fot. archiwum prywatne

Zabierz dziecko na safari do ogródka przed domem! „Ważniejsza jest obserwacja niż wiedza. To ta pierwsza pobudza ciekawość i pasję” – mówi przyrodnik Wojciech Mikołuszko

- Wyjdźcie z domu, pochylcie się, pooglądajcie to, co rośnie w ogródku i co po nim łazi, a potem sięgnijcie po atlasy czy książki przyrodnicze. Dla dziecka może to być nawet bardziej wciągające, gdy rodzic jest na tym samym poziomie, i razem z nim, jako partner, a nie mentor, zdobywa wiedzę – o pożytkach z noszenia słoików, sposobach obserwacji przyrody i "eksperymentach na mrówkach" rozmawiamy z Wojciechem Mikołuszko, przyrodnikiem, dziennikarzem naukowym i autorem książek dla dzieci.

Mariusz Borowy: Mam taki pomysł, żeby z córką pobawić się w przyrodników i poobserwować naturę w naszym otoczeniu. Podpowiedz, jak zorganizować taką wyprawę badawczą do przydomowego ogródka czy miejskiego parku. W jaki sprzęt warto się wyposażyć? Może powinienem kupić lupę, lornetkę albo coś innego?

Wojciech Mikołuszko: To super pomysł i na pewno oboje będziecie się świetnie bawić. A sprzętem się nie przejmuj. Tak naprawdę jest on kwestią drugo-, a nawet trzeciorzędną. Najważniejsza jest ciekawość świata i chęć jego obserwacji. No i wykonanie tego pierwszego kroku. Dlatego proponuję, byś na pierwszą wyprawę ruszył z marszu, bez specjalnych przygotowań, gdy tylko taki pomysł się pojawi. Przecież oglądanie kwiatów, owadów, takich jak motyle, czy ptaków nie wymaga – przynajmniej na początek – żadnego sprzętu. Jeśli jednak chcesz waszą wyprawę potraktować nieco poważniej, to faktycznie przyda wam się lupa i małe terraria.

Czyli jednak będą koszty…

Spokojnie, ich rolę doskonale spełnią szklane czy plastikowe pojemniki albo po prostu słoiki. Można w nich umieścić obserwowanego owada, tak żeby podnieść go z ziemi, dokładnie obejrzeć ze wszystkich stron i popatrzeć, jak się porusza. Słoiki doskonale sprawdzają się też w przypadku „badań” prowadzonych w oczkach wodnych, stawach czy polnych rowach. Natomiast byłbym ostrożny z lornetką, która zwykle budzi wielkie nadzieje maluchów. Niestety, małe dzieci nie są w stanie utrzymać jej w bezruchu i odpowiednio wycelować, co zresztą również dorosłym sprawia czasem kłopot. W rezultacie zamiast obserwacji mamy masę frustracji.

Co mają zrobić rodzice, którym wiedza o naszej ojczystej przyrodzie zdążyła, że tak to ujmę, nieco wyblaknąć od czasów szkolnych? Skąd mam wiedzieć, co właśnie pokazuję dziecku?

Wcale nie musisz tego wiedzieć. Dla dziecka może to być nawet bardziej wciągające, gdy rodzic jest na tym samym poziomie, i razem z nim, jako partner, a nie mentor, zdobywa wiedzę. Wyjdźcie z domu, pochylcie się, pooglądajcie to, co rośnie w ogródku i co po nim łazi, a potem sięgnijcie po atlasy czy książki przyrodnicze. Tu przyda się twoja umiejętność czytania. Obecnie jest masa wspaniałych wydawnictw, a jedynym problemem jest dobór ich poziomu do wieku dziecka. Są też coraz lepsze aplikacje na smartfony, np. mam świetną do identyfikacji roślin oraz do rozpoznawania głosów ptaków.

Uważam, że ważniejsza jest obserwacja niż wiedza. To ta pierwsza pobudza ciekawość i pasję. A to od nich zaczyna się prawdziwe zainteresowanie naturą i chęć zdobywania wiedzy na jej temat. Zresztą, zaczynanie od teorii prawie nigdy nie jest dobrym pomysłem, prawda?

Czy jest jakaś szczególnie dobra pora dnia do prowadzenia obserwacji przyrody?

To zależy, co chcecie zobaczyć.

Wczesny ranek to dobry moment na obserwację ptaków, a zwłaszcza poznawanie wydawanych przez nie dźwięków. Dalej w ciągu ranka, gdy zrobi się już cieplej, uaktywniają się pszczoły, które są naprawdę fascynujące. Tym bardziej, że mamy ich około 460 gatunków, a wiele z nich dość łatwo rozpoznać. Środek dnia to doskonały czas na podpatrywanie także innych owadów. Wieczorem i nocą pojawiają się nietoperze, których obserwacja jest dość trudna, ale każdy zauważony przelot wzbudza dużą radość. Znacznie łatwiej przyjrzeć się nocnym owadom, takim jak choćby ćmy. Wystarczy wystawić na dwór lampkę i chwilę poczekać.

Najwięcej problemów jest z obserwacją dzikich ssaków, tu częściej natkniemy się na ich ślady czy odchody, które zresztą mogą być bardzo ciekawe.

Jaki jest najlepszy wiek dziecka na rozpoczęcie takich wypraw? Bo chyba nie ma sensu zabierać na nie paroletnich maluchów?

Wbrew pozorom młodsze dzieci są często lepszymi przyrodnikami niż starsze. Nie mają bowiem wdrukowanej niechęci wobec różnych form życia biologicznego. Nie będą się brzydziły larw czy dżdżownic ani bały pająków. Tu od razu podkreślę, że żyjące w Polsce gatunki są na ogół nieszkodliwe dla ludzi.

Co można spotkać podczas safari w przydomowym ogrodzie czy łące za blokiem?

Zacznijmy od kwiatów, tu się zawsze dzieje coś ciekawego. Masa żyjątek poszukuje pożywienia, owady zapylające, takie jak motyle, pszczołowate czy muchówki spijają nektar i zbierają pyłek, a pająki kwietniki zastawiają na nie pułapki. Warto też prowadzić rozciągniętą w czasie obserwację życia samego kwiatu – jak otwiera się on rano i zamyka wieczorem oraz obraca do słońca wraz z upływem dnia. Niektóre rośliny, jak np. szczawik zajęczy, przy niepogodzie zwijają liście.

Jeśli mamy w pobliżu drzewa owocowe, to warto co jakiś czas tam się wybrać, by obserwować ich cykl życiowy, jak kwiaty zamieniają się w owoce i jak te powoli dojrzewają. Z kolei w oczku wodnym czy stawie możemy pooglądać rośliny wodne, np. strzałkę wodną, która ma trzy zupełnie różne rodzaje liści, podwodne, nawodne i wyrastające nad wodą, podobne właśnie do strzałek. Bardzo interesujące są zwykle obserwacje mrowisk. Gdy już znudzi nam się samo patrzenie, możemy zacząć eksperymentować na mrówkach.

Eksperymenty na zwierzętach?

Spokojnie, żaden owad nie ucierpi w czasie tych badań. Możemy np. podawać im pokarm, np. miód, i obserwować, co się będzie działo. Albo tropić ich ścieżki chemiczne, czyli takie niewidoczne dla nas linie, po których się one poruszają i starać się je zmodyfikować, umieszczając w ich pobliżu mrówcze smakołyki, a następnie je przestawiając.

Mam wątpliwość – takie obserwowanie małego żyjątka zajętego swoimi sprawami chyba szybko może się znudzić dziecku…

Możliwe, ale istnieje sposób na obejście tego problemu. Możemy przecież owada, wraz z fragmentem jego ekosystemu, zabrać do domu, i tam prowadzić dalsze obserwacje. Wystarczy interesujący nas okaz, np. gąsienicę motyla umieścić wraz z liściem, na którym się znajduje, w słoiku. I już mamy doskonały okaz do dalszych, całkiem wygodnych obserwacji. Teraz należy tylko co jakiś czas spryskać ją wodą, dokładać liście i obserwować cały cykl przemiany w pięknego motyla.

W podobny sposób możemy założyć prywatne mrowisko.

Gdy obserwując mrowisko, trafimy na rójkę, musimy złapać królową, którą umieszczamy w formikarium. To coś jakby terrarium dla mrówek. Na początek zamiast tego możemy użyć zwykłej probówki zamkniętej kłębkiem waty. Teraz wystarczy podawać odpowiedni pokarm, np. kropelkę miodu i odrobinę wody. Po jakimś czasie będziemy mieli własną kolonię mrówek.

Równie prosto możemy założyć lokalne akwarium. Nabieramy wody z oczka wodnego, stawu czy rowu, a następnie staramy się nawrzucać tam za pomocą siatki to, co w nim żyje. Będą to larwy komarów, cierniki, może kijanki. Mając je w domu, możemy wygodnie obserwować ich rozwój.

A gdy już wszystko, co chcieliśmy zobaczyć, uda nam się dostrzec, obserwowane obiekty, zarówno lądowe, jak i wodne, możemy po prostu wypuścić. Pochodzą one z naszego ekosystemu, mogą więc do niego wrócić bez szkody dla siebie i natury.

Gdzie jeszcze, poza okolicami mrowiska, możemy się udać? I jak jeszcze możemy ułatwić sobie obserwacje przyrody?

Jesienią warto znowu odwiedzić drzewa owocowe czy orzechy. Tam, o ile zachowamy przez chwilę ciszę, możemy spotkać zwierzęta, które przyszły się pożywić i zrobić zapasy na zimę.
Można wybudować popularny już hotel dla owadów, w wersji z szybką z jednej strony. Doskonałym pomysłem są eksperymenty z rzeżuchą. Urządźmy jej plantacje w miejscach o różnym stopniu nasłonecznienia i dodatkowo w pudełku po butach z wyciętą na górze lub z boku dziurką. Efekty będą bardzo pouczające. Warto też w słoiku zrobić coś w rodzaju lasagne z warstw ziemi i piasku, a na górze wysypać trochę liści. Do tak przygotowanego pojemnika wrzucamy dżdżownice. Dość szybko zobaczymy efekty ich pracy.

Zimą doskonałym pomysłem będą karmniki, do których na pewno zleci się wiele ptaków. To też pora roku, kiedy warto wybrać się dalej od domu w poszukiwaniu tropów zwierząt, które będą doskonale widoczne na śniegu.

To świetne pomysły, ale dla młodszych dzieci. Nie mam przekonania, czy zainteresują i zainspirują starsze dzieciaki, powiedzmy te bliżej końca szkoły podstawowej.

Cóż, może faktycznie obserwacja mrowiska czy podziwianie motylków to trochę za mało, żeby zainteresować nastolatka, ale zapewniam cię, że damy radę. Z takim partnerem można zrobić więcej, pójść dalej, może wejść na drzewo czy na grząski teren, gdzie np. spotkamy rośliny owadożerne. Bez problemu może on posługiwać się lornetką, a to daje ogromne możliwości, chociażby przy obserwacji ptaków. Szósto- czy ósmoklasista poradzi sobie już z samodzielną hodowlą modliszki, pająków czy wymagającego wodno-lądowego terrarium chrząszcza wodnego: kałużnicy czarnej. To bardzo ciekawy owad, jego larwa jest żarłocznym mięsożercą, która po przepoczwarzeniu się na lądzie, staje się łagodnym wegetarianinem.

Starsze dzieci mogą też spróbować swoich sił w fotografii przyrody, a nawet makrofotografii. W końcu dziś tę funkcję mają nawet niektóre telefony. No i nastolatek ma zupełnie inne niż małe dziecko możliwości zdobywania wiedzy. Może on sam usiąść do internetu, wyszukać informacje na temat tego, co widzieliście, i potem cię dokształcić. Największym problemem w przypadku starszych dzieci jest zachęcenie do zainteresowania się przyrodą. Dlatego warto zaczynać, gdy są jeszcze maluchami. Potem samo się potoczy.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź