Melissa McCarthy. Aktorka na plus
Spis treści:
Rola plus size w Hollywood
Świat filmowy od dekad skreślał z ekranu kobiety, które nosiły większe rozmiary niż 34 i 36. Kreował w ten sposób nierealne kanony piękności i doprowadzał młode dziewczęta do zaburzeń odżywiania. W ostatnich latach coś zaczęło się jednak zmieniać. Przyczyniły się do tego m.in. takie aktorki, jak Melissa McCarthy, Rebel Wilson czy Octavia Spencer. Kobiety plus size zaczęły dostawać role pierwszoplanowe, a ich bohaterki nie są definiowane przez wagę. Odgrywają romantyczne role, inspirują innych i spotykają wielką miłość. Dodając do tego osobowości aktorek, które nie wstydzą się pokazywać swoich krągłości, rozpoczęła się prawdziwa rewolucja w postrzeganiu ciał plus size w filmach i promowaniu różnorodności w mediach.
Wyzwania i sukcesy aktorek plus size
Presja utrzymania bardzo szczupłej sylwetki dała się wielu gwiazdom we znaki. Kobiety, które odbiegały od ustalonego kanonu, długo nie mogły liczyć na główne role. Najczęściej grały postaci drugo- lub dalszoplanowe. Wiele aktorek było także określanych jako plus size, choć tak naprawdę wcale nie ważyły dużo. Lisa Kudrov z serialu „Przyjaciele” przyznała, że ciągle była chora, próbując utrzymać szczupłą sylwetkę w młodości. Jennifer Aniston została poproszona o zrzucenie 10 kg do roli. Presji nienagannej sylwetki poddały się także Sarah Jessica Parker, Jennifer Lawrence czy Greta Garbo. Emma Thompson zagroziła w 2008 r., że odejdzie z obsady, jeśli narzuci się schudnięcie jej koleżance z planu.
Aktorki plus size pokazały jednak, że kobiety w większym rozmiarze także są zdolne i osiągają sukcesy. Melissa McCarthy dwukrotnie była nominowana do Oscara za role w filmach komediowych. Otrzymała także nominację do Złotego Globu. Dzięki zaparciu i wierze stała się jedną z najlepiej opłaconych amerykańskich aktorek.
Melissa McCarthy jako projektantka odzieży
Melissa McCarthy wyjawiła, że często nie pokazuje się na ważnych wydarzeniach, ponieważ nie ma w co się ubrać. Aktorka podkreśliła, że mało projektantów chce podjąć się stworzenia kreacji dla gwiazd plus size. Postanowiła więc rozwiązać ten problem sama i stworzyła kolekcję dla kobiet noszących numery od 32 do 52. McCarthy nie tylko walczy z brakiem eleganckich ubrań dla kobiet w większej rozmiarówce. Pokazuje także, że większe kobiety mogą nosić wszystko i dobrze wyglądać. „Należy nosić stonowane kolory? Żadnych wzorów? Żadnych jaskrawych barw? To jest nierealne! Ktoś wymyślił te zasady, a ja się z nimi nie zgadzam. Ubrania z mojej kolekcji można ze sobą łączyć w dowolny sposób, tak, by raz wyglądać rockowo, a innym razem bardziej elegancko, w zależności od tego, jaki efekt chcemy uzyskać” – tłumaczyła.
Aktorki plus size jako wzorce do naśladowania
Melissa McCarthy jest kobietą przy kości. Puszystą. Plus size, ale taki prawdziwy plus, a nie udawany, jak w przypadku modelek, gdzie rozmiar 38 to już plus. Ale Melissę McCarthy kocha Hollywood. I widzowie. Jest aktorką komediową. Na brak pracy nie może narzekać. Na przyszły rok ma już zapowiedziane trzy filmy. Za drugoplanową rolę w „Druhnach” (to właśnie ona robiła tam kupę do umywalki, o co do tej pory pytają ją podli dziennikarze) była nominowana do Oscara. I to właśnie wtedy dotkliwie poczuła, że nie ma co na siebie włożyć. Ale też wtedy postanowiła, że zaczyna szyć ubrania dla takich jak ona.
Promowanie akceptacji siebie i zdrowego stylu życia
Melissa McCarthy twierdzi, że zrzucanie kilogramów jej nie idzie, chociaż biega za dwiema córkami, zdrowo się odżywia, regularnie chodzi na pilates i gra w tenisa. „Naprawdę nie wiem, dlaczego nie jestem szczuplejsza. Nie piję słodkich, gazowanych napojów, uważam na to, co jem, w domu też odżywiamy się zdrowo”, śmieje się Melissa McCarthy. „Ale wiesz co? Przestałam się tym zajmować i zamartwiać. W swoim życiu miałam już chyba wszystkie możliwe rozmiary. W wieku 20 lat, kiedy byłam w naprawdę świetnej formie, rozmiar 6 czy 8, i tak nie byłam z siebie zadowolona. Chciałam mieć rozmiar 2 albo 4, jak każda dziewczyna. Ale dzisiaj dałam sobie spokój. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się swoją wagą. Poza tym nie chciałabym tego wiecznego niezadowolenia ze swojego ciała przekazać swoim córkom. Przecież jestem zdrowa. I o to chodzi” – mówi Mellisa McCarthy. A na koniec dodaje w swoim stylu: „Pewnie mogłabym odżywiać się zdrowiej. Mogłabym uczyć się kolejnego języka i więcej ćwiczyć, ale kiedy zaczynam tak myśleć, mówię sobie: Jutro mógłby mnie też przejechać autobus, i co?”.
Ps. Nie chciałabym was zniechęcać do ćwiczeń, jednak odrobina akceptacji dla siebie jest w cenie. Każdy ma swoje 5 kg do oddania, prawda? A do mnie, matki, bardzo trafia tekst „Nie chciałabym przekazać tego córkom”. Bo nawet w dziecięcych piosenkach, których słucha moja trzylatka, pojawia się tekst „Dlaczego mama nie je, je je je, a mimo to ładnieje, je je je”, i że mama jest zawsze na diecie. Straszne!
Ania Ręka. Opracowanie: Ewa Wojciechowska