fot. istock

Emocjonalna wyprawka od mamy. Dzielimy się tym, co dały nam na drogę najważniejsze kobiety w naszym życiu

Mówi się często, że Dzień Matki powinien być codziennie, nie tylko 26 maja. Bo przecież mama towarzyszy nam każdego dnia, nawet jeśli jej nie widzimy, nawet jeśli nie rozmawiałyśmy wiele lat, nawet jeśli nie będziemy już miały na to szansy... To, co dały nam mamy, jest w nas. Choć czasem to również trudne emocje, wierzymy, że każdy dostał od mamy choć trochę miłości. To one, najlepiej jak potrafiły, dawały nam drogowskazy, gdy szukałyśmy własnych ścieżek, i to często ich słowa dźwięczą nam w głowach, gdy pokonujemy życiowe zakręty.

Dlatego postanowiłyśmy podzielić się z wami tym, co do naszych emocjonalnych wyprawek włożyły nasze mamy. Poza bezgraniczną macierzyńską miłością.

Ewa Bukowiecka-Janik: „Wielka wartość małych rzeczy”

Moja mama, odkąd pamiętam, potrafi cieszyć się z małych rzeczy. To w detalach, drobiazgach, pozornie nieznaczących czynnościach dostrzega sedno. To one nadają smak i kolor jej życia. Zapach świeżo upieczonego ciasta, kwitnące na balkonie bratki, woń suszącego się na wietrze prania, zakupy na targowisku w letni poranek, truskawki w wiklinowym koszyku, chłodna świeża pościel… Choćby dzień był najgorszy, zawsze potrafiła znaleźć coś maleńkiego, niby błahego, co poprawiało humor, budowało dobry klimat i zwyczajnie cieszyło.

W niedzielne przedpołudnie, kiedy gotowała rosół, przynosiła mi w szklance obrane i pokrojone marchewki. Na każdą wycieczkę czy ważny dzień w szkole prasowała ubrania. Żeby było jak najmilej, jak najlepiej się kojarzyło. Dziś, dzięki niej, mam przekonanie, że zwykła codzienność jest piękna i to w niej zakotwiczają się najfajniejsze wspomnienia.

Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo życie jest o wiele łatwiejsze, piękniejsze i pełniejsze, kiedy umiesz codziennie zachwycić się jakimś drobiazgiem. To ona nauczyła mnie, żeby podczas spaceru patrzeć na drzewa i chmury, nie na chodnik, podczas ulewy siedzieć na balkonie, zamiast zamykać okna i narzekać na pogodę, a po ciężkim dniu napić się kawy z ulubionego kubka.

Dziękuję Ci, Mamo!

Ewelina Kaczmarczyk: „Brak perfekcji jest piękny”

Pamiętam, jak dostałam swoją pierwszą w życiu jedynkę. Teraz już nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, z jakiego przedmiotu i za co, ale potrafię dokładnie odtworzyć, co wtedy czułam. Złość, smutek… ale przede wszystkim lęk. Ja, jako wzorowa uczennica, zawsze starannie przygotowana do każdej lekcji, zbierająca same pochwały, okrutnie się bałam. Bałam się, jak zareaguje moja mama, kiedy się dowie. Zapłakana wróciłam do domu i przestraszona powiedziałam jej, co się stało. A ona uśmiechnęła się i powiedziała: „Uczeń bez jedynki to jak żołnierz bez karabinu!”. Spodziewałam się raczej rozczarowania, krzyku, prawienia kazań. Byłam w szoku, że wyobrażenia na temat tego, jak zareaguje moja mama na złą ocenę, urosły w mojej głowie do tak potężnych rozmiarów.

Potem jeszcze wiele razy moja mama sprowadzała mnie na ziemię – zawsze wtedy, kiedy chciałam być zbyt perfekcyjna. Kiedy pisałam 16-stronicowe wypracowania na język polski, kiedy szykowałam się przez cztery godziny na szkolną dyskotekę albo całymi dniami uczyłam się wiersza na konkurs recytatorski – bo wciąż czułam, że mogłoby być lepiej. Wciąż mam nie do końca okiełznane zapędy do bycia perfekcyjną, ale mama uświadomiła mi, że wcale nie muszę być idealna, żebym była kochana. I że zawsze warto rozmawiać, bo może się okazać, że nasze wyobrażenia nie mają zupełnie nic wspólnego z rzeczywistością. Jestem jej za to bardzo wdzięczna!

Alicja Lipińska: „Jestem ważna”

Z moją mamą od zawsze mam bardzo dobry kontakt. Chyba dlatego, że bardzo wcześnie nauczyła mnie przegadywać trudne sprawy. Bez oceniania, bez złości, z próbą postawienia się w sytuacji drugiej osoby. Oraz mówienia słowa „przepraszam”, które tak często z trudem przeciska nam się przez usta. Jestem mocno przekonana, że głównie dzięki temu udało nam się uniknąć etapu mojego nastoletniego buntu (przynajmniej w stosunku do niej) oraz tak częstego w przypadku wielu relacji matka-córka próby kierowania moim dorosłym życiem, wpływania na podejmowane przeze mnie decyzje.

To, co od niej dostałam, to także przekonanie, że moje zdanie jest ważne, dała mi poczucie bycia słyszaną. Brzmi jak coś oczywistego, ale same wiecie, że oczywiste wcale nie jest. A było kluczowe w moim budowaniu pewności siebie. I za to mojej Mamie dziś i każdego innego dnia z całego serca dziękuję.

Ewa Wojciechowska: „Mam nauczyła mnie być ze sobą i dla siebie

Kiedy myślę o mojej mamie, przychodzi mi do głowy słowo „samotność”, choć ma ono dość pejoratywny wydźwięk. Moja mama – jedynaczka – zawsze potrafiła zorganizować sobie czas tylko dla siebie. Ja otaczałam się ludźmi, a spacer w samotności wydawał mi się czymś abstrakcyjnym. Słyszałam wtedy od mamy: „pobądź trochę sama, odpocznij”. Nie mogłam tego pojąć. Samotność to przecież najgorsze, co może mi się przytrafić, myślałam.

Teraz, po latach, kiedy moich przyjaciół na co dzień pochłania praca, związek lub dzieci, musiałam stawić jej czoła. I stało się coś, o co nigdy bym siebie nie posądzała. Zrozumiałam, o co chodziło mojej mamie. Dzięki niej doceniam każdą filiżankę kawy we własnym towarzystwie. I wiem, że „samotność” jest mi potrzebna, by oddychać.

Jola Pawnik: „Mama, nie przyjaciółka”

W naszym domu nigdy nie doszło do zamiany ról – dzieci były dziećmi, a dorośli dorosłymi. Moja mama nigdy więc nie była moją koleżanką. Uważam to za największy emocjonalny prezent, jaki mogłam od niej dostać. Mam poczucie, że wychowałam się w bezpiecznym domu, a moje dzieciństwo było beztroskie.

Ja i moi bracia nie byliśmy obarczani strachem o brak finansów czy niepewność życia, choć oczywiście nie było tak, że mieliśmy wszystko, o czym zamarzyliśmy. Teraz, kiedy jesteśmy już bardzo dorośli, widzę, że komfort bycia dziećmi przez całe życie dał całej naszej czwórce ogromne poczucie bezpieczeństwa i stabilność.

Wiem, taka relacja może nie zagrać, bo łatwo w niej zabrać dziecku wolność. Nasza mama doskonale jednak wiedziała, kiedy wypuścić nas z rąk i dopingować w drodze do samodzielności. Zawsze mieliśmy poczucie jej nieograniczonej akceptacji. Towarzyszyła nam bez narzucania się, słuchała tego, co chcieliśmy jej powiedzieć i miała masę taktu, by nie wydawać sądów, ale po prostu towarzyszyć. Jak czas pokazał, każde z nas miało potem w swoim życiu zakręty, kiedy chowaliśmy się u mamy, by coś przemyśleć, zepsuć albo naprawić, a ona nigdy nikogo nie oceniła i zawsze wspierała w podjętych decyzjach. Nasza mama zawsze stała po stronie swoich dzieci, w ciągu mojego ponad 30-letniego małżeństwa pamiętam tylko jedną sytuację, kiedy poparła nie mnie, a mojego męża. Miała zresztą rację.

W ostatnich latach miałam ogromne szczęście spędzić z moją mamą bardzo dużo czasu. Połączyła nas wspólna pasja ogrodnicza, odkryłam, że „na starość” mam podobne do niej poczucie humoru, miałyśmy dość czasu, by spokojnie przegadać wszystkie tematy. I choć coraz częściej zdarzało się, że to ja byłam organizatorką jej codzienności, a nie na odwrót, nasza relacja pozostała niezmienna – Ona była moją mamą, ja jej dzieckiem, choć miałam już swoje dorosłe dzieci, a potem nawet wnuki. Uwielbiam moje córki i mam z nimi silną, emocjonalną więź, ale nie jestem ich przyjaciółką. I chciałabym, że tak zostało.

Magda Bury: „Szklanka do połowy pełna”

„Nie przejmuj się rzeczami, na które nie masz wpływu” – to zdanie mówione w różnych chwilach mojego życia przez mamę zapamiętam na zawsze. Usłyszałam je, gdy zaspałam na maturę z WOS-u, gdy nie dostałam się na wymarzone studia, a także za każdym innym razem, gdy coś nie szło po mojej myśli.

Co dała mi więc mama? Pozytywne myślenie, cokolwiek by się nie działo. Wydaje mi się, że to właśnie dzięki mamie moja szklanka zawsze jest do połowy pełna. I chociaż czasem jest ciężko, a nawet bardzo, to właśnie mama potrafi jednym zdaniem przywrócić wszystko na dobre tory. I za to bardzo jej dziękuję!

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź