiejś idei, trzeba mieć ogień w sobie. Trzeba być bystrym obserwatorem i refleksyjnym praktykiem, żeby móc dzieciom zorganizować przestrzeń w myśl idei Reggio. I być za nimi: nie przed nimi! Nie włączać tabletu, nie zarzucać ich plastikiem. Nie – tu wszystko musi się zaczynać od potrzeb dzieci.

Jest opór ze strony rodziców?

Rodzice w systemowych placówkach często nie chcą być wolontariuszami, bywają roszczeniowi. Wyznają zasadę: płacę podatki i państwo ma wobec mnie dług w postaci świetnej edukacji. Rodzice lubią też, podobnie jak nauczyciele, opierać się na podręcznikach i ćwiczeniówkach. Ja się nie dziwię. Budowla z rurek i patyków wydaje się być mało kształcąca, a wypełniona starannie kolorowanka czy rząd literek albo cyfr już tak. Tymczasem karta pracy i kolorowanka są odtwórcze i zabijają kreatywność, myślenie o sobie jak o indywidualności pośród innych indywidualności. Potrzeba wielkiej charyzmy i autorytetu nauczyciela, jego cierpliwości we wspieraniu dziecka, aby podejście Reggio Emilia mogło się powieść.

Kilka lat temu trafiłam do placówki Reggio Emilia w Grecji. To podejście zafascynowało mnie. Ukończyłam Międzynarodowe Seminarium Reggio Emilia. Zorganizowałam kilka spotkań osób zainteresowanych podejściem oraz zagraniczne wizyty studyjne. Podjęłam starania o szersze propagowanie podejścia Reggio Emilia w Polsce i kiedy otrzymałam pod swoją pieczę oddział dzieci trzy-, czteroletnich w systemowym, dużym 9-oddziałowym przedszkolu w Piekoszowie koło Kielc zaprosiłam rodziców do współpracy nad stworzeniem przestrzeni, która każdym swoim elementem uczy, inspiruje, wszechstronnie rozwija. Prowadzę teraz z powodzeniem trzeci rok oddział, w którym staram się wywołać i usłyszeć 100 języków dziecka.

W ubiegłym roku zorganizowałam w Krakowie międzynarodową konferencję poświęconą idei Reggio Emilia. W tym duchu funkcjonuje prywatne przedszkole Panienka z Okienka i Przedszkole Uniwersyteckie w Gdańsku. Odrębną ścieżką poszły warszawskie prywatne „Wioski. Innowacyjna opieka małego człowieka”, sieć żłobków i przedszkoli, które wykorzystują podejście Reggio Emilia. Jest również w Polsce kilka placówek, które mają oddziały prowadzone w duchu Reggio Emilia, m.in. Akademia Skrzatów w Krakowie. Podejście Reggio to trudne wyzwanie, ale daje spektakularne efekty, bo pozwala oderwać dzieci od schematu i wyzwolić w nich to, co najlepsze. Dzisiejszy świat potrzebuje takiej idei. Musimy wychowywać dzieci we wzajemnym szacunku.

Agnieszka Kuźba – pedagog, przyrodnik, animator sztuki. Edukacyjny odkrywca. Zrealizowała podróże do placówek edukacyjnych w 14 krajach Europy oraz w USA, Indiach, Nepalu, Nowej Zelandii. Od 34 lat pracuje z dziećmi, młodzieżą oraz dorosłymi. Pisze bajki i wiersze dla dzieci i dorosłych. Jej dwujęzyczna bajka „Bezpieczne Gniazdo” trafiła na wszystkie kontynenty z przekazem o równości potrzeb dzieci na całym świecie i konieczności ich respektowania przez dorosłych. Ostatnio opublikowała „Literownik z natury” z zielnikiem inspirowany podejściem Reggio Emilia. Pracuje nad książką o edukacji naturalnej oraz o zapobieganiu zespołu deficytu natury w placówkach publicznych.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź