matka z dziećmi Dzień Matki to każdy mój dzień już od ponad 5 lat/ Getty

Dzień Matki to każdy mój dzień już od ponad 5 lat

Nie można przestać być mamą – nawet na chwilę. Nie można wziąć urlopu, wolnego, święta. Nie można zapomnieć, że ma się dziecko, dzieci. Nie można przestać troszczyć się i martwić, i szalenie kochać.

Spis treści:

W dniu narodzin dzieci rodzi się też rodzic

W dniu narodzin dzieci rodzi się też rodzic. To taki paradoks – witamy nowego człowieka na świecie, żegnamy swoje stare życie, rodzimy się do nowego – lepszego? Gorszego? Na pewno innego.

Jeszcze przed urodzeniem dzieci miałam tyle planów: rodzinne góry, morze, sporty, imprezy. Obiecywałam sobie, że się nie zmienię, będę żyć swoim życiem i czerpać z niego jeszcze więcej satysfakcji niż kiedykolwiek. Niektórzy, patrząc z boku, sądzą, że tak właśnie jest.

Nie jest.

Rodzicielstwo jest trudniejsze, niż sądziłam.

Rodzicielstwo jest bardziej niewdzięczne, niż sądziłam – te mityczne „uśmiechy bombelków” nie regenerują po serii nieprzespanych nocy.

Rodzicielstwo jest bardziej krytykowane, niż sądziłam:

  • „Nie masz chwili dla siebie? To wina złej organizacji czasu. Koniecznie kup sobie kalendarz”
  • „Dlaczego twoje roczne dzieci jeszcze nie jedzą sztućcami?”
  • „Powinnaś ją odpieluchować już dawno, tylko leniwe matki mają dzieci w tym wieku w pieluchach”
  • „Załóż czapeczki”
  • „Dzieci nie powinny już jeździć wózkiem, moje mając dwa lata wchodziły na połoniny w Bieszczadach”

Dziś, z perspektywy pięciu lat, dałabym sobie (i innym mamom) jedną radę – wpisać (może być i w ten kalendarz!) jeden plan: BĘDĘ CZĘŚCIEJ MÓWIĆ INNYM “SPADAJ”. Jeśli trzeba – to dosadniej.

Macierzyństwo to utrata siebie – tej wolnej, bezdzietnej. Jak w wierszu: „Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a zostanie tylko fotografia, to – to jest bardzo mało”… Parafrazując: gdy się miało swoje życie,  a zostanie tylko fotografia – to jest mało. Tęskni się do życia bez dzieci. Ale mówienie o tym głośno też jest źle widziane. Można narzekać na matkę, ojca, siostrę, brata, sąsiada, szefa, szwagra, partnera. Tylko narzekanie na dzieci to tabu.

 

Rodzicielstwo jest pełne strachu

Rodzicielstwo niesie w sobie o wiele więcej strachu, niż sądziłam. Gdy kochasz kogoś tak bardzo, jak można kochać tylko dziecko, stale się lękasz: o zdrowie, życie, szczęście.

Choroby dzieci są bardzo trudnym doświadczeniem. Nikt nigdy nie przygotuje się na to, że dziecko nie będzie zdrowe. W ciąży nie planujemy chorób przewlekłych, zaburzeń, zabiegów, badań, narkoz, terapii.

Pobyty w szpitalach uczą pokory. Doceniam swoje dzieci – jakie to ogromne szczęście, że są i jakie są. Takie nieidealne, a takie doskonałe, niezastąpione.

Rodzicielstwo uwrażliwia. Serce mi pęka, gdy słyszę o krzywdzie bezbronnych dzieci, o chorobach, cierpieniu, tragediach. Chciałabym móc pomóc każdemu dziecku w potrzebie.

Macierzyństwo bywa nudne. Oglądaliście kiedyś tę samą bajkę kilka(dziesiąt) razy? Czytaliście tę samą książeczkę kilka(naście) razy – po kolei? Siedzieliście dzień w dzień na tym samym placu zabaw i bujaliście dziecko godzinami?

Macierzyństwo zmieniło moje zainteresowania. Nie wiem, jak to możliwe, ale nie umiem w sklepach przejść obojętnie obok działów z zabawkami czy książeczek dla dzieci!

Macierzyństwo zmieniło moje standardy czystości. Na niższe. Nie żałuję.

Mając dzieci, nic nie da się zaplanować. Oczywiście – próbować można. Ale trzeba mieć szeroki zakres tolerancji na zmianę planów czy spóźnienie. I nie myśl, że wstając wcześniej, nadrobisz coś, zanim dzieci wstaną. W 9 przypadkach na 10 dzieci też wtedy obudzą się wcześniej.

Rodzicielstwo motywuje do działania, bo… patrz punkt wyżej. Lepiej nie odkładać na później, bo później ktoś może zachorować, zwymiotować, płakać, domagać się zabawy, uwagi, kąpania, głaskania, karmienia.

 

Jak zająć się duszą, nie laktacją

Macierzyństwo wciąż jest lukrowane, zakłamywane, a stan matki lekceważony. Wychodzimy ze szpitala z instrukcją pielęgnacji noworodka, ale bez instrukcji dla mamy, jak się zająć sobą – swoją duszą, nie laktacją.

Nie słyszymy ani słowa o rozejściu kresy, o nietrzymaniu moczu po porodzie naturalnym. Prędzej powiemy o rozstępach i obwisłym biuście, chociaż to tylko wygląd. Wciąż za cicho mówi się o realnych konsekwencjach ciąż i porodów.

Depresja poporodowa wciąż bywa traktowana jak słabość. Dostajemy kolejne ciosy zamiast pomocy: „Kiedyś kobiety rodziły po dziesięcioro dzieci, pracując w polu i nikt nie narzekał”, „Nikt nie mówił, że będzie łatwo”… I nie jest.

Co pomaga być mamą i nie zwariować?

Przyjaciele. Tacy prawdziwi i szczerzy. Rodzicielstwo przewertowało moją listę „przyjaciół”.

Czasem pomocą służyli ci, po których się nie spodziewałam.

Ratuje mnie przyjaciółka, z którą mogę szczerze ponarzekać: że mam ochotę krzyczeć, kląć, schować się w szafie, spać choćby na korytarzu, ale w ciszy, że marzyłam przy niemowlętach o ucieczce z domu, zaczęciu nowego życia gdzieś daleko. Bo zwyczajnie opadałam z sił.

W takich chwilach zrozumienie, danie prawa do narzekania jest bezcenne. Każda mama powinna móc się wygadać, bez komentarza, bez pouczania.

Wiele kobiet czuje presję, że muszą same „dać radę”. Współcześnie coraz więcej dzieci nie ma dziadków – są daleko, nie chcą, nie mogą, nie powinni. Nie trzeba być ze wszystkim samą, można znaleźć nianię, można znaleźć kogoś do posprzątania, chociaż raz na jakiś czas (zaznaczę, że piszę o rodzicielstwie z perspektywy samotnej matki. Gdybym była w związku, wymagałabym od ojca dzieci równego zaangażowania w opiekę, jeśli oboje bylibyśmy aktywni zawodowo).

Szczęście daje mi… makijaż. Każdego dnia, nawet będąc z dziećmi w szpitalach, robię makijaż, maluję na powiekach kreski. Czuję wtedy, że wciąż jestem człowiekiem, kobietą, a nie tylko zmęczonym stróżem dziecka.

Dałam sobie zgodę na bycie wolną od nakazów, zakazów, presji. To ja jestem z moimi dziećmi i znam ich możliwości (oraz moje). Prawie cztery lata w pieluchach? Spoko. Odpieluchowanie to nie wyścigi. Gotowe słoiczki zamiast eko warzyw zbieranych o wschodzie słońca? Też dobrze, jeśli w zamian zyskuję chwilę dla siebie.

 

W macierzyństwie pomagają… dzieci

Macierzyństwo daje siłę! Jestem z bliźniakami sama właściwie od początku, bo odeszłam od agresywnego partnera. Nigdy tego nie żałowałam. Zawsze i wszędzie będę powtarzać: to nieprawda, że „dzieci muszą mieć pełną rodzinę/muszą mieć ojca”. Pełna rodzina to rodzina pełna dobrych emocji, a nie skład osobowy.

Macierzyństwo uczy stawiania granic. Wyciszam telefon, w obecności dzieci jestem tylko dla nich. Pamiętam, jak wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim: 7 dni w tygodniu, nawet do godziny 22. Dzieci coraz gorzej znosiły moją nieobecność – dosłownie wisiały u nóg, płakały, gdy miałam wychodzić. Zmieniłam rytm i styl życia. Obiecałam sobie, że nie zepsuję ich życia bardziej niż to konieczne.

W macierzyństwie pomagają… dzieci. Uczą zachwytu nad drobiazgami. Zatrzymania przy żuczku, listku, kwiatku. Docenienia każdego drobnego postępu. Każdego (okropnego…) obrazka. Każdej piskliwie wyseplenionej piosenki.

Nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci. Pewnie byłabym bez nich bardziej wyspana, miałabym więcej czasu, mogłabym dalej podróżować, ale to wszystko byłoby samotne i smutne.

Nie żałuję rodzicielstwa, choć żałuję, że nie mówiono mi, jakie jest trudne. Dlatego w Dniu Matki życzę sobie i innym mamom – wiary w lepsze jutro, doznania satysfakcji i poczucia sensu, nawet gdy jest bardzo ciężko. I nadziei, że gdy dzieci dorosną, to dadzą nam choć chwilę odetchnąć, zanim podrzucą wnuki.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź