fot. observatorium.pl

„Społeczeństwo jest gotowe na rodziny jednopłciowe” – mówią Ola i Karolina, tęczowe mamy

– Nikt nam nigdy niczego złego nie powiedział prosto w twarz, nikt też nigdy nie sprawił naszym dzieciom żadnej przykrości. Jak Olek szedł do przedszkola, to cała kadra była przygotowana na to, że przyjdzie Olek, który ma dwie mamy – mówi Ola, a jej partnerka Karolina dodaje, że od początku rozmawiały z Olkiem o tym, jaką tworzą rodzinę. – Oczywiście dostosowywałyśmy informacje do jego wieku. Dla Olka oczywistym jest, że w domu ma rodzinę, która składa się z dwóch mam, Jagienki i niego. Jednocześnie wie, że kolega w przedszkolu ma w domu mamę, tatę, babcię, dziadka i siostry. Ma też kolegę, który ma tylko dziadka i babcię, bo mama mieszka za granicą, więc dla niego jest to normalne – wyjaśnia Karolina.

Ela Kowalska: Czy wam, jako parze jednopłciowej mieszkającej w Polsce, łatwo było podjąć decyzję o posiadaniu dzieci?

Karolina: Ola zawsze miała instynkt macierzyński i chciała być mamą. Ja do tej decyzji długo dorastałam. Nie widziałam siebie w roli mamy i uważałam, że dziecko nie będzie mi do niczego potrzebne. Poza tym, kiedy zdecydowałam się na związek z kobietą, z automatu uznałam, że tych dzieci nie będzie. Okazało się jednak, że życie ma dla mnie inny plan. Ola często opowiadała mi swoich pragnieniach i potrzebach związanych z macierzyństwem. Jednocześnie dała mi przestrzeń do tego, abym mogła świadomie podjąć decyzję. Nie naciskała, powiedziała, że poczeka i dotrzymała słowa.
Aleksandra: Mimo iż zawsze chciałam być mamą, to ta decyzja w pewien sposób nie była łatwa. W rodzinach takich jak nasza dziecko nie trafia się przypadkowo. Wszystko jest z góry zaplanowane.

Co dla was – jako mam – jest największym wyzwaniem?

Aleksandra: Te wyzwania pojawiały się wtedy, gdy zdecydowałyśmy, że chcemy mieć dzieci. Zaczęłyśmy rozkładać na czynniki pierwsze podstawowe zagadnienia i ustalać plan działania. Informacji szukałyśmy w sieci. Dotyczyło to chociażby metod zajścia w ciążę.

Przyglądałyśmy się również kwestiom prawnym – czy i w jaki sposób musimy się zabezpieczyć, jakie prawa będę posiadać ja, jako biologiczna matka, a jakie Karolina. Nie chciałyśmy sytuacji, w której okazałoby się, że złamałyśmy prawo, dziecko zostaje nam odebrane, a my musimy ponieść konsekwencje.

Istotne były też przyziemne, materialne sprawy związane z zabezpieczeniem finansowym. Natomiast w kwestii wychowania dzieci stajemy przed takimi samymi wyzwaniami jak pary hetero czy samodzielne matki. Nasze dzieci też miały kolki, ząbkowały, mają gorsze i lepsze dni.

Karolina: Dla mnie największym wyzwaniem jest to, że przez prawo polskie nie jestem uznawana jako pełnoprawny rodzic. To Ola jest biologiczną mamą Olka i Jagienki. A ja, mimo iż od samego początku czuję się stuprocentową mamą, to prawnie w żaden sposób nie mogę zabezpieczyć ani siebie ani dzieci na wypadek, gdyby Ola odeszła. W takiej sytuacji każde pełnomocnictwo i każda wola rodzica biologicznego, którą Ola podpisała, traci prawną moc. Oznacza to, że automatycznie staję się kompletnie obcą osobą dla dzieci, które wychowuję na co dzień, które kocham i z którymi jestem zżyta.

Aleksandra: Tak jak powiedziała Karola, wszystko traci ważność w momencie mojej śmierci. Niestety jestem obciążona nowotworowo, zarówno ze strony rodziny mamy jak i taty. Dużą wagę przykładam do wykonywania badań kontrolnych i dbam o siebie najlepiej, jak potrafię. Oczywiście, mamy też spisany testament, wolę rodzica, biologicznego czy ubezpieczenia na życie.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, że umieram, ta machina rusza i dzieci, które tak bardzo kochają Karolinę, zostają jej odebrane. To byłby koszmar.

Karolina: Najgorsze jest to, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć losu. Wielu osobom może się wydawać, że jesteśmy taką kolorową, fajną rodziną. Mamy jednak swoje zmartwienia, które w niektórych sferach są kompletnie różne od zmartwień par hetero. W kontekście prawnym podpowiedziano nam, że warto rozważyć wyjazd zagranicę i zawarcie związku małżeńskiego w kraju, który akceptuje związki par jednopłciowych. Jeśli coś stałoby się Oli, to mogłabym wyjechać tam z dziećmi i prawnie się nimi opiekować, bo zawarłam związek z ich biologiczną matką. Natomiast nie rozumiem, dlaczego miałabym uciekać z kraju, w którym zbudowałam dom i prowadzę biznes.

fot. observatorium.pl

Potrzeba zmian w prawie to jedno, a jak jest z kwestią mentalności?

Aleksandra: Społeczeństwo jest gotowe na rodziny jednopłciowe. To politycy zrobili na nas nagonkę, a konsekwencją jest m.in. to, że system nie jest na nas gotowy. Określenie „tęczowa rodzina” jest powszechnie znane, coraz więcej osób – łącznie z nami – robi wiele, aby normalizować ten temat.

Karolina: Trzeba też pamiętać, że na tę kwestię patrzymy z perspektywy dużego miasta i wielu sytuacji, które wspólnie przeżyłyśmy, i które ułożyłyśmy sobie w głowie. W mniejszych miejscowościach to wciąż temat tabu. Mamy jednak nadzieję, że to będzie się zmieniać, bo przecież tęczowe rodziny od dawna funkcjonują w Polsce. Bardzo często w schemacie, gdzie role są nie do końca nazwane. Jest mama i koleżanka mamy albo ciocia.

A jak Olek, który jest starszy od Jagienki, zwraca się do Karoliny?

Aleksandra: Na początku mówił mama Ola i mama Karola, ale za każdym razem wychodziła mu „mama Ola”.

Karolina: … i odwracała się ta, która nie miała się odwrócić, więc zaczęło go to irytować. I w pewnym momencie zaczął do mnie mówić „Mimi” albo mama Mimi. To się mocno utarło nawet wśród znajomych. Jak jesteśmy we czwórkę, to Olek mówi o mnie „Mimi”, a do Oli „mama”. Natomiast, gdy jesteśmy sami z Olkiem, to mówi do mnie mamo.

Olek ma 4 lata, a dzieciaki w jego wieku bywają dość bezpośrednie. Czy zdarzyło się, że pytał o tatę?

Karolina: Od początku rozmawiałyśmy z Olkiem o tym, jaką jesteśmy rodziną. Oczywiście dostosowywałyśmy informacje do jego wieku. Dotarłyśmy do książki, która opisuje różne schematy rodziny i pokazuje, że dzieci nie zawsze wychowywane są przez mamę i tatę, ale także przez dziadków, samodzielne mamy lub dwie mamy. Dla Olka oczywistym jest, że w domu ma rodzinę, która składa się z dwóch mam, Jagienki i niego. Jednocześnie wie, że kolega w przedszkolu ma w domu mamę, tatę, babcię, dziadka i siostry. Ma też kolegę, który ma tylko dziadka i babcię, bo mama mieszka za granicą, więc dla niego jest to normalne.

Aleksandra: Jakiś czas temu przytrafiła nam się zbawia sytuacja. Leżeliśmy wspólnie na łóżku i Jagienka zaczęła gaworzyć. Sylaby składały się w słowa: tata, tata, tata. Olek spojrzał na nią z politowaniem mówiąc: Jagienko, czy ty widzisz tu jakiegoś tatę? Przecież my mamy dwie mamy. Olek nigdy nie zapytał o to, gdzie jest jego tata. Wydaje mi się, że dla niego jest to bardzo logiczne, że on ma dwie mamy i tak po prostu jest. Jego obecne zainteresowania krążą bardziej wokół tego, jak to się stało, że był w brzuchu i z tego brzucha wyszedł. Odpowiadamy wtedy, że on i Jagienka wzięli się z prawdziwej miłości, bo mama bardzo kochała Mimi, Mimi kochała mamę. Dawkujemy mu informacje stosownie do jego wieku, ale na pewno, za jakiś czas powiemy w jaki sposób on i Jagienka znaleźli się na świecie.

Karolina: Jest to dla nas bardzo intymna kwestia, o której wiedzą najbliżsi. Zachowujemy to dla siebie i nie mówimy o tym w mediach społecznościowych.

Aleksandra: Wolimy to przekazać naszym dzieciom osobiście, nie chcemy, żeby dowiedziały się o tym z internetu albo od obcych ludzi.

Jakbyście opisały wasze macierzyństwo?

Karolina: Do macierzyństwa podchodzimy w sposób intuicyjny. Kierujemy się tym, co podpowiadają nam serce i rozum. Traktujemy się po partnersku i jak każdy rodzic – odnosimy sukcesy i ponosimy porażki.

Ola od początku stworzyła mi przestrzeń, w której poczułam się stuprocentową mamą. Nigdy nie wytyka mi błędów, choć zdarza mi się je popełnić. Nigdy nie użyła też argumentu, że skoro jest biologiczną mamą, to wie lepiej. Nie podważamy też swoich autorytetów. Jednocześnie bycie mamą to jedna z najbardziej odpowiedzialnych ról w naszym życiu. Jest cudowna, ale też trudna i wymagająca.

Aleksandra: Zawsze mi się wydawało, że jak na świecie pojawi się mój upragniony syn, to będę do bólu rozpieszczająca. I że to Karolina będzie tą, która będzie przestrzegać zasad i trzymać rękę na pulsie. Tymczasem to ja jestem tym „złym policjantem”. Staramy się dawać naszym dzieciakom poczucie bezpieczeństwa i rutyny. I Olek i Jagienka, mimo iż są kompletnie różni charakterologicznie, to są bardzo poukładani pod kątem m.in. jedzenia czy drzemek. Oczywiście od czasu do czasu fundujemy im nutkę szaleństwa. Zdarzają się takie wieczory, że w opakowaniu przenosimy ich do łóżka z samochodu.

Jest coś, czego obawiacie się w kontekście przyszłości waszych dzieci?

Karolina: Obawiamy się szkoły. To środowisko, które czasami przypomina tykającą bombę. Możesz wychowywać dziecko najlepiej jak potrafisz, rozmawiać z nim, uświadamiać zgodnie z jego wiekiem, ale pójdzie do szkoły i zetknie się z osobą, która w bardzo bezczelny sposób może zburzyć jego wizję świata.

Nie chcemy, aby ktoś odebrał Olkowi i Jagience bezpieczeństwo i pewność siebie tylko dlatego, że powie o kilka słów za dużo. Już teraz zastanawiamy się jak wzmacniać nasze dzieci, aby poszły do szkoły z podniesioną głową i aby nikt nie pociągnął ich psychiki w dół.

Aleksandra: Według mnie to rodzice bywają bardziej okrutni, a dzieci… po prostu to słyszą i powtarzają. Pamiętam rozmowę Karoliny z dyrektorką przedszkola, do którego chodzi Olek. Karola powiedziała, że jesteśmy dwiema mami i spytała, czy placówka jest tolerancyjna. Pani dyrektor odpowiedziała, że ona i jej kadra tak, ale nie może gwarantować, że rodzice też są tolerancyjni. Podczas pierwszej imprezy w przedszkolu byłyśmy co prawda ciekawostką, ale nikt nie dał nam do zrozumienia, że jesteśmy gorsze.

Miałyście kiedykolwiek jakieś nieprzyjemności? Czy to na placu zabaw czy może właśnie odprowadzając Olka do przedszkola?

Aleksandra: Nigdy nic takiego nam się nie przytrafiło.

Karolina: Albo o tym nie wiemy…

Aleksandra: Nikt nam nigdy niczego złego nie powiedział prosto w twarz, nikt też nigdy nie sprawił naszym dzieciom żadnej przykrości. Jak Olek szedł do przedszkola, to cała kadra była przygotowana na to, że przyjdzie Olek, który ma dwie mamy. I doświadczałyśmy zabawnych sytuacji. Przykładowo – gdy ja przychodziłam po Olka, a pani pytała go, kto po niego przyszedł, on odpowiadał, że mama. Gdy następnego dnia pojawiała się Karola i znów padało pytanie, kto po niego przyszedł, odpowiadał Mimi. I panie przedszkolanki układały sobie w głowie która z nas, jest która. Raczej spotykamy się więc z ciekawością ze strony innych osób.

Karolina: Mnie się wydaje, że ludzie w swoim otoczeniu nie mają wśród znajomych takich rodzin jak nasza, więc też nie wiedzą, jak to wygląda i z czym mają do czynienia. To trochę taki lęk przed nieznanym.

Dlatego obserwują. Może to trochę dziwne porównanie, ale ja nie chciałam nigdy chodzić na Paradę Równości. W końcu po narodzinach Olka przełamałam się i poszliśmy we trójkę. Było tam multum heteroseksualnych rodzin, babć, cioć, wujków, dzieci, różnych osób, które po prostu przyszły świętować. I analogicznie jest z nami – ludzie nas obserwują i podchodzą z taką niepewnością, dopóki nas nie poznają.

Nie miałyście obaw przed wystawieniem waszego życia na widok publiczny? Jednak w internecie ludzie są zdecydowanie bardziej odważni w wyrażaniu swoich myśli i opinii niż w realu.

Karolina: Na początku ja się na naszym Instagramie nie ujawniałam. Kryłam się pod literką „K”. Była Ola, Olek i ktoś pod literką „K”. Jednak kiedy prezydent Duda nazwał nas ideologią, bardzo mnie to zabolało. I wtedy z Olą podjęłyśmy decyzję, że pokażemy, że jesteśmy normalną, fajną rodziną, a nie ideologią. Ujawniłyśmy więc, że za literką K kryje się Karolina. I wylała się na nas fala akceptacji. To było niesamowite. Nikt na nas nie patrzył przez pryzmat tego, że ten związek tworzą dwie kobiety. To dodało nam pewności siebie.

Aleksandra: Na naszym koncie umieszczamy treści, które nie ośmieszają naszych dzieci i nie naruszają ich prywatności. Nie wrzucamy kompromitujących i zbyt intymnych treści. Mamy świadomość tego, że za jakiś czas będziemy musiały wprowadzić dzieciaki w świat internetu. Również dlatego nie poruszamy w sieci kwestii związanej z tym, jak dzieciaki pojawiły się na świecie. Nie chcemy sytuacji, w której Olek za kilka lat wejdzie na nasz profil, przeczyta o tym w zapisanych relacjach. Bo zburzyłybyśmy jego poczucie bezpieczeństwa. Mamy za to mnóstwo postów o rodzicielskiej miłości, codziennych perypetiach, podróżach czy jedzeniu.

Karolina: Chcemy też pokazać, zarówno poprzez profil na Instagramie, jak i rozmowy z mediami, że tęczowe rodziny doskonale sobie radzą w rodzicielstwie, ale system je wyklucza. Dlatego zamiast skupiać się na sensacji i pytać: „skąd wzięły się te dzieci”, „gdzie jest męski wzorzec”, skupmy się na tym, że prawo nas wyklucza i zacznijmy to zmieniać. Chcemy, aby system pozwolił nam normalnie żyć.

 

Aleksandra i Karolina – tęczowe mamy, przedsiębiorczynie, właścicieli sali zabaw „Mamo patrz”. Prowadzą na Instagramie profil o tej samej nazwie, na którym pokazują swoje codzienne życie

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź