M. Synger / fot. archiwum prywatne

„Wychowywanie dzieci to dla mnie codzienny dialog wewnętrzny” – mówi Miriam Synger, edukatorka żydowska i mama piątki dzieci

– Nie zawsze mam ochotę mówić, że jestem Żydówką. Czasem chcę być anonimowa. Kiedy zaczyna się temat żydostwa, ludzie od razu patrzą na mnie w inny sposób, przez pryzmat tego, co o Żydach słyszeli. Albo rzucają stereotypami, albo się zachwycają moim pochodzeniem. A czasami najzwyczajniej w świecie, nie chcę się o tym rozmawiać – opowiada Miriam Synger.

Klaudia Kierzkowska: Jest pani ortodoksyjną Żydówką. Mówi pani o tym głośno i otwarcie, często to podkreśla. To pani, jako pierwsza w swojej rodzinie wróciła do judaizmu i to tego ortodoksyjnego. Jak na te zmiany zareagowali najbliżsi?

Miriam Synger: Mówię o tym otwarcie i głośno, ale szczerze mówiąc nie zawsze mam potrzebę podkreślania tego. Bycie Żydówką byłoby dla mnie i naturalne i zupełnie zwyczajne, gdyby inni dookoła nie robili szumu. To media proszą „ej, weź opowiedz, jak to jest być Żydówką”. No to mówię. Na Instagramie dostaję pytania o religię. Wtedy publicznie o niej opowiadam. Niebawem ukaże się moja książka „Jestem Żydówką”, która też jest odpowiedzią na te wszystkie „Żydówką!? A bo podobno Żydzi… To prawda?”.

Na zmianę, jaka zaszła w moim życiu, rodzina i znajomi zareagowali wielkim zdziwieniem. Myślę, że każda radykalna zmiana budzi lekki niepokój.

Tak było i w moim przypadku. Pochodzę z asymilowanej jeszcze przed wojną rodziny. Wychowywałam się w świeckim domu. Jako dorosła kobieta zdecydowałam się na judaizm w tej ortodoksyjnej formie. Każdy był zdziwiony.

Co w praktyce oznacza bycie ortodoksyjną Żydówką?

To nic innego jak życie wedle konkretnych reguł, zasad dotyczących praktycznie każdego aspektu życia. Jednym z przykładów jest koszerna żywność, czyli taka, która jest właściwa do spożycia według żydowskiego prawa. Zasad koszerności jest sporo np. niełączenie mleka z mięsem, niejedzenie konkretnych zwierząt czy krwi. To wszystko jest szczegółowo wymienione w Torze, czyli Pięcioksięgu Mojżeszowym, który stanowi podstawę judaizmu. W szabat, czyli siódmy, ostatni dzień tygodnia, który jest dniem wypoczynku, wyłączam telefon i komputer. Obchodzimy też żydowskie święta, których w żydowskim kalendarzu jest sporo. Więcej o tym, co to znaczy być religijnym w praktyce, opowiadam na moim profilu na Instagramie i w książce.

Na studiach była pani ateistką, która prowadziła bujne życie towarzyskie. Skąd ta zmiana?

Pewnego dnia poznałam religijnego mężczyznę. Po dwóch tygodniach postanowiłam zostać jego żoną, chcieliśmy być razem. To był impuls. Dosyć szybko się odnalazłam w tej nowej rzeczywistości. Pobraliśmy się. Mamy dzieci. Spędziliśmy razem kilka lat w Izraelu. Rozwiedliśmy się. Wyszłam ponownie za mąż. I tak sobie żyję teraz całkiem szczęśliwa.

Jest pani mamą piątki dzieci. Kobietą po rozwodzie i to właśnie ten rozwód często budzi chyba wiele wątpliwości, niejasności. Judaizm dopuszcza rozwody?

Dopuszcza. Oczywiście. Zastanawia mnie, czemu ten fakt tak wszystkich dziwi.

Ludzie często nie dowierzają, że jestem po rozwodzie. Kiedy mówię „jestem religijna i się rozwiodłam”, słyszę „to religia pozwala na rozwód?”. Niektórzy zachowują się tak, jakby nie rozumieli, co do nich mówię. Jednak chyba nie ma w tym nic dziwnego.

Czemu dwoje ludzi miałoby być razem, skoro coś się dzieje? Jeżeli wierzymy w Boga i uznajemy, że boską wolą jest, by dwie osoby były razem, to czemu boską wolą nie ma być, żeby się rozstały? Jedni mogą mieć dzieci, inni nie. Jedni żyją do 100-tki, inni umierają w wieku 16 lat. Jedni są w małżeństwie, a inni się rozstają.

Dzieci rodziła pani zarówno w Polsce, jak i w Izraelu. Dwójka przyszła na świat w domu. Który z porodów wspomina pani najmilej, a który najgorzej? Narodziny w Izraelu różnią się od narodzin w Polsce?

Poród w Izraelu i w Polsce był podobny. Bolało, bolało, jeszcze bardziej bolało, a potem narodziło się dziecko. O opiece porodowej w Izraelu niestety się nie wypowiem, bo właśnie tam rodziłam w domu, a nie w szpitalu. Dobrze wspominam każdy poród. Nie było dramatów.

Domyślam się, że wychowanie piątki dzieci jest wielkim wyzwaniem. Jak na co dzień radzi sobie pani z taką gromadką? Cały czas pracuje pani zawodowo.

A kto powiedział, że sobie radzę? I co to oznacza, że kobieta sobie radzi? Dzieci na pewno głodne nie chodzą. Jednak nie ukrywam, że jako matka mam poza wzlotami też upadki. Wychowywanie dzieci to dla mnie codzienny dialog wewnętrzny. Zadaję sobie wiele pytań. Odpuścić czy przycisnąć? Czy na takie zachowanie mam w sobie zgodę, czy może ono mi się nie podoba? Czy nie za dużo obowiązków, czy nie za mało? Jak wydłużyć dobę, by na wszystko wystarczyło czasu? To wcale nie jest takie łatwe. Jednak nie ma znaczenia, czy ma się piątkę dzieci czy jedno. Rzeczywiście, dodatkowo pracuję zawodowo.

Zawsze, nawet kiedy dzieciaki były małe, albo pracowałam, albo akurat studiowałam, więc nigdy dom nie był moim jedynym obowiązkiem. Tak mi dobrze. To mi dodaje siły.

Oczywiście wszystko ma swoje minusy. Zdarza się, że zazdroszczę rodzicom, którzy zdecydowali się w pierwszych latach życia dziecka, to właśnie jemu tylko i wyłącznie poświecić swoją uwagę. Ja postąpiłam inaczej. Jednak zdaję sobie sprawę, że coś mogło mi umknąć.

Mąż wspiera panią i aktywnie uczestniczy w wychowaniu dzieci?

Oczywiście, że aktywnie uczestniczy w wychowaniu dzieci. Dlaczego miałby tego nie robić? Przecież też jest rodzicem (w naszym wypadku ojcem i ojczymem). Dzielimy się obowiązkami po równo. Raz ja gotuję, raz on. Raz ja kąpię młodsze dzieci, raz on. Raz ja je rano ogarniam, raz on. I tak dalej. Czy mnie wspiera? Wspieramy siebie nawzajem. To chyba naturalne i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. W mojej książce „Jestem Żydówką” opisuję naszą codzienność. Pojawiają się w niej i dzieci i mąż. Dokładniej opisuję, jak to u nas funkcjonuje.

Jakie są podstawowe zasady, którymi kieruje się pani podczas wychowania dzieci? Do czego przywiązuje pani największą uwagę?

To jest naprawdę bardzo dobre pytanie, ale zupełnie nie umiem na nie odpowiedzieć w trzech zdaniach. Wszystko zależy od tego, które dziecko – każde jest przecież w innym wieku i na tym poziomie inne rzeczy według mnie mają znaczenie. Zależy co się akurat dzieje dookoła. Inne wyzwania postawiła przed nami pandemia, inne wojna, więc też inaczej my jako ludzie się zachowywaliśmy. Automatycznie inne rzeczy były ważne.

Jednak patrząc na to, co się dzieje dookoła, mam potrzebę przekazania dzieciom kilku rzeczy. Po pierwsze, mają robić to, co jest dla nich ważne (wsłuchać się w siebie, zadawać sobie pytania o własne potrzeby). Po drugie, „odczepić się” od innych (nie komentować czyichś wyborów, nie krytykować czyjegoś ubrania, nie udzielać nieproszonych rad). Po trzecie, zależy mi, by jednocześnie były na innych uważne (patrzeć ludziom głęboko w oczy, zadawać pytania, zamiast decydować, że się wie, kim dana osoba jest i co czuje).

Sposób, w jaki wychowuje pani swoje dzieci, znacznie różni się od tego, w jaki pani została wychowana?

Nie, zbytnio się nie różni. Bardzo podobało mi się, jak wychowywała mnie mama. Mama miała w sobie dużo cierpliwości, luzu, wyrozumiałości i zaufania. Myślę, że ja podobnie wychowuje swoje dzieci. Jest tylko jedna różnica. W naszej rodzinie obecna jest religia, której nie było w moim domu, kiedy byłam dzieckiem.

Przydziela pani dzieciom obowiązki domowe? A jeśli tak, czy obowiązki chłopców różnią się od obowiązków dziewcząt?

Tak, przydzielamy obowiązki dzieciom. Obowiązki chłopców niczym nie różnią się od obowiązków dziewcząt. Nie, nie ma u nas takiego podziału. Obowiązki dostosowane są do wieku, a nie do płci. Każde z dzieci ma swoją część jak np. wyładowywanie zmywarki, wyrzucanie śmieci, składanie prania. Dodatkowo dwójkami mają dyżury podczas szabatów, czyli pomagają w gotowaniu, nakrywają elegancko do stołu, a potem zbierają z niego naczynia.

Zastanawiam się, jak pani dzieci odnajdują się w Polsce?

O to trzeba by było już zapytać dzieci. Na pewno opowiedziałyby więcej. Dzieci nie narzekają. Polska to w końcu nasze państwo, a my jesteśmy Polakami. Czasem zdarzy się jakaś ciekawa sytuacja.

Z jakimi największymi trudnościami przychodzi się pani i rodzinie mierzyć mieszkając w Polsce?

Ostatnimi czasy z inflacją. A tak zupełnie poważnie, przecież co chwilę ktoś wobec kogoś zachowuje się nie w porządku, nie tylko wśród nas Żydów. Takie sytuacje są niemalże na porządku dziennym.

Jeśli chodzi o to, czy doświadczamy antysemityzmu? W kontaktach z ludźmi tak na żywo zdarza się rzadko. Jednak w internecie spotkało nas wiele nieprzyjemności.

Zdarzają się sytuacje, w których staracie się unikać mówienia, że jesteście Żydami?

Nie zawsze mam ochotę mówić, że jestem Żydówką. Czasem chcę być anonimowa. Kiedy zaczyna się temat żydostwa, ludzie od razu patrzą na mnie w inny sposób, przez pryzmat tego, co o Żydach słyszeli. Albo rzucają stereotypami, albo się zachwycają moim pochodzeniem. A czasami najzwyczajniej w świecie, nie chcę się o tym rozmawiać.

 

Miriam Syngeredukatorka żydowska, która prowadzi na Instagramie konto jestem_zydowka. Niebawem ukaże się jej książka „Jestem Żydówką” wydawnictwa Znak. Mama piątki dzieci. Żona. Ortodoksyjna Żydówka. Krakowianka. Kilka lat mieszkała w Łodzi i kilka w Izraelu.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź