Patrycja Biegańska z rodziną Patrycja Biegańska/ Archiwum prywatne, fot. Rafał Mroziński Trochę Fajny Fotograf

„Wszyscy jesteśmy wręcz patologicznie szczęśliwi, nie czujemy się ograniczeni w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, ta nasza liczebność nas pcha do przodu” – mówi Patrycja Biegańska, mama pięciu synów

Mówi się, że przy pierwszym dziecku eksperymentujemy, przy drugim uczymy się wychowywać, a przy trzecim wiemy, jak być rodzicem. Z każdym kolejnym dzieckiem jest ponoć łatwiej. Czy rzeczywiście bycie wielodzietną mamą jest proste, zapytaliśmy mamę pięciu chłopców, która na swoim Instagramie i Facebooku jako MamaGang zdradza, jak wygląda życie siedmioosobowej rodziny.

Czy istnieje recepta na wychowanie wesołej gromadki, jak społeczeństwo reaguje na rodzinę wielodzietną i czy bycie mamą 5+ można porównać z jazdą bez trzymanki rozpędzonym wanem, w rozmowie dla Hello Zdrowie zdradza „szefowa gangu” Patrycja Biegańska.

Monika Słowik: Zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę?

Patrycja Biegańska: Skąd! Jeszcze pod koniec liceum i w czasach nastoletniego buntu twierdziłam, że nie będę mieć dzieci w ogóle! Potem poznałam mojego przyszłego męża, zakochałam się i wiedziałam, że chcę być mamą jego dzieci. Nie zastanawiałam się tylko ilu!

Pamiętasz to uczucie kiedy urodziło się wam pierwsze dziecko?

O pierwsze dziecko staraliśmy się prawie rok. To nie do uwierzenia, ale groziło mi, że w ogóle nie będę mieć dzieci, ponieważ miałam dość zaawansowaną endometriozę. Filipek był bardzo mocno wyczekiwanym dzieckiem. Całą ciążę drżałam o jego zdrowie i nie mogłam uwierzyć w szczęśliwe zakończenie. Gdy go zobaczyłam, wzięłam na ręce, przepadłam bez reszty. Nie spałam prawie dwa dni i tylko na niego patrzyłam. Wydawał mi się najpiękniejszym dzieckiem na świecie.
Co czułaś kiedy rodziły się kolejne dzieci? To porównywalne z tymi emocjami przy pierwszym porodzie?

Każdy poród wspominam jako niesamowitą przygodę. Każdy był dla mnie naprawdę niesamowitym doświadczeniem, przy każdym płakałam jednocześnie z bólu i szczęścia, mierzyłam się z samą sobą i losem. Towarzysząca mu aura oczekiwania na kolejny cud, ekscytacja, ciągnące się godziny, dzielące od poznania z kolejną częścią nas samych. Kochałam dzieci, gdy były jeszcze we mnie, nie mogłam się doczekać, by je wreszcie zobaczyć, przytulić. Za każdym razem podchodziłam do tego z takim samym, pełnym zaangażowaniem, długo się przygotowywałam i cieszyłam na spotkanie. Jak chyba każda oczekująca mama! I liczba dzieci, i liczba porodów nie ma tu żadnego znaczenia, przy bliźniakach, Guciu i Leosiu, tak samo przeżywałam poród, jak za pierwszym razem! A nawet bardziej, bo tym razem było cesarskie cięcie.

Patrycja Biegańska. Zdj: magazyn Together, LoLove Studio

Byliście gotowi na taką rewolucję w życiu w postaci bliźniąt?

Nie, nie byliśmy. Planowaliśmy czwarte dziecko – nie czwarte i piąte! Bardzo chcieliśmy córeczkę, bliźniaki to taki nasz podwójny owoc starań o córeczkę, gdy ćwiczyliśmy diety, pory cyklu, itp., itd. . Jak widać w naszym przypadku sprawdziło się przysłowiowe odwrotne szczęście, ale dzisiaj na żadną dziewczynkę bym się nie zamieniła! W naszej bliskiej rodzinie nie było nigdy bliźniąt, ja nie stosowałam żadnej hormonalnej terapii i byłam w ogromnym, ogromnym szoku. Ponad miesiąc z mężem prawie o tym nie rozmawialiśmy, nie ukrywam, że płakałam i pytałam, dlaczego właśnie ja, skoro już ledwo wyrabiam na zakrętach?. Mieliśmy małe, 55 mkw mieszkanie, plany na budowę domu w dalekiej przyszłości, a tu los wymógł na nas szybkie ogarnięcie.

Jak żyje się rodzinie wielodzietnej w Polsce?

Czy ja wiem? Chyba niespecjalnie. Pojawiła się Karta Dużej Rodziny, na razie nie ma zbyt wielu zniżek, ale wierzę, że ten projekt będzie się rozwijać. Na pewno w krajach wysoko rozwiniętych jest wiele więcej programów prorodzinnych, ulg podatkowych, dopłat do przedszkoli, żłobków, czynszu itp., ale w tych krajach ogólnie ludziom żyje się lepiej, łatwiej, więc czego tu wymagać.
Cos cię wkurza szczególnie w kontekście wychowywania dzieci w naszym kraju?

Jedyne, co tak naprawdę mnie wkurza, to przeładowane szkoły, bałagan w edukacji, niedoceniani nauczyciele, którzy rezygnują z pracy, czemu się wcale nie dziwię. To nie tylko sprawa dużych rodzin, ale niepokój wszystkich rodziców. Chciałabym, by moje dzieci miały możliwość pracy z dobrymi pedagogami, by oni mieli dla nich czas, by podstawa programowa była odpowiednia do możliwości, by nauczyciel zdążył ją z dziećmi przerobić, a nie tak, jak to dzisiaj wygląda. Wszystko byle jak, byle zdążyć.

Z jakimi najtrudniejszymi wyzwaniami trzeba się zmierzyć kiedy zdecydujemy się na dużą rodzinę? Co waszym zdaniem jest kluczowe?

Na pewno trzeba wziąć pod uwagę finanse i rozsądnie planować budżet. My póki co mamy komfortową sytuację, ale jeśli któreś z nas spotkałoby coś złego, choćby ciężka choroba, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, w jakich kłopotach bylibyśmy wszyscy. Jednej osobie byłoby ogromnie trudno zarobić na wszystkie potrzeby całej dużej rodziny. Wydatki typu zwykłe jedzenie, opłaty, wakacje, zajęcia dodatkowe x 5, kolonie, a choćby zwykłe wizyty np. u dentysty, aparatów na zęby, w laboratorium, rokroczne badania USG itp… no, są to naprawdę duże koszty. Dlatego trzeba o siebie dbać i zbierać oszczędności na czarną godzinę. Kwestia finansowa to chyba największe wyzwanie. A drugie – to próba pogodzenia potrzeb wszystkich członków rodziny, zarówno młodszych, jak i starszych dzieci, no i nas samych, rodziców. To potrzeby na przykład poświęcenia uwagi tylko 1:1, trzeba wygospodarować od czasu do czasu kilka chwil tylko dla jednego dziecka naraz. I być zawsze sprawiedliwym, uważnym. Niestety, nie zawsze się udaje.

Chciałabym powiedzieć, że nauczyłam się cierpliwości, ale niestety to rzecz, której się wyzbyłam prawie do zera z każdym kolejnym dzieckiem (śmiech). Na pewno nauczyłam się, że każde dziecko jest inne, chociaż chowane w tych samych warunkach, mające podobne geny, historię, rozwijają się i reagują inaczejPatrycja Biegańska

Każde dziecko to bagaż nowych doświadczeń. Gdybyś miała wymienić 5 rzeczy których nauczył cię każdy z twoich pięciu synów co by to było?

Chciałabym powiedzieć, że cierpliwość, ale niestety to rzecz, której się wyzbyłam prawie do zera z każdym kolejnym dzieckiem (śmiech). Na pewno nauczyłam się, że każde dziecko jest inne, chociaż chowane w tych samych warunkach, mające podobne geny, historię, rozwijają się i reagują inaczej. Nauczyłam się też, że krzyk nie przynosi nic dobrego, powoduje tylko chwilowe uspokojenie sytuacji, bo potem wszyscy zaczynają na siebie od razu krzyczeć i to jest dopiero armagedon. No i że nie da się wyspać i odpocząć na zapas – nawet z wakacji tylko z mężem, chociaż wracam wypoczęta, to sił wcale nie starcza mi na wiele dłużej! No i że nie warto robić pięciu obiadów dla każdego księciunia oddzielnie, ale słuchać i wspólnie ustalać jadłospis na cały tydzień, by każdy raz w tygodniu zjadł to, co lubi najbardziej. Proste rzeczy, jest tego wiele więcej.
Przez te lata z chłopakami opatentowałaś jakiś przepis na ogarnięcie męskiej załogi?

Chyba wrodzony entuzjazm i szybkość działania pozwalają mi ogarnąć wszystkie te podbramkowe sytuacje. Tak naprawdę zawsze byłam mistrzem logistyki, ogarniaczem wszystkiego, więc i w domu pełnię tę funkcję. Teraz również w pracy ćwiczę te umiejętności .

Korzystasz z pomocy bliskich przy chłopcach czy sami radzicie sobie z mężem? Jak organizujesz opiekę w nagłych sytuacjach?

Jak już wspominałam, często wyjeżdżamy, zarówno służbowo, jak w celach podróżniczych, bo kochamy to. Mam ogromne szczęście, bo mogę liczyć na rodziców, którzy doskonale zastępują nas w opiece nad dziećmi. Nie tylko dbają, by się nic im nie stało, ale także wychowują. Jestem im niewypowiedzianie wdzięczna. Gdyby nie oni, prawdopodobnie byłabym już na Księżycu (śmiech), taka chwila wytchnienia jest nam bowiem w tej szalonej codzienności bardzo potrzebna.

 

Patrycja Biegańska. Zdj: archiwum prywatne, Rafał Mroziński Trochę Fajny Fotograf

Jak zatem wygląda twój typowy dzień?

Jak każdej mamy. Pobudka, kawa, kanapki, wyprawianie do szkoły i przedszkola, szykowanie się do pracy, potem zakupy, obiad, zabawa i lekcje z dziećmi, usypianie, czas na pracę nad blogiem albo wspólny film z mężem. Całe szczęście w ogarnianiu domu mam wielką pomoc, raz w tygodniu przychodzi do nas pani do pomocy, ułoży pranie, posprząta. Bez niej chyba bym się załamała!
Zdarzają się chwilę ze masz dosyć i tylko czekasz na moment żeby pobyć sama?

Pewnie, codziennie mam wiele takich momentów.  Najwięcej, gdy w pracy mamy gorący czas, a w domu w dzieciaki wstępują czorty. Albo gdy się ciągle kłócą, albo gdy wiele dni jest brzydka pogoda, dzieciaki „niewybiegane” i odbija wszystkim z nudów. Wtedy mam ochotę kupić bilet na Księżyc. W jedną stronę, tylko dla siebie i męża  (śmiech).

Wychodzicie czasem odreagować, albo np. na randki?

Pewnie! Mamy taką pracę, że dużo wyjeżdżamy wspólnie i to są nasze randki, 1:1. Ale nawet w domu od czasu do czasu idziemy sami do kina, na masaż czy kolację. Uważam, że szczęśliwi rodzice mają szczęśliwe dzieci. Warto pielęgnować relację z partnerami.

Cztery ciąże, cztery porody wpłynęły na twoje ciało, jego wygląd i odbiór samej siebie? Te nadprogramowe kilogramy, połóg, wracanie do wagi.

Oczywiście, brzuch, rozstępy, cellulit jest na miejscu, śmieję się, że każda fałdka na brzuchu to jedno moje dziecko, ale uważam, że nie ma co walczyć z wiatrakami. Akceptuję się taką, jaką jestem, na pewno mogłoby być wiele gorzej i jestem za to bardzo wdzięczna! Mam szczęście do dobrego metabolizmu i nie miałam problemu z powrotem do formy. Może po Pysiakach zostało mi 4 kg, z którymi nie bardzo wiem co zrobić, ale też nie ma co ukrywać, wiek ma duże znaczenie. Ciało również było dla mnie bardzo łaskawe, nie ma tragedii.

Co jest najtrudniejsze w byciu mama razy 5?

W moim przypadku hałas. Czasem marzę, by się odciąć od nich grubą ścianą dźwiękochłonną. „Mamo, a on mi to”, „Mamo, on mnie bije”, „Mamo, a gdzie jest to”, Mamo, mamo, mamo… albo po prostu piski i krzyki. Dlatego gdy jestem sama w domu wyłączam wszystkie źródła dźwięku, nawet dzwonki w telefonie. No i krzyczę, niestety, czasem mam wrażenie, że non stop. Ale gdy wpadną w ten swój „dziki stan” nie da się nad nimi inaczej zapanować, albo ja nie umiem. Nakręcają się niemożliwie.

O czy marzy mama pięciu synów poza ciepłą kawą i chwilą ciszy ?

Uwielbiam podróże. Staram się realizować marzenia o nich, nie odkładać w czasie, mimo, że egoistycznie zostawiam dzieci pod opieką dziadków. Raz się żyje, kto wie, na ile starczy nam sił, pieniędzy i czasu? Ale tak naprawdę marzę tylko o jednym: by moje dzieci wyrosły na szczęśliwych ludzi, i by nie krzywdzili innych na drodze do swojego szczęścia. I by dbali o siebie wzajemnie. O całą resztę marzeń zawalczę sama.

Oczywiście, brzuch, rozstępy, cellulit jest na miejscu, śmieję się, że każda fałdka na brzuchu to jedno moje dziecko, ale uważam, że nie ma co walczyć z wiatrakami. Akceptuję się taką, jaką jestem, na pewno mogłoby być wiele gorzej i jestem za to bardzo wdzięczna!Patrycja Biegańska
Rodzina wielodzietna nie ma dobrej konotacji. Duża liczba dzieci dla wielu równa się patologia i totalny brak kontroli nad rozmnażaniem. Spotkało was kiedykolwiek coś nie miłego, bo macie piątkę dzieci? Jak reagują inni na widok waszego gangu?

Najczęściej spotykam się z pozytywnym zainteresowaniem, bo jeśli o to chodzi, to zdecydowanie wzbudzamy niemałą sensację, gdy jesteśmy wszyscy razem. W parku czy supermarkecie zawsze ktoś się odezwie, ale najczęściej miło zagadnie. Ale zdarzyło się, że ktoś nas podsumował: „O, 500+ idzie”. Strasznie to wkurzające, gdy obcy ludzie, którzy nic o tobie nie wiedzą, podsumowują dzieci do cyferek na koncie.
Wielodzietni, czyli ustawieni bo maja 500+. Sądzisz, że taka forma wsparcia dużych rodzin jest potrzebna? Zmienia rzeczywiście podejście do dzietności, bo zaczęło to się opłacać?

Zdecydowanie nie. Tzn. fajnie dostawać 2000 na konto co miesiąc, ale niestety, bardzo, ale to bardzo wzrosły wszystkie opłaty, które co miesiąc ponoszę, i koszty zakupów. Kurczę, wczoraj za trzy cytryny zapłaciłam 5,50! Rachunki za prąd zaskakują mnie co drugi miesiąc, woda to samo, a za gaz to nawet nie liczę- jakiś koszmar, co się stało z rachunkami przez ostatnie dwa lata, nie wiem, czy nie są to nawet 30-40% większe opłaty! A ponieważ nie tylko ja to zaważyłam, tylko wszystkie firmy świadczące usługi również mają większe koszty, to oni sobie doliczają te różnice i finalnie za wszystko jest coraz droższe. Mydlenie oczu wyborcom, tak uważam.

 

Patrycja Biegańska. Zdj: archiwum prywatne / Rafał Mroziński Trochę Fajny Fotograf

Muszę zatem  zapytać o kwestię finansową. Planowanie budżetu takiej wieloosobowej rodziny wymaga sporo gimnastyki. Nie bałaś się nigdy, że zabraknie Wam pieniędzy na wychowanie takiej gromadki?

Raczej świadomie decydowaliśmy się na kolejne dzieci, mając na względzie kwestie finansowe. Prawdą jest, że mamy dość dużą firmę sprzedającą zabawki, w której pracujemy oboje, ona jest naszym głównym źródłem utrzymania. Śmiejemy się czasem, że im więcej mamy dzieci, tym nam się lepiej w firmie kręci 😉 Może to jest kwestia konieczności po prostu. Nie można osiąść na laurach, tylko się rozwijać, bo pieniądze z nieba nie spadną, a potrzebujemy sporo i będziemy potrzebować jeszcze więcej.

Zdarzyło się wam kiedyś, żeby ktoś z waszego otoczenia czy z kręgu znajomych sugerował- ,,Patrycja, starczy już wam tych dzieci”?

Na szczęście mamy taktownych znajomych i nie mają takich pomysłów. Raczej w żartach się tylko droczą, kiedy następne (śmiech).  Chyba wszyscy wokół widzą, że dajemy sobie nieźle radę z tym naszym nadbagażem i wszyscy jesteśmy wprost patologicznie szczęśliwi, nie czujemy się ograniczeni w żaden sposób, wręcz przeciwnie, ta nasza liczebność nas pcha do przodu.
A słowa uznania za bycie mamą piątki urwisów często ci się zdarzają?

Tak, chociaż zawsze mówię, że są przesadzone! W ogóle nie uważam, by nam się słowa uznania należały. Robimy swoje, bo musimy, a przy tym chcemy, by nasze dzieci były szczęśliwe, dlatego się bardzo staramy. Dokładnie tak samo, jak wszyscy rodzice.

Najczęściej spotykam się z pozytywnym zainteresowaniem, bo jeśli o to chodzi, to zdecydowanie wzbudzamy niemałą sensację, gdy jesteśmy wszyscy razem. W parku czy supermarkecie zawsze ktoś się odezwie, ale najczęściej miło zagadnie.

Jakie wasze dzieci są względem siebie? Dorastanie w takiej dużej rodzinie, waszym zdaniem, będzie rzutować na ich dorosłe życie?

Gdy patrzę na moich synów, jak razem się bawią, grają, jeden drugiemu pomaga w lekcjach, widzę, że nie podarowaliśmy im tylko kolejnego członka rodziny, ale tak naprawdę najlepszego przyjaciela, na którego zawsze będą mogli liczyć. Póki co mają świetne relacje, ok, często się kłócą na śmierć i życie, ale gdy tylko „ktoś z zewnątrz” wniknie między nich, zaraz stają murem w swojej obronie. Także, jak patrzę  jak opiekują się młodszymi braciszkami. Tyle miłości i zainteresowania – po to się żyje. Jestem z tego niesamowicie dumna.

Wielodzietna rodzina dawniej a dziś