„Dzieci nie są przygotowane na to, co będzie działo się z ich ciałem, m.in. na poziomie niepokojów, lęków, pytań 'czy to jest normalne?'”. Jak rozmawiać z dzieckiem o seksie, mówi Iza Jąderek
Agnieszka Łopatowska: Zazdroszczę dzieciom, że dostały od ciebie taką książkę. Myślę, że nasze życie wyglądałoby inaczej, gdyby nie trzeba było nadrabiać dekad zaniedbań w edukacji seksualnej.
Iza Jąderek: Dorośli też mogą się nią cieszyć i z niej uczyć. Coraz częściej dostaję wiadomości, że ktoś kupił jedną dla dzieci, a potem drugą dla siebie – to dowód, że książka wypełnia tę lukę w edukacji – również z dalekiej przeszłości. Mam wrażenie, że w edukacji brakuje przede wszystkim relacji, bliskości, czułości i żywego, emocjonalnego kontaktu, jaki można nawiązać z dzieckiem, przygotowując je do życia. Za naszych czasów, jeśli ktokolwiek miał zajęcia z edukacji seksualnej, były one bardziej instrumentalne, techniczne. Przekazywano na nich konkretną wiedzę na temat higieny albo fizjologicznych elementów dojrzewania.
Nikt nas nie uczył, jak mieć dobry kontakt z samym sobą, ufać swoim uczuciom, czym one w ogóle są i jak chronić swoje granice w relacjach z innymi. Mało kto „uważniał” nasze potrzeby i pragnienia. Zresztą dzisiaj dzieci też niestety tego doświadczają: mówią o czymś, co jest dla nich ważne, a rodzic to umniejsza, mówiąc: „co ty tam wiesz o życiu, kiedyś to będziesz miał problemy”, „czym się tak martwisz, przecież to nic”. A przecież dla dzieci określone problemy są całym światem.
W tej książce w zasadzie co stronę mówię im, że coś jest naturalne, że mają prawo to przeżywać – to obniża lęk i redukuje niepokoje. Jeśli czegoś nam zabrakło, to między innymi właśnie takiej normalizacji.
O pomoc w doszlifowaniu tego przekazu poprosiłaś swoich młodych odbiorców. Co ci radzili?
Powinnam była, a nie zrobiłam tego i żałuję, założyć sobie notatnik ze wszystkim inspiracjami i naukami, które od nich otrzymałam. Poziom ich dojrzałości, zrozumienia, zaciekawienia, dojrzałych uwag i komentarzy był niesamowity. Jeden z moich recenzentów, 12-latek, powiedział, że wszystko super, ale nie z każdego chłopca wyrasta mężczyzna. Na początku myślałam, że chodzi mu o to, że są osoby transpłciowe, a on wyjaśnił, że nie każdy chłopak dojrzewa emocjonalnie i staje się dojrzałym emocjonalnie mężczyzną.
Jak w dowcipie – później tylko rośnie…
Dokładnie. Inna sytuacja dotyczyła chłopca, który był bardzo zainteresowany tym, co będzie się z nim działo podczas dojrzewania, a zupełnie nie obchodziły go części dotyczące dziewczynek. Powiedział, że jest jeszcze na to niegotowy. Fantastycznie, że nie wywierał na sobie presji, żeby przeczytać te fragmenty i dać mi do nich swoje uwagi. Między innymi do niego odnoszę się we wstępie, pisząc, że dzieci mogą mieć swoje granice i żeby czytały te rozdziały zgodnie z uczuciami, które te granice wyznaczają. Jedna z dziewczynek, opowiadając o swojej miesiączce, podpowiedziała mi fragment, w którym piszę, że można celebrować pierwszą miesiączkę tak, że cała rodzina ubiera się na czerwono. To jest historia z jej doświadczenia. Recenzenci poradzili mi też, żeby dodać jakieś ciekawostki czy urozmaicić tekst. Wskazywali niezrozumiałe zdania, które powinnam napisać innym językiem. Zaciekawiały ich też pytania, które na końcu każdego rozdziału zostawiam do refleksji. Wypowiadali się na temat osób homo-, biseksualnych czy transpłciowych. Dzielili się swoimi obserwacjami i to było bardzo wzbogacające.
Czy lekcje wychowania do życia w rodzinie pozwalają zapełnić tę lukę między pokoleniami?
Bardzo ciekawe pytanie. Nie wiem, czy moi recenzenci chodzili na te lekcje, czy wiedzę uzyskali od rodziców. Myślę, że połowa z nich była wyedukowana w domu. Wiem, że niektórym rodzice podsuwali różne książeczki, rozmawiali z nimi, więc dzięki temu orientowali się w tematyce. Odnosząc się do mojego doświadczenia prowadzenia zajęć z edukacji seksualnej w szkołach, niestety mam wrażenie, że wychowanie do życia w rodzinie nie wypełnia tej luki. Dzieci nie są przygotowane do tego, co będzie działo się z ich ciałem, między innymi na poziomie niepokojów, lęków, pytań „czy to jest normalne?”, jak wygląda zakochanie, dlaczego pojawiają się zmiany w ciele. Jeśli dostają jakąś wiedzę, jest ona bardziej biologiczna, o anatomii czy kwestiach technicznych związanych z higieną. W dużej części lekcje z tego przedmiotu nie mają elementu relacyjności, społeczności, którą się buduje, emocjonalności, ochrony i zachowania ostrożności w różnych sytuacjach. Dzieci zwykle są nieprzygotowane na to, że ich ciało będzie się zmieniać, nie radzą sobie z tym, że pojawiają im się włosy na ciele, ich ciało zmienia zapach, a niektórym dziewczynkom odznaczają się piersi pod koszulką. W zależności od wieku dziecka, szkoły i osoby, która prowadzi te zajęcia, mogą one wyglądać różnie – znam szkoły i nauczycieli, którzy wspaniale uczą swoich wychowanków, zespół szkoły jest zaangażowany i zmobilizowany do przekazywania rzetelnej, holistycznej wiedzy, ale jeśli miałabym wyciągnąć średnią, to przedmiot wychowanie do życia w rodzinie nie przygotowuje dziecka do życia.
Polecamy
„Powinniśmy rozmawiać o częściach intymnych i je nazywać, żeby dzieci wiedziały, co mają między nogami” – mówi Ewa Kostoń, prezeska fundacji „Nie wierzę w bociana”
– Najważniejsze, aby akceptować i cieszyć się swoim ciałem, a do tego potrzebne jest również nazewnictwo, które lubimy. Mamy do wyboru różne opcje, np. cipka, z którą coraz więcej osób się oswaja, oraz mało popularne wulwa czy joni. I fajnie, jakby kilkunastoletnia dziewczynka znała wszystkie te nazwy, a używała tych, które lubi – zwraca uwagę Ewa Kostoń, pedagog, autorka strony „Nie wierzę w bociana” poświęconej seksualności wieku rozwojowego.
Jakie są cele twoich zajęć?
Nie jestem zatrudniona w szkole jako nauczycielka, która prowadzi stały program. Zwykle mam pojedyncze zajęcia, na przykład trzy tematy, w zależności od tego, czego potrzebuje szkoła czy klasa. Więc trudno tu mówić o konkretnym, mierzalnym celu. Jeśli jednak miałabym znaleźć jeden wspólny czynnik zajęć, których tematem może być na przykład pornografia, ochrona przed przemocą, fizjologia dojrzewania, czy jak się zachowywać, żeby nie być agresywnym, byłoby to przekazanie rzeczowej, konkretnej wiedzy dotyczącej określonego zjawiska wraz z redukcją mitów, zwykle na podstawie pytań. Dziecko może być określonym tematem zaciekawione, mieć różne pytania, może to budzić niepokój, bo to jest naturalne. Nie robi nic złego, interesując się tym tematem, i nie ma nic niepokojącego w interesowaniu się swoim ciałem. W moim przekonaniu zadbanie o tę bazę pomaga na dużym poziomie poradzić sobie z tym, co przeżywa.
Podoba mi się to, że używasz zdań, których w zasadzie na każdym etapie życia nam brakuje: „to nie jest żaden wstyd”, „emocje i uczucia nie mają płci”, „idealne dziewczynki i chłopcy nie istnieją”. Ich brak może zburzyć naszą stabilność na przyszłość.
Dziennikarka, z którą niedawno rozmawiałam, Paulina Dudek, użyła porównania, że dojrzewanie to taka pierwsza baza. Absolutnie się pod tym podpisuję. Zmiany, które pojawiają się w życiu dziecka w okresie wchodzenia w dojrzewanie, to pierwsze gwałtowne, intensywne zmiany, których nie mamy pod kontrolą.
Sprawiają, że nasze ciało i to, co się z nim dzieje, nasze myślenie o sobie i świecie, nasze relacje wymykają się spod kontroli. Ciało będzie się zmieniało pod wpływem różnych czynników, np. wieku, metabolizmu. Emocjonalność pod wpływem kolejnych doświadczeń. Seksualność może się zmieniać w wyniku różnych naszych przeżyć, pragnień, fantazji. Nasze potrzeby również będą się zmieniały. Na różnych etapach życia będziemy konfrontować się z tym, że jakiś fragment systemu, w którym funkcjonujemy, przeformatuje się i ułoży na nowo. Dlatego ta pierwsza baza jest tak istotna, ponieważ oswaja dziecko, że coś takiego ma prawo mieć miejsce. Że jego niepokoje i wątpliwości nie powinny stanowić powodu do wstydu. Że może być zaciekawione poznawaniem siebie.
Zaliczenie tej pierwszej bazy – nie mylić tego z seksem – w sposób życzliwy i łagodny dla siebie, stanowi doskonały fundament do kolejnych doświadczeń. Ważne jest, jakie temu towarzyszą słowa. Jeśli ktoś powtarzalnie krytykuje ciało dziewczynki, jako młoda kobieta z dużym prawdopodobieństwem nie będzie o sobie myśleć zbyt przychylnie. Jeśli regularnie umniejszało się potrzeby czy uczucia dziecka, nie ma szans, żeby 25-latek tak po prostu uważał, że to, co przeżywa, jest właściwe, będzie traktował swoje emocje jako słabość, zaprzeczać im. Czas dojrzewania – czyli nie tylko samo zjawisko, ale także sposób, w jaki ktoś nas o tym uczy i nas traktuje – w dużym stopniu kształtuje nas na przyszłość.
Podajesz jednocześnie słownik, który pozwala dzieciom od razu nazywać zjawiska, których do tej pory nie znały.
Jeśli nie mamy na coś słów, to dla nas to coś nie istnieje. Jeśli nie nazywamy określonej rzeczy, umyka z naszego świata. Dlatego tak istotne jest, żeby każdemu zjawisku nadać odpowiednią, właściwą, prawidłową nazwę. Takim przykładem są narządy płciowe, o których trzeba umieć opowiedzieć – czy to sobie, czy choćby lekarzowi. Ale również, by móc ochronić się przed jakąkolwiek próbą naruszenia granic intymnych, a także w przyszłości, kiedy będziemy chcieli czerpać przyjemność z bliskości z drugą osobą. Zróżnicowanie pomiędzy złością a zachowaniami agresywnymi – mylenie uczucia złości z agresją robi dużo krzywdy i kobietom, i mężczyznom. Trzeba umieć nazwać i rozróżnić, czym jest agresja, a czym złość, którą mogę przeżywać. Czym są granice i jak o nie dbać. Tu podam przykład „daj cioci buziaka”, którego można odmówić, kiedy nasz wewnętrzny kompas emocjonalno-cielesny, bo emocje odczuwamy w ciele, mówi, że się tego nie chce. Świat wewnętrzny potrzebuje być najpierw rozpoznany, uświadomiony i nazwany, żeby można było komunikować się ze światem zewnętrznym. Innej drogi nie ma.
To kolejny raz odarcie z wulgaryzmu „cipki”, która powinna już móc funkcjonować w języku jako zwykłe słowo.
W ogóle wokół nazw narządów płciowych jest tak dużo niepotrzebnych napięć, że im bardziej intensywna staje się dyskusja na temat ich nazewnictwa, tym więcej rodzi nieporozumień. Emocje przeważają w niej nad rzeczowymi argumentami. Duża część dorosłych nie chce się przyznać do tego, że sama nadaje narządom płciowym emocjonalność i kontekst seksualny. Penis nie jest tylko do uprawiania seksu. Idąc takim tokiem myślenia, można by powiedzieć, że ręka też może służyć do aktywności seksualnej. Penis jest taką samą częścią ciała, jak na przykład noga. Mówienie, że to określenie medyczne, jest nieprawidłowe. Medyczną nazwą będzie prącie, podobnie jak nogę nazywa się kończyną dolną. Penis to penis. Podobnie jest z cipką. Czasem też zamiennie używa się słowa wulwa. To słowa, które najpełniej opisują zewnętrzne żeńskie narządy płciowe i to słowa zupełnie niemedyczne, w publikacjach naukowych możemy przeczytać o sromie.
Patrząc na piękno tego słowa, mimo wszystko przegrywa z cipką.
Zdecydowanie. To my, dorośli, nadajemy temu znaczenie seksualne. Dziecko nie ma popędu seksualnego, nie chce uprawiać seksu. Jest ciekawe budowy swojego ciała i jak określone części ciała się nazywają. Tylko tyle.
Nie wahasz się poruszyć tematów stosunkowo nowych w przestrzeni publicznej, czyli tożsamości płciowej. Co poradziłabyś rodzicom, do których przyszłoby dziecko i powiedziało, że nie czuje się dobrze ze swoją płcią?
A w jakim wieku?
Trzynastu, czternastu lat.
Przede wszystkim podziękowałabym mu za zaufanie, okazując entuzjazm, że przyszło do mnie, powiedziało szczerze, zaufało mi. To pokazuje, że nasza relacja dla niego jest ważna. Później zapytałabym, jak czuje się samo ze sobą. Czy dziecko cierpi? W jaki sposób? Czy doświadcza jakiegoś niepokoju? Jak siebie przeżywa? Odpowiedzi na te pytania pozwolą rodzicowi podjąć decyzję, czy potrzebna jest na tym etapie pomoc psychologiczna. Nie każde dziecko takiej potrzebuje, nie zawsze jej chce. Nie zawsze też jest taka potrzeba. Jeśli usłyszymy, że dziecko jest smutne, apatyczne, nic go nie cieszy, zauważymy, że jest wycofane, zdystansowane, straciło ochotę na dotychczasowe aktywności, zdecydowanie warto znaleźć kogoś, z kim będzie mogło porozmawiać.
Niemniej, zanim dojdzie do spotkania ze specjalistą, warto powiedzieć: „masz we mnie pełne wsparcie, kocham cię, jeśli cokolwiek będzie się z tobą działo, pamiętaj, proszę, że zawsze możesz do mniej przyjść”.
Przeżywanie swojej płci odbywa się na różnych poziomach. W zależności od tego, co dziecko nam powie, można zapytać, czy ma jakieś imię, czy chciałoby, żeby się do niego zwracać w innych zaimkach, czy ktoś o tym wie w szkole, a jeśli tak, to kto to jest. Trzeba zobaczyć, jak dziecko sobie radzi z tym, co się z nim dzieje.
Na pewno nie należy na nie krzyczeć, płakać, obwiniać go, mówić, że zrobiło coś złego, nie powinno tak się czuć. Rodzic nie powinien obarczać go winą za swoje uczucia, do których oczywiście ma prawo, ale to nie dziecko jest odpowiedzialne za to, żeby rodzic zaczął sobie z tym radzić. Mało jest rzeczy, których rodzic nie może, ale są żelazne punkty, które powinien zawrzeć w relacji.
Polecamy
Sekretne sprawy o ciele, których nikt nam nie mówi. Fragment książki "Moje ciało jest okej!" Anny Nataszy i Aleksandry Góreckich
"Kiedy miałyśmy tyle lat co ty, nie było książek na ten temat. Żeby nauczyć się, jak akceptować swoje ciało, odbyłyśmy mnóstwo rozmów, chodziłyśmy na różne warsztaty, spotykałyśmy się z terapeutami, odkrywałyśmy pewne rzeczy razem ze znajomymi albo poznawałyśmy je z zagranicznych filmów. Zajęło nam to wiele lat. Dlatego teraz chcemy się zdobytą wiedzą i umiejętnościami podzielić jak skarbem z innymi – tak, żebyście ty i twoi znajomi wiedzieli to już dziś, a nie dopiero, kiedy będziecie dorośli!" - mówią Anna Natasza Górecka i Aleksandra Górecka, autorki książki "Moje ciało jest okej!". Przedstawiamy jej fragment.
Jakie jeszcze żelazne punkty powinniśmy zastosować w naszych relacjach, nie tylko kryzysowych, ale na co dzień?
Zrezygnować z krytykowania. Nie mówić, że osoby homoseksualne czy transpłciowe są chore, nie powinny mieć dzieci albo że powinno się je leczyć. Że sobie nie wyobrażamy mieć syna geja czy córki lesbijki. Jeśli dziecko potrzebuje pomocy, wsparcia, na pewno bym go nie odmawiała. Również nie zdradzałabym tajemnic, jeśli dziecko jakieś ma i prosi nas, żeby danej rzeczy nie mówić. Nie umniejszać i unieważniać uczuć dziecka. Interesować się tym, co się z nim dzieje, pytać, rozmawiać, poświęcać czas. Zaciekawiać się jego światem wewnętrznym i tym, co przeżywa. Podkreślać wartość postaw, wartości, zachowania, a nie tylko wyglądu. Uczyć szacunku do własnych i cudzych granic oraz potrzeb, szacunku do różnorodności, ale także gotowości do wspierania innych. Chodzi o to, żeby dziecko czuło, że w rodzicu ma towarzysza i ma uważnego opiekuna, do którego zawsze może się zwrócić o pomoc.
Wspomniałaś o celebrowaniu pierwszego dnia okresu – znasz jeszcze jakieś rytuały, które pozwolą nie tylko dzieciom, ale i rodzicom przełamywać tabu związane z seksualnością?
Tak, na przykład: w większości domów jest telewizor, a w nim reklamy. W reklamach podpasek krew zastępuje niebieska woda. To doskonała okazja, żeby wytłumaczyć córce, ale i synowi, że krew menstruacyjna nie jest niebieska, że to po prostu kłamstwo. Ważne, żeby nazwy jak tampon, podpaska, wata, kubeczek czy majtki menstruacyjne, jeśli ktoś używa, pojawiały się w domu i to nie wymawiane szeptem. Żeby mówić na miesiączkę miesiączka, a nie „te dni”, czy że kobieta jest niedysponowana. Nazywać rzeczy po imieniu, bo w innym przypadku pojawiają się wokół nich żarty, obśmiewanie wynikające z tego, że temat nie jest oswojony. Wysłanie partnera czy syna do sklepu po podpaski czy tampony wprowadzi je w codzienność i nie będzie wielkim szokiem.
Kiedy dorastali współcześni 30-latkowie, kontrowersje budziła też prezerwatywa, jej kupowanie i używanie.
O niej też można w taki „codzienny” sposób rozmawiać. Dzieci chodzą z rodzicami do sklepów, gdzie przy każdej kasie można wybierać prezerwatywy. To doskonała okazja, żeby powiedzieć im trochę więcej. Można je kupić, otworzyć i wyjaśnić dziecku, jak się je stosuje. Oglądanie filmów, w których są sceny miłosne, można skwitować zdaniem: „oni się kochają, ale nie widzę tutaj żadnej prezerwatywy” i wspomnieć, po co one są i o zapewnieniu bezpieczeństwa w przyszłości. Podobnie można mówić o tabletkach antykoncepcyjnych, jeśli np. mama je stosuje. W taki sposób można opowiedzieć dzieciom, w jakim celu chodzi się do ginekologa i co się w takim gabinecie dzieje. Do tego warto pamiętać, że dzieci uczą się przez obserwację – przyglądają się, jak rodzic wypowiada się o innych, jak traktuje inne osoby, w tym także swojego partnera/partnerkę, a potem określony wzorzec i przekonania często wprowadzają we własne traktowanie rówieśników.
W jakim wieku zacząć z dzieckiem o tym rozmawiać?
Jak najwcześniej. Każdy maluch pyta, skąd się wziął albo co to jest seks. Kiedy już usłyszy się od niego takie pytanie, trzeba zacząć edukację. Odpowiadamy na pytania, nie wykraczając poza ich tematykę. Krótko i na temat. Językiem prostym i zrozumiałym. Zapewniamy, że jeśli dziecko będzie miało kolejne pytania, może z nimi do nas przyjść – odpowiemy mu, a jeśli nie będziemy wiedzieć jak, razem poszukamy odpowiedzi. Przy bezpieczeństwie i zaufaniu buduje się relacje.
Iza Jąderek – psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka kliniczna. Nauczycielka uważności. Doradczyni w zakresie HIV/AIDS Krajowego Centrum ds. AIDS. Współpracowniczka organizacji pozarządowych. Prowadzi zajęcia z edukacji seksualnej z młodzieżą, rodzicami i nauczycielami. Prowadzi szkolenia dla specjalistów. Autorka i współautorka badań i artykułów naukowych oraz autorka książek „Seksolatki – jak rozmawiać z młodzieżą o seksie„ i „Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania?”.