Angelika Gurzęda / fot. arch. prywatne

„Kiedyś więcej myślałam o przyszłości. Obecnie koncentruję się na tu i teraz”. O dojrzałym macierzyństwie mówi Angelika Gurzęda, mama dwóch nastolatek i rocznej dziewczynki

- Zwolniłam tempo życia, nie gonię już za zbędnymi rzeczami. Mam też więcej motywacji, żeby dbać o siebie, robię to dla dzieci. Cieszą mnie zwykłe, codzienne sprawy. Nauczyłam się, że na pewne sytuacje nie mam wpływu i wcale z tym nie walczę. Nie złoszczę się na to, jak kiedyś – opowiada Angelika Gurzęda, dojrzała mama trzech córek – 16- i 14-letniej, oraz najmłodszej 12-miesięcznej.

Klaudia Kierzkowska: Dawniej mało która kobieta zachodziła w ciążę, mając 40 lat. Obecnie coraz więcej kobiet nie rezygnuje z marzeń i decyduje się na urodzenie dziecka w dojrzałym wieku. Tak też było w pani przypadku?

Angelika Gurzęda: Bardzo podobnie. W wieku dwudziestu kilku lat urodziłam dwie córeczki. Teraz to pewne siebie nastolatki. Starsza ma 16, a młodsza 14 lat. Kiedy dziewczynki podrosły, zaczęłam myśleć o trzecim dziecku. Nie mówiłam o tym głośno i otwarcie. Było to pewnego rodzaju marzenie, które zawsze odkładałam w czasie. Ciągle coś się działo, nieustannie byłam zajęta, często zmęczona. Trudna sytuacja w firmie, nowy szef, trzeba było się pokazać z jak najlepszej strony. Mieszkanie dla trojga dzieci też było za małe, najpierw wypadałoby poszukać większego. Gdyby los za nas nie zadecydował, zapewne ze staraniami byśmy jeszcze poczekali. Choć cały czas z tyłu głowy miałam świadomość, że to już ostatni dzwonek, przecież z roku na rok jestem coraz mniej płodna, to chyba tak do końca nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Dzięki losowi jestem dziś „młodą mamą” rocznej Alicji.

Jest pani też mamą dwóch prawie dorosłych córek. Jak wspomina pani swoje macierzyństwo w wieku dwudziestu kilku lat?

Różnic i podobieństw jest całe mnóstwo. Obecnie, tak samo, jak te kilkanaście lat temu nie przesypiam nocy, sprawdzam, czy mała dobrze oddycha, gdy śpi, nieustannie noszę i przytulam.

Odnoszę jednak wrażenie, że przy starszych dziewczynkach było trudniej. Nie było tylu udogodnień, a na macierzyństwo patrzyło się trochę inaczej. Od młodej mamy wymagało się niemalże nieustannego perfekcjonizmu, w przeciwnym razie nie była „prawdziwą” mamą. Kobiety nie mogły narzekać, musiały być dzielne, samodzielne.

Karmienie piersią było obowiązkiem, nikt nie brał pod uwagę, że mama może po prostu nie mieć pokarmu. Pamiętam, jak dwoiłam się i troiłam, by pokazać wszystkim dookoła, że świetnie daję radę. Chciałam to też udowodnić samej sobie. Miałam wrażenie, że pracuję na kilka etatów – studia, praca, dzieci. Po powrocie do pracy z urlopu macierzyńskiego bałam się, że stracę stanowisko, zostanę zdegradowana. Miałam głowę pełną pomysłów, chciałam zrobić wiele. Nie zrobiłam nic. Dlaczego? Wydawało mi się, że zostałam wsadzona do szufladki „młoda mama”, której miejsce jest przy dzieciach. Teraz jest zupełnie inaczej. Nie przejmuję się tym, co mówią inni, jestem odważniejsza i zwracam większą uwagę na potrzeby swoje i swoich bliskich.

Angelika Gurzęda / for. arch. prywatne

Szykując się do narodzin trzeciego dziecka doskonale wiedziała pani, jak wygląda poród i na co należy się przygotować. Była pani spokojniejsza, bardziej świadoma?

Na przestrzeni lat podejście lekarzy i pielęgniarek bardzo się zmieniło. W trakcie porodu, jak i po nim, czułam się jak w prywatnej klinice, choć rodziłam w państwowym szpitalu. Troska, opieka, wsparcie, zupełnie inne niż kilkanaście lat temu. Wcześniejszych pobytów w szpitalu nie wspominam zbyt miło. Na szczęście porody, które kojarzyły mi się z traumą odeszły w niepamięć. Położne z piekła rodem też. Teraz młoda mama na każdym etapie może liczyć na wsparcie personelu medycznego, doradczyń laktacyjnych. Wsparcie jest ogromne, oczywiście pod warunkiem, że trafimy na odpowiednich ludzi. Jedyne czego się obawiałam to tego, że będę rodziła sama. Okres pandemii nie był przychylny dla przyszłych rodziców. Na szczęście pomimo cesarskiego cięcia partner mógł być przy mnie. Najpiękniejsze chwile celebrowaliśmy wspólnie.

Zastanawiam się, czy do wychowania dziecka podchodzi pani inaczej niż 16 lat temu?

W tej kwestii nie zmieniło się zbyt wiele. Staram się wykorzystać każdą minutę macierzyństwa. Czas biegnie bardzo szybko, a ja nie chcę niczego przegapić. Staram się spędzać z malutką każdą chwilę. Już niedługo będę musiała wrócić do pracy, ominie mnie dużo pięknych momentów, ale na to niestety nie mam większego wpływu.

"Obraz macierzyństwa był lukrowany. Teraz coraz więcej matek nie boi się mówić, że nie zawsze jest kolorowo i cudownie" - mówi Ilona Kostecka z bloga "Mum and the city"

Polecamy

"Obraz macierzyństwa był lukrowany. Teraz coraz więcej matek nie boi się mówić, że nie zawsze jest kolorowo i cudownie" - mówi Ilona Kostecka z bloga "Mum and the city"

– Założyłam bloga, gdy mój syn miał trzy miesiące, i byłam w opłakanym stanie psychicznym. To podobno najpiękniejszy okres w życiu kobiety, a okazało się, że jest tak ciężko. Zaczęłam odczarowywać macierzyństwo – mówi Ilona Kostecka, mama 6-letniego Kostka i 3,5-letniej Basi, której blog „Mum and the city” każdego miesiąca odwiedza ok. 200 tys. osób. Czytają go przede wszystkim kobiety, które mają dość wizji lukrowanego macierzyństwa.

Czytaj

Ma pani większą pewność siebie?

Jestem spokojniejsza, mam dużo więcej cierpliwości. Odpuszczam tematy, problemy, które tak naprawdę nie są ważne. Nie będę brała udziału w wyścigu o lepsze stanowisko kosztem rodziny – oczywiście zawsze wykonam swoją pracę z zaangażowaniem, ale rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu. Cieszę się z drobniejszych, ale ważniejszych rzeczy. Jestem dojrzalsza, bardziej świadoma tego, co ważne. Nie ukrywam, w momencie, w którym dowiedziałam się, że jestem w trzeciej ciąży, trochę spanikowałam. Bałam się nieprzespanych nocy, zmęczenia, wyczerpania fizycznego i psychicznego. Niepotrzebnie. Malutka wiele zmieniła, wniosła do naszego domu dużo ciepła, miłości i spokoju.

Dobrze rozumiem, że bała się pani trochę, że może nie dać rady?

Czułam się trochę tak, jakbym urodziła swoje pierwsze dziecko. Przez kilkanaście lat w kwestii wychowania niemowlaka zmieniło się bardzo wiele: zaczynając od podstawowej pielęgnacji, przez usypianie, aż po czas spędzany z maluszkiem. Musiałam nauczyć się wszystkiego od nowa.

Młode mamy coraz częściej dają sobie przyzwolenie na negatywne emocje, żal, chwile bezsilności. Nie biczują się, że mają w domu bałagan czy wychodzą na spacer bez makijażu. Teraz najważniejsza jest mama i dziecko. Spokój, bliskość, relacja. Kiedyś było zupełnie inaczej. Zmieniło się też podejście mężczyzn. Mogę liczyć na większe wsparcie partnera, który bardziej angażuje się w opiekę nad córeczką.

Patrząc z perspektywy czasu, młoda mama to niedojrzała mama?

Każda kobieta stara się być dojrzałą i najlepszą dla swojego dziecka mamą. Wiek nie ma tutaj znaczenia. 20-latka może być bardziej dojrzałą i odpowiedzialną mamą od niejednej 40-latki. Myślę, że to bardziej kwestia charakteru, niż dojrzałości wiekowej.

Dojrzałe macierzyństwo ma swoje plusy?

Wszystko uzależnione jest od sytuacji materialnej oraz wsparcia najbliższych. Mam to szczęście, że nie muszę martwić się o jutro i mogę w pełni skoncentrować się na opiece nad córeczką. Otaczają mnie bliscy, na których mogę polegać. W nieprzewidzianych sytuacjach losowych zawsze mogę liczyć na wsparcie dziadków. Kiedyś więcej myślałam o przyszłości, o tym, co będzie jutro. Obecnie koncentruję się na tu i teraz. Spokój, cierpliwość i docenianie tego, co dla mnie ważne. Jeśli będziemy zdrowi, poradzimy sobie ze wszystkim. W rodzinie siła.

Zapewne znajdą się i minusy.

Oczywiście, jak to w życiu.

Kiedy zaczęłam myśleć o trzecim dziecku, bałam się, że nie uda mi się naturalnie zajść w ciążę. Miałam prawie 40 lat, a przecież problem z zajściem mają już nawet 30-letnie dziewczyny. Kiedy dowiedziałam się o ciąży, bardzo bałam się o zdrowie dziecka, przecież z wiekiem ryzyko chorób genetycznych wzrasta. Nikomu nie powiedzieliśmy o ciąży, dopóki nie wykonałam badań prenatalnych. Do 12. tygodnia szczęście przeplatało się ze strachem.

Wiem, że niejedna kobieta usłyszała od swojego lekarza, że zachodzenie w ciążę w wieku 40 lat jest nieodpowiedzialne. Miałam to szczęście, że moją ciążę prowadziła cudowna pani doktor, na którą zawsze mogłam liczyć. Niestety ciało po porodzie nie regeneruje się już tak szybko – pozostały dodatkowe kilogramy, ale tak naprawdę nie ma to dla mnie większego znaczenia.

„Moje dzieci w każdą nową sytuację wchodzą z ogromną pewnością”. Kamila Szczawińska o życiu i macierzyństwie między kilkoma krajami

Polecamy

„Moje dzieci w każdą nową sytuację wchodzą z ogromną pewnością”. Kamila Szczawińska o życiu i macierzyństwie między kilkoma krajami

Modelka na światowych wybiegach, psycholog z wykształcenia, mama Juliana, Kaliny i Zoi. Równie dobrze czuje się w Andaluzji, Berlinie i na wsi pod Poznaniem. I tego chce dla swoich dzieci: by wszędzie mogły się łatwo zadomowić, były tolerancyjne i szczęśliwe. Jak wygląda macierzyństwo, gdy dzielisz życie między kilkoma krajami, opowiada Kamila Szczawińska.

Czytaj

Zastanawiam się, czy nie bała się pani tak dużej różnicy wieku pomiędzy dziećmi?

Nawet o tym nie pomyślałam. Całą rodziną czekaliśmy na pojawienie się trzeciego dziecka. Los wszystko trochę przyspieszył, gdyby nie to, różnica byłaby jeszcze większa. Dziewczynki były przygotowywane do roli starszych sióstr, a ja wiedziałam, że zawsze będę mogła liczyć na ich pomoc w opiece nad malutką.

Jak córki zareagowały na wieść o rodzeństwie?

Bardzo się ucieszyły, a gdy wróciłyśmy ze szpitala do domu, nie kryły wzruszenia. Dzisiaj każdą swoją wolną chwilę spędzają z siostrą i cieszą się z każdego jej postępu. To naprawdę piękna i wyjątkowa relacja. Uwielbiam patrzeć, gdy są razem we trzy.

Jak zmieniło panią dojrzałe macierzyństwo? Wpłynęło na poczucie własnej wartości?

Zwolniłam tempo życia, nie gonię już za zbędnymi rzeczami. Mam też więcej motywacji, żeby dbać o siebie, robię to dla dzieci. Jestem bardzo aktywna fizycznie – jeżdżę na rolkach i rowerze, oczywiście razem z malutką. Cieszą mnie zwykłe, codzienne sprawy. Nauczyłam się, że na pewne sytuacje nie mam wpływu i wcale z tym nie walczę. Nie złoszczę się na to, jak kiedyś.

Pojawienie się dziecka tuż przed 40. rokiem życia to okazja do wyhamowania, zwolnienia w tym codziennym pędzie. Możliwość większego skupienia się na bliskich?

Nie tylko ciąża, ale i okres pandemii, pokazał nam, co jest w życiu najważniejsze. Zwolniłam, bo wiem, że czasu spędzonego z rodziną nie da się kupić za żadne pieniądze.

Za chwilę wracam do pracy. Z jednej strony potrzebuję kontaktu z dorosłymi ludźmi, ale z drugiej już na samą myśl o powrocie brakuje mi beztroskich chwil z malutką. Inaczej patrzę na uciekający czas. Teraz dla mnie biegnie on dużo szybciej, niż jak miałam dwadzieścia parę lat.

Co powiedziałaby pani kobietom, które zastanawiają się, czy dojrzałe macierzyństwo nie jest zbyt ryzykowne?

Zawsze mogą pojawić się komplikacje, choroby, zła sytuacja materialna, kryzys w związku. Z własnego doświadczenia wiem, że my kobiety jesteśmy najsilniejszymi istotami na świecie i poradzimy sobie z każdą sytuacją. Dzieci dodatkowo motywują do działania. Czy dojrzałe macierzyństwo jest ryzykowne? Każda z nas musi odpowiedzieć sobie na to pytanie sama. Dla mnie jest cudowne. Bardzo bym chciała, by ta beztroska i szczęście trwały jak najdłużej.

[contact-form-7 id="226190" title="Newslleter article"]

Sprawdź powiązane tematy

Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

Sprawdź