Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”/ Archiwum prywatne Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”/ Archiwum prywatne

„Rolą rodzica nie jest bycie animatorem dla swojego dziecka, który non stop wymyśla nowe zabawy i atrakcje” – przekonuje Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”

Jak zapewnić kreatywną rozrywkę kilkulatkowi? Z pomocą przychodzi oczywiście internet. A konkretnie - blog “Zabawy do kawy” prowadzony przez Kasię Augustyniak, mamę Kuby i Leny. Kasia, która w czasach studenckich dorabiała jako animatorka, pomysłami na proste zabawy dla maluchów sypie jak z rękawa. I dzieli się nimi w sieci. Są na tyle kreatywne, że zajmują malucha na dłuższą chwilę. A to wystarczy, żeby nie tylko wypić ciepłą kawę, ale jeszcze rozpakować zmywarkę.

Aleksandra Kisiel: Kasia, jak pić ciepłą kawę, mając małe dzieci?

Kasia Augustyniak: Dokładnie od tego pytania zaczęła się moja historia. (śmiech) Gdy mieszkaliśmy w Norwegii, w 2018 i 2019 roku, gdy byłam na urlopie macierzyńskim z synem, potem z córką, szukałam na to sposobu. Miałam w domu dwoje dzieci i starałam się znaleźć im zabawy, które zajmą je na chwilę, a mi pozwolą wypić te mityczną, ciepłą kawę.

Nie chciałam, żeby to były grające zabawki czy bajki, którymi oczywiście też się czasem ratuję i nie ma w tym nic złego. Zabawy miały być rozwojowe, a dla mnie – łatwe do przygotowania. Ponieważ przez lata pracowałam jako animatorka zabaw dziecięcych, miałam sporo pomysłów. Uznałam, że trzeba się nimi podzielić. Stworzyłam hasztag #zabawydokawy na Instagramie, zaczęłam pokazywać moje pomysły. Cieszyły się coraz większą popularnością i nagle zrobiła się z tego społeczność mam, które się wspierały, wzajemnie inspirowały i podawały dalej swoje pomysły. I tak powstały “Zabawy do kawy” w wersji, jaką znamy dziś: bloga, sklepu z zabawkami i profilu na Instagramie.

Myślę, że współcześni rodzice, zwłaszcza mamy, czują ogromną presję, żeby zabawy z dziećmi były bardzo kreatywne, stymulujące. W pierwszej ciąży wszystkie sobie obiecujemy, że nie będzie żadnego plastiku, żadnych grających zabawek, zero telewizji, tylko drewniane, ekologiczne, zabawki. Też tak miałaś?

Jasne! Jeszcze miałam odrobinę trudniej, bo obserwując dzieci w różnych rodzinach, podczas animacji i pracy, jako opiekunka, dorzucałam sobie kolejne założenia, że też będę tak robić. Albo nie będę. No i każda mama wie, co się stało później – urodziłam dzieci i rzeczywistość wzięła górę, bo rozjechała się z założeniami.

Właśnie dlatego chcę pokazywać, jak różne mogą być te zabawy i, co ważne, że te zabawy mają pasować nie tylko dzieciom, ale też rodzicom! Dla nich też mają być fajne, albo chociaż – mało uciążliwe. Bo jeśli my zapominamy o sobie i tylko skupiamy się na tym, żeby dziecku było dobrze, to czujemy frustrację.

A że dzieci mają świetny radar emocji, to szybko wyłapią tę frustrację. Rodzic może nie lubić niektórych zabaw i nie musi w nich uczestniczyć, to jest zupełnie ok!

Ja nie odnajduję się w zabawach w udawanie, że ja będę lalką, która mówi, konikiem, który kogoś ratuje, etc. I nie bawię się w to z moimi dziećmi, bo one szybko wyłapią, że nie jestem zaangażowana. Dlatego wolę coś z nimi zbudować, pobawić się czymś brudnym, narobić bałaganu, niż się zmuszać do czegoś, co mi nie odpowiada.

 

Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”/ Archiwum prywatne

Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”/ Archiwum prywatne

Połowa mam, która przeczytała, że lubisz sobie narobić bałaganu, pewnie właśnie łapie się za głowę… (śmiech) Czy twoje obserwatorki dały się łatwo przekonać, że wyciąganie mąki, farb, brokatu przy dwulatku to dobry pomysł?

Jasne, że jest opór – ja to rozumiem! Mój mąż bardzo lubi porządek i jak się tak bawimy, to on odpowiada za zabezpieczenie terenu, żeby nie było za dużo sprzątania. Dlatego takie zabawy dzieją się w konkretnym momencie dnia, muszą być odpowiednio przygotowane. Rozkładamy na podłodze czy stole folię malarską jako zabezpieczenie. Są przygotowane ścierki, zmiotka, odkurzacz, żeby szybko reagować. I dzięki temu przygotowaniu połączyliśmy miłość mojego męża do porządku i moją miłość do sensorycznych, brudzących zabaw. Jeśli mamy do mnie piszą, podpowiadam jak się przygotować do takich zabaw, żeby bałagan ograniczyć i nie dokładać sobie pracy.

