Paulina Pawłowska /fot. archiwum prywatne Paulina Pawłowska /fot. archiwum prywatne

„Musimy zdawać sobie sprawę, że tego typu zachowania to tylko objaw”. Jak pomóc dziecku, gdy doświadcza przemocy rówieśniczej, mówi psycholog

– Dzieci naśladują zachowanie rodziców i zaczynają postępować tak samo. Jeśli nie znają innych sposobów rozwiązywania problemów niż użycie siły, to będą to robić tak, jak potrafią. To znowu nie jest czas na ukaranie dziecka – mówi psycholog Paulina Pawłowska.

Klaudia Kierzkowska: Dzieci często dokuczają sobie w szkole – przepychają się, obrażają, wyśmiewają. To dość powszechne zjawisko, które nierzadko martwi i dziwi rodziców. Dlaczego tak się dzieje?

Paulina Pawłowska: Znalezienie jednej, konkretnej odpowiedzi na to pytanie, być może ułatwiłoby nam zapobieganie tego typu sytuacjom. Niestety nie jest to takie proste, a przyczyn jest naprawdę dużo. Co więcej, kiedy widzimy takie zachowanie, często pojawia się pokusa, by ukarać dziecko, które komuś dokucza, ale rzadko okazuje się to być skutecznym sposobem rozwiązania tego problemu. Dlaczego? Bo nie dochodzimy do sedna problemu, a skupiamy się na jednym zachowaniu. Dziecko dostaje informacje, że to, co robi, nie jest w porządku, i to bardzo ważne, ale co dalej? Załóżmy, że dzieci mają dobre intencje, a każde ich zachowanie ma jakiś sens.

Dlaczego więc dzieci dokuczają sobie nawzajem? Robią to m.in. dlatego, że traktują dokuczanie jako zabawę, nie potrafią inaczej nawiązać kontaktu, zaspokajają w ten sposób jakąś swoją potrzebę (chociażby aprobaty społecznej), próbują zwrócić na siebie uwagę dorosłych, a może być to także objaw niskiej samooceny (jeśli ja czuję się źle, to ty też nie zasługujesz na to, by czuć się dobrze – w dużym uproszczeniu).

O ile rówieśnicy zazwyczaj sobie „po prostu dokuczają”, o tyle zdarza się, że starsi biją, znęcają się nad młodszymi. Czym takie zachowanie jest spowodowane?

Zdarza się, że dzieci tego typu zachowania obserwują w domu. Mówimy wtedy o modelowaniu. Dzieci naśladują zachowanie rodziców i zaczynają postępować tak samo. Jeśli nie znają innych sposobów rozwiązywania problemów niż użycie siły, to będą to robić tak, jak potrafią. To znowu nie jest czas na ukaranie dziecka. Jako dorośli powinniśmy być niejako nauczycielami. Jeśli widzimy, że dziecko nie potrafi zachować się inaczej, to trzeba je tego nauczyć. Inaczej będziemy się kręcić w kółko, a problem nie zniknie. Co więcej, zawsze musimy zdawać sobie sprawę z tego, że tego typu zachowania to tylko objaw.

Objaw czego?

Na to pytanie musimy znaleźć odpowiedź, by rozwiązać problem. Czy to kwestie rodzinne, problemy z rówieśnikami, zaburzenia emocjonalne – to trzeba odkryć. Bardzo często, jak nie prawie zawsze, nasza uwaga i wsparcie skierowane są na ofiarę, tymczasem oprawca potrzebuje ich równie mocno.

Zastanawiam się, czy jest możliwe, żeby dziecko w szkole przez każdego było lubiane? Warto do tego dążyć?

Chyba nie da się być lubianym przez każdego, ale jeżeli słyszymy, że dziecku bardzo na tym zależy, to jest to dla nas sygnał, że warto się temu przyjrzeć bliżej i odkryć, o co chodzi. Dzieci przekazują nam dużo informacji o sobie, ale trzeba umieć słuchać, starać się zrozumieć i rzeczywiście poznać perspektywę dziecka.

Szczególnie dzieci z niską samooceną mają skłonność do generalizacji, a z ich ust często padają słowa: „Nikt mnie nie lubi”. To w rzeczywistości może oznaczać, że dziecko ma gorszy kontakt z jedną osobą z klasy. Wtedy faktycznie potrzeba bycia lubianym przez każdego może dawać o sobie znać, ale traktujmy to jako sygnał ostrzegawczy.

Dlaczego dzieciom tak bardzo zależy na akceptacji kolegów? I to chyba najczęściej nie tych prymusów wyróżniających się dobrymi ocenami i zachowaniem, a raczej rozrabiaków tworzących tzw. grupki.

Potrzeba przynależności i akceptacji to dwie potrzeby, które są szczególnie ważne w okresie dorastania. To czas, kiedy dzieci uniezależniają się od rodziców, a jednocześnie rówieśnicy stają się dla nich bardzo ważni. Właśnie wtedy pojawiają się różne ryzykowne zachowania, których celem jest zaimponowanie tym tzw. grupkom, by zyskać w ich oczach, a w rezultacie być ich częścią. W większości przypadków nie warto się doszukiwać w tych zachowaniach ukrytych przyczyn, bo często jest to normą – zachowaniem typowym dla danego wieku.

Dzieci nierzadko „na siłę” próbują zdobywać nowych kolegów. Może lepiej odpuścić?

Warto zaspokajać swoje potrzeby i tego nie wolno nigdy odpuścić. Każdy z nas ma potrzebę kontaktu, jedni większą inni mniejszą. Jeżeli dziecku zależy na pozyskiwaniu nowych znajomości, to trzeba je w tym wspierać. A jeśli jest to dla niego trudne, to mu towarzyszyć. Nie zostawiamy dziecka, któremu trudno, samemu sobie, bo wtedy potrzebuje nas najbardziej. Towarzyszenie to często bycie koło dziecka, gdy próbuje nawiązać nową znajomość, a nierzadko to rodzic musi przejąć inicjatywę, by dziecko mogło w to wejść.

Jako rodzice mamy prawo się obawiać, że dziecko wejdzie w relacje z „niegrzecznymi” kolegami, którzy będą mieli na nie zły wpływ.

Zacznijmy od tego, że nie ma niegrzecznych dzieci, bo co to określenie właściwie znaczy? Dla każdego z nas definicja będzie inna. Przyklejanie dzieciom tego typu etykiet często tylko zwiększa problem, a już na pewno go nie rozwiązuje. Załóżmy więc, że mówimy o dzieciach, które zachowują się w sposób, który nie podoba się dorosłym – i co wtedy? Jestem zdania, że warto wspierać dzieci zawsze wtedy, kiedy tego potrzebują. Rodzice nie są od tego, by wybierać dziecku kolegów, bo to ono decyduje, z kim chce się zaprzyjaźnić. Rozumiem obawy rodziców, ale nie zakładajmy z góry, że te znajomości będą miały zły wpływ na nasze dziecko. To jest też dobry moment na rozmowę, a konkretniej, na przyjrzenie się temu, dlaczego dziecko chce się zaprzyjaźnić akurat z tymi „niegrzecznymi” kolegami. Czy kryje się za tym jakaś niezaspokojona potrzeba?

Przejdźmy do sedna – jak postąpić w sytuacji, gdy naszemu dziecku dokuczają w szkole?

Reagować i nie starać się przekonać dziecka, by się nie przejmowało, bo to niemożliwe. Trzeba zapewnić dziecko o tym, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca i że zajmiemy się sprawą (np. razem z wychowawcą). Co możemy zrobić więcej? Wysłuchać dziecko, nazwać to, co czuje, nie umniejszać jego uczuciom i im nie zaprzeczać. Zauważyć, że dziecku jest trudno. Czasami tylko wysłuchać i przytulić. A kiedy zaopiekujemy już tą sferę, wtedy przechodzimy do kolejnego kroku. Warto poszukać razem z dzieckiem sposobów reagowania na dokuczanie. Dziecko potrzebuje konkretnych rozwiązań, konkretnych przykładów, co ma w tej sytuacji zrobić czy powiedzieć. Co ważne – pozwólmy najpierw wypowiedzieć się dziecku, zanim sami podsuniemy swój pomysł.

Może są jakieś techniki, reakcje, których warto nauczyć dziecko, które spotyka się z nieprzyjemnych zachowaniem kolegów? Jakieś konkretne odpowiedzi?

Domyślam się, że tak byłoby łatwiej – mieć gotowe rozwiązanie. Niestety takich nie ma. To rodzice razem ze swoim dzieckiem szukają rozwiązań dobrych dla tego konkretnego dziecka w tej konkretnej sytuacji. Jest za to kilka ważnych rzeczy, które rodzice mogą robić każdego dnia.

Na pewno warto wzmacniać dziecięce poczucie własnej wartości, uczyć je stawiania własnych granic, asertywności, ale także pokazywać sposoby na rozładowanie napięcia, które pojawia się w związku z tymi trudnymi sytuacjami.

Tak sobie teraz pomyślałam, że może zaproszenie kolegów do domu ma sens?

Przede wszystkim trzeba zapytać dziecko, czy tego chce, a jednocześnie zapytać samego siebie, co jeśli sytuacja dręczenia przeniesie się ze szkoły do domu dziecka? Czy nie przyniesie to więcej szkód niż korzyści. Nie mamy przecież pewności, jak dzieci się zachowają. Nie istnieją też żadne gotowe rozwiązania dobre dla wszystkich. Trzeba najpierw zdiagnozować przyczynę, a dopiero później można zastanawiać się, co dalej.

A może lepiej, aby dziecko odcięło się od osób, które mu dokuczają i są dla niego niemiłe?

Czy da się odciąć od takich osób, jeśli są z tej samej klasy? Nie wydaje mi się to możliwe. Nie normalizujmy też sytuacji, która normalna nie jest. Dorośli muszą zrobić wszystko, by to przerwać, a w międzyczasie wesprzeć dziecko, aby potrafiło reagować na dokuczanie i poniosło jak najmniejsze koszty.

Zatem może rozwiązaniem będzie przeniesienie do innej szkoły? Czy takie trzymanie dziecka pod kloszem, koniec końców przyniesie więcej szkody niż pożytku?

Istnieje ryzyko, że w drugiej szkole sytuacja się powtórzy i co wtedy? Sporo zależy też od podejścia szkoły. Co robią, by pomóc dziecku? Czy podejmują działania, które rzeczywiście mają na celu poprawę sytuacji? Nie ma tutaj dobrych i gorszych rozwiązań, bo jak widać, to zależy od wielu czynników. Zupełnie nie mam jednak poczucia, że tego typu decyzje to „trzymanie dziecka pod kloszem”. Najważniejsze to zrobić tak, by dziecko czuło się dobrze. To jest nasz priorytet.

O ile jeden czy dwóch nieprzyjemnych kolegów w klasie „jest do zaakceptowania” to co, gdy od dziecka odwróciła się niemalże większość klasy? Takie zachowanie zdarza się czasem na przykład w stosunku do osoby wyróżniającej się wiedzą i poprawnym zachowaniem.

Samo wyróżnianie się wiedzą i „grzeczne” zachowanie niekoniecznie muszą być przyczyną tego, że dziecko zostało odrzucone. Trzeba sprawdzić, co tam się jeszcze dzieje. Może dziecko samo izolowało się od rówieśników z jakiegoś powodu albo nie potrafiło nawiązać z nimi relacji. Pytanie, co jest tutaj trudnością i dlaczego taka sytuacja ma miejsce.

Warto porozmawiać z wychowawcą i rodzicami dzieci? Czy taka rozmowa nie jest dobrym pomysłem? Koledzy mogą się śmiać, że dziecko poskarżyło się mamie…

Moim zdaniem nie tyle warto, ile trzeba to zrobić. Jeżeli zostawimy tę sprawę, to poczucie bezpieczeństwa dziecka na tym straci – bo jeśli najbliższe osoby o nie nie zadbają, to kto to zrobi? Jednocześnie dajemy też oprawcom sygnał, że to, co się dzieje, nie jest ok.

Tutaj trzeba konkretnych działań, zaczynając od identyfikacji przyczyn problemu. Potrzebujemy dobrych i mądrych rozwiązań, mając na uwadze obie strony konfliktu.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź