„Kluczową zmianą, jaka się dokonuje, to różnica w podejściu do ucznia”. O tym, jak zmienia się rola nauczyciela, mówi Jakub Tylman
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Z większości szkół zniknęły tradycyjne zielone i szare tablice z kredami. A jak bardzo na przestrzeni lat zmieniła się rola nauczyciela?
Jakub Tylman: Kluczową zmianą, jaka się dokonuje, to różnica w podejściu do ucznia. W nauczaniu postawiliśmy na dostrzeganie indywidualności i wyjątkowości dziecka. Stało się to możliwe dzięki zastosowaniu zupełnie innego modelu pracy z uczniem. Dziś jest on traktowany podmiotowo, a nie przedmiotowo. Jego zdanie ma ogromne znaczenie. Z pewnością jest to fundamentalna zmiana. Poza tym współczesny nauczyciel ma ogromne możliwości technologiczne. Fizycznie polska szkoła nie przypomina tej sprzed 30 lat. Białą kredę zastąpiliśmy tablicami interaktywnymi i ekranami mobilnymi. Źródło dostępu do wiedzy to już nie tylko podręczniki, ale też wiedza, która płynie ze świata wirtualnego. To szereg pomocy – telefony czy tablety.
Nauczyciele nadążają za tymi zmianami?
Technologicznie radzą sobie coraz lepiej, ale jeszcze bardzo dużo musi się w szkole zmienić, jeśli chodzi o podejście do ucznia. Praca z młodym człowiekiem to wielka sztuka i wyzwanie.
Właściwe diagnozowanie jego potrzeb, dostosowanie tempa nauczania do możliwości dziecka, traktowanie go po partnersku, dostrzeżenie jego zainteresowań – to wszystko brzmi pięknie. Ale w tym wszystkim trzeba jeszcze realizować podstawę programową, wpasowując się w skostniały system polskiej szkoły. Poza tym wraz z postępem czasu pojawiły się nowe wyzwania.
Jakie?
Kiedyś nie mieliśmy tyle prób samobójczych – w ubiegłym roku prawie 1500 dzieci i nastolatków próbowało odebrać sobie życie. 127 osób zrobiło to skuteczne. Wśród najczęstszych przyczyn wymienia się problemy w szkole, nieporozumienia ze strony rówieśników i rodziców, a także prześladowania w sieci. Nauczyciele dostrzegają ten problem i czują wielką presję w związku z coraz gorszą kondycją psychiczną swoich uczniów. Zdają sobie sprawę, jak wielu z nich potrzebuje pomocy psychologicznej, a niestety nie każdy może z niej skorzystać.
Dobrze wiemy, jak trudno dostać się dziś do specjalisty, zwłaszcza do psychiatry dziecięcego. Jest to między innymi skutek pandemii, zamknięcia w domach, izolacji. Nauczyciele też to czują, są obciążeni psychicznie. Oczekiwania społeczne są duże, a związana z nimi presja jeszcze większa.
W Polsce jest 700 tysięcy nauczycieli oraz ponad 13 tys. ofert pracy w szkołach. Wielu pedagogów zmienia zawód. Są wypaleni?
Wielu nauczycieli nie odnajduje się w systemie. Przychodzą do pracy pełni pasji i pomysłów, ale po tym, jak kilkanaście razy odbiją się z nimi od ściany, zwyczajnie tracą energię do działania. Brakuje im też wsparcia merytorycznego – bardziej doświadczeni koledzy nie mają czasu, aby się uczyć. Chcieliby zdobywać nowe kompetencje, rozwijać się i podnosić jakość swojej pracy, ale zwyczajnie brakuje im na to czasu. Nie zapominajmy o tym, że mnóstwo nauczycieli pracuje na kilku etatach, w wielu szkołach. Nie dlatego, że tak bardzo chcą dodatkowo zarobić, ale z tego powodu, że w placówkach są wakaty. Dyrektorzy wręcz proszą o to, aby fizyk, matematyk czy polonista przyszedł do pracy na kilka dodatkowych godzin. Nauczyciel się zgadza, w konsekwencji jest przemęczony, co odbija się na jego zdrowiu, na jakości pracy i podejściu do uczniów.
A jak ma się dziś autorytet nauczyciela?
Nauczyciele muszą dziś walczyć o swoją godność, budować prestiż swojego zawodu. Bardzo irytuje i smuci nas fakt, że władza nie szanuje naszej pracy, wypowiada się na temat naszej profesji w sposób niegodny.
Czasem mam wrażenie, że zwyczajnie poniewiera się nauczycielami. A że przykład idzie z góry, takie podejście przekłada się na to, w jaki sposób jesteśmy traktowani przez uczniów i ich rodziców. Szacunek do naszego zawodu został mocno nadszarpnięty i długo nie zostanie odbudowany. Przykre jest to, że pokazuje się nas jako grupę, która wiecznie walczy o podwyżki, strajkuje i tylko czeka na wakacje. To niesprawiedliwa nagonka, która podcina nam skrzydła.
Na szczęście dobry nauczyciel zawsze się obroni.
Oczywiście, nie możemy zapomnieć, że w polskich szkołach pracuje wielu cudownych nauczycieli, którzy cieszą się ogromnym autorytetem. Uczniowie cenią ich sposób prowadzenia lekcji i przekazywania przez nich wiedzy. Dzięki temu zmieniają polską młodzież i polską szkołę. Niestety, często płacą za to wysoką cenę. Muszą tłumaczyć się z tego, w jaki sposób pracują.
Niskie płace nadal są barierą?
Minimalna płaca nauczyciela zbliżona jest do płacy minimalnej na innych stanowiskach. Nie ma co się dziwić, że wielu pedagogów wybiera inne zawody, mniej odpowiedzialne, do których nie trzeba się przygotowywać.
W naszym zawodzie sytuacja kadrowa jest trudna, wciąż potrzeba wielu specjalistów. Jest mnóstwo ogłoszeń, a chętnych brak.
Co dało nauczycielom sięgniecie po kompetencje przyszłości?
Zmieniło myślenie. Większość nauczycieli próbuje przekonywać dzieci do tego, że człowiek uczy się przez całe życie. Nauka to proces, a nie powtarzanie regułek. Jeśli uczniowie to rozumieją, wyrastają na mądrych i kreatywnych ludzi, świetnie radzą sobie na rynku pracy, są twórcami nowych rozwiązań. Takimi, którzy wciąż są w procesie uczenia się, a nie tylko tymi, którzy odtwarzają wiedzę. To jest przyszłość polskiej edukacji.
Ze szkół na szczęście zniknęły kary cielesne, ale niektórzy uczniowie wciąż odczuwają strach przed szkołą. Czym jest on spowodowany?
Kary cielesne są niedopuszczalne i karalne, zniknęły z polskiej szkoły. Niestety, nie udało się wyeliminować strachu przed szarą codziennością – przed ocenami, sprawdzianami, nieodrobionymi zadaniami domowymi. Polskie dzieci są przemęczone. Po ośmiu godzinach zajęć w szkole uczestniczą jeszcze w zajęciach dodatkowych – z języków obcych, jazdy konnej, baletu. Jeśli dziecko spędza w szkole 40 godzin tygodniowo i kilka dodatkowych na wspomnianych zajęciach, często nie ma siły, żeby odrobić zadanie domowe. A skoro go nie odrobiło, boi się pójść do szkoły ze strachu przed jedynką. A gdy tę jedynkę dostanie, boi się, że będzie miało niższą średnią. To jest błędne koło.
Ubolewam nad tym, że polska szkoła opiera się na cyfrach, które nie odzwierciedlają umiejętności dziecka ani jego wartości. Ocena cyfrowa nigdy nie jest miarodajna.
Poza tym rodzic na Librusie od razu widzi ocenę. Często dzieci boją się reakcji mamy czy taty.
Dokładnie, boją się też konsekwencji. Dlatego uważam, że wyzwaniem stojącym przed nauczycielami jest to, aby dzieci nie czuły w szkole stresu i dyskomfortu. Szkoła powinna być przyjaciółką, odpowiadać na potrzeby emocjonalne uczniów. Oni spędzają w niej połowę swojego życia i nie możemy doprowadzić do tego, że będzie to dla nich zły czas. Nie wspomniałem jeszcze o tym, że trudno czuć się zaopiekowanym, jeśli przebywa się w przeładowanej klasie.
W jaki sposób nauczyciele próbują sprawić, aby dzieci chętnie przychodziły do szkoły?
Robimy to na wiele sposobów. Wiele szkół włącza się w akcję „Szkoła bez zadań domowych”, której jestem inicjatorem. Kiedy startowałem z nią 4 lata temu, nie spotkałem się z dużym zrozumieniem. Dziś jest inaczej. Coraz głośniej mówi się o przemodelowaniu systemu oceniania, o racjonalizacji zadań domowych.
Statystyczny polski nauczyciel to 44-letnia kobieta. Pan jest młodszy i jest pan mężczyzną, co w polskiej szkole wciąż jest ewenementem. Największy odsetek mężczyzn pracujących w tym zawodzie jest w Danii i Luksemburgu. Dlaczego pan wybrał ten zawód?
Jako mały chłopiec chciałem zostać lekarzem albo nauczycielem. Nigdy nie miałem najlepszych ocen, za to miałem wielką pasję. Poza tym przyglądałem się pracy mojej mamy, która również jest nauczycielką. Stwierdziłem, że chciałbym zarażać swoją kreatywnością innych i obserwować, jak się rozwijają. Dlatego wybrałem tę drogę. Mój przykład pokazuje, że nie trzeba mieć super ocen, aby móc realizować swoje marzenia i pasje. Stopnie nie wartościują nas jako późniejszych kandydatów na rynku pracy.
Jakie jest pańskie najgorsze wspomnienie ze szkoły?
Najbardziej dotykało mnie, kiedy nauczyciele wyczytywali stopnie ze sprawdzianów – od najwyższych do najniższych. Nazwiska najlepszych pojawiały się na początku, a najgorszych na końcu. Nie rozumiem do dziś, dlaczego starano się skompromitować i zawstydzić uczniów przy całej klasie.
To było odzieranie dzieci z ich godności. Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem moim uczniom.
Dziś nauczyciel może być hejtowany w internecie, opisany na grupie w mediach społecznościowych. To bardzo utrudnia pracę?
Jeśli ktoś będzie chciał wykorzystać coś przeciwko nam, to i tak to zrobi. Media społecznościowe – bardzo pomocne w polskiej szkole, pozwalają na błyskawiczny kontakt z rodzicami i uczniami. Ale oczywiście musieliśmy nauczyć się ważyć słowa, gdy wypowiadamy się publicznie. Podstawą w relacji z rodzicem nadal jest bezpośrednia rozmowa.
Rodzice bardziej niż kiedyś angażują się dziś w życie szkoły?
Uważam, że rodzic jest dużym filarem i wsparciem polskiej szkoły. Widzimy go w niej dużo częściej niż kiedyś.
Dużo się z nim konsultuje, ustala. W innych europejskich krajach w szkole panuje większa autonomia, nie kontroluje się jej i nie nadzoruje bardziej, niż jest to konieczne.
Podobno nauczyciele toną w dokumentach. To prawda?
Dużo czasu poświęcamy na pisanie setek sprawozdań i planów. Każdy rząd obiecuje, że to się zmieni, ale jeszcze się to nie wydarzyło. Raportowanie to jeden z elementów naszej pracy, który pochłania mnóstwo czasu. Mimo że dziś mamy bardziej nowoczesne narzędzia, wciąż wypełniamy formularze i tabelki, prowadzimy korespondencję, także w dzienniku elektronicznym. Uważam, że uczeń powinien być ważniejszy niż szkolny dokument.
Jakub Tylman – ma 33 lata. Pedagog, nauczyciel przedszkolny, wykładowca akademicki. Laureat nagrody im. Ireny Sendlerowej za „Naprawianie świata”