Wiesz, co jest najfajniejsze? Jak dostaję wiadomości, że ktoś się do tych zabaw przełamał. Podchodził nastawiony sceptycznie, nie miał wyobraźni i chęci, a potem spróbował i tak jak dzieci – pokochał te zabawy. I przynoszą one wymierny, rozwojowy rezultat.

W grudniu hitem okazał się sztuczny śnieg robiony z mąki ziemniaczanej i oleju – jedno z zadań w kalendarzu adwentowym. Na początku nikomu się to zadanie nie podobało, ale jak już się je zrobiło, to i dzieciaki, i rodzice byli zachwyceni. „Dziecka nie ma dwie godziny! To jakaś magia” takie komentarze dominowały.

Z jednej strony marzymy, żeby dzieci bawiły się same, z drugiej – gdy już to robią, mamy wyrzuty sumienia.

Dokładnie. Ja się staram pokazać, że totalnie nie powinno tak być.

Samodzielna zabawa jest rozwijająca. Kształtuje wyobraźnię, uczy samodzielności, sprawczości, wspiera poczucie własnej wartości. Rodzic też potrzebuje tego czasu dla siebie! Jeśli siedzi obok i może zrobić coś dla siebie, to naprawdę nie ma powodu do wyrzutów sumienia!

Nie jesteśmy w stanie zapewnić rozrywki 24 godziny na dobę i być non stop animatorem własnego dziecka. Nie na tym polega rodzicielstwo. A gdy próbujemy tak robić, rodzą się frustracje.  I wtedy ten czas z dzieckiem nie jest równie wartościowy. Gdy sobie troszkę odpuścimy, będziemy miej spięte, spokojniejsze, te najprostsze zabawy nie dość, że “chwycą” to jeszcze będą frajdą.

Czy masz w swoim repertuarze takie megaszybkie zabawy, dla bardzo zapracowanych rodziców?

Pewnie! Często pokazuję na Instagramie takie spontanicznie wymyślone zabawy, typu pudełka po chusteczkach, do których wrzucasz zabawki i dzieci te zabawki po kolei wyjmują. Jest to niespodzianka, bo nie wiedzą, co wrzuciłaś do kartonika. I to zajmuje dzieci na dobre 10 minut, co już wystarczy, żeby wypić tę kawę.

Ważne jest też, żeby się nie nastawiać, że zajmiemy dziecko na bardzo długo. Małe dzieci nie potrafią się skupić na dłużej niż parę minut. Nawet najlepiej przemyślane zabawy dają nam maksymalnie kwadrans samodzielnej zabawy. To jest naturalne i nie jest dowodem na to, że zabawa jest nudna czy słaba. Nie ma żadnych magicznych rozwiązań, które pozwolą nam przeskoczyć kwestie związane z rozwojem dziecka.

 

Kasia Augustyniak, autorka bloga “Zabawy do kawy”/ Archiwum prywatne

Dzieci Kasi Augustyniak/ Archiwum prywatne

Czyli zabawa z niemowlakiem jest najtrudniejsza?

Powiem jak psycholog – to zależy. Jeśli oczekujemy, że niemowlak zajmie się sobą czy zabawą tak samo, jak kilkulatek, no to będzie ciężko. Ale pod względem tego, co jest nam do tej zabawy potrzebne i jak musi być kreatywna, jest bardzo łatwo!

Dla małego dziecka wszystko jest nowe. Niewiele mu potrzeba. Wystarczą przybory kuchenne, np. trzepaczka, do której wsadzamy pompony czy małe skarpetki i to już jest taka zabawka, że wow! To bardzo proste rozwiązanie, ale nie każdy na nie wpadnie.

Gdy dziecko leży już na brzuszku, mamy spore pole do popisu. Najfajniejsza zabawa, tak prosta, że bardziej się nie da, to taśma klejąca przyklejona między nogami krzesła, do której przyklejone są różne niewielkie zabawki. Dziecko może je odklejać, przyklejać, ćwiczy różne partie mięśni, koordynację ręka-oko.

Kolejny hit z Instagrama – woreczki sensoryczne. Są super, nie robią bałaganu i można wykorzystać różne przeterminowane produkty. Ja przekładam do woreczka np. stary balsam do ciała, dodaję jakąś farbę, albo makaron czy wykorzystuję stare płatki zbożowe, ryż, cokolwiek, bo to kolory i faktury robią całą robotę. Dla mamy, która ma w domu malucha, to naprawdę najszybsza opcja.

I może sobie odhaczyć w głowie zabawę sensoryczną… Mam wrażenie, że to takie słowo wytrych, stosowane, by otwierać portfele rodziców.

Zabawy sensoryczne stały się bardzo modne. A prawda jest taka, że każda zabawa jest sensoryczna, bo angażuje jakieś zmysły.

Jednak wiem co masz na myśli – przyjęło się, że te zabawki, które stymulują dotyk, mają różne faktury, są bardziej sensoryczne niż inne. Mamy szukają rozwiązań w internecie, bo najczęściej pomysł na zabawę potrzebny jest na już, gdy dziecko marudzi i skończyła się inwencja. Pewnie dlatego najwięcej gości na blogu i obserwatorek na Instagramie to mamy maluszków.

Czy ojcowie są tak kreatywni, że nie muszą szukać inspiracji? A może są tak pewni, że to, co robią z dziećmi jest super, że nie szukają innych opcji?

Z jednej strony ojcowie mają w sobie większy spokój. Mają mniej jakiś wtłoczonych założeń. Nie zastanawiają się, czy bieganie z dzieckiem po mieszkaniu to rozwijająca zabawa, czy nie. Jak mają na nią ochotę, to ją robią i już. Pomaga im w tym ojcowski luz i nie myślą, czy to, co robią zyskałoby aprobatę Marii Montessori.

Po drugie, mamy częściej szukają rozwiązań w internecie. Ojcowie jak mają czas, to się bawią i tych nowych pomysłów aż tak nie potrzebują. Ale to się zmienia. Bo nasza zabawa w rakietę, czyli balon lecący na sznurku, to ulubiona zabawa ojców! Tam, gdzie jest ruch, gdzie są doświadczenia, ojcowie bardzo się angażują.

Rodzina Kasi Augustyniak/ Archiwum prywatne

Rodzina Kasi Augustyniak/ Archiwum prywatne

Czy jako mama dwójki dzieci widzisz trudności w wymyślaniu zabaw, które zaangażują oboje?

Jasne! Zwłaszcza że Kuba i Lena nie umieją się jeszcze dzielić i wspólna zabawa średnio im idzie. Zabierają sobie zabawki, rozwalają, etc. Ja im często proponuję dwie różne rzeczy, bo na wspólną zabawę jeszcze mają czas. To jest wyzwanie, żeby dwójce czy trójce dzieci w różnym wieku wymyślić zabawę dla wszystkich. Trzeba się przygotować, że może coś nie wyjść. Być gotowym na niespodzianki. I szukać, szukać, testować.

Wyobrażam sobie, że w twoim domu nie wyrzuca się rolek po papierze toaletowym, pudełek po chusteczkach, woreczków strunowych, etc. Co powinno być w takim zestawie do kreatywnych zabaw?

Zdecydowanie rolki po papierze. Wyrzucanie ich w domu jest zakazane. Do tego przydadzą się pompony kolorowe i kreatywne patyczki. Przydają się do wielu zabaw, podobnie jak wszelkiego rodzaju pudełka. Do tego folia ochronna, żeby łatwiej było posprzątać. I wszelkie akcesoria kuchenne oraz produkty spożywcze: mąka, ryż, etc.

Czyli zabawy do kawy są niskobudżetowe?

Tak!

Najlepsze zabawki to te, które już prawie wylądowały w koszu na śmieci. Ile razy widzę, że kiedy przychodzą jakieś paczki, dzieci bardziej niż zawartością zainteresowane są kartonem, do którego można się schować, można pomalować, zrobić dziurki, tunel. U nas jedno pudełko było traktorem, domkiem, kolorowanką.

Rozwiązań jest mnóstwo. Rzeczy, które na pozór nie mają wartości, dla dzieci są wspaniałą zabawką. Zwłaszcza jeśli tych zabawek nie ma za dużo. To chyba największy problem współczesnych rodziców – chcieliby dzieciom dać wszystko. A dzieci, które mają wszystko, na niczym nie potrafią się dłużej skupić.

Dlatego ja bardzo zachęcam do rotacji zabawek. Te, które już się znudziły, niech wylądują na parę miesięcy w szafie. Potem ich odkrycie będzie jak wyprawa do sklepu z zabawkami. No i łatwiej sprząta się pokój, który nie jest graciarnią.

Bywają też zabawki, które dzieci kochają, a rodzice modlą się, żeby się popsuły. Też tak masz?

Na szczęście już nie. Moje modły zostały wysłuchane. Moje dzieci miały okropnego, plastikowego konika, przytwierdzonego lonżą do palika. Konik chodził dookoła tego słupka i grał jedną, wkurzającą melodię. Jak ja tego nienawidziłam! Na szczęście zabawka była kiepskiej jakości i nie przeżyła upadku ze stołu. Ufff.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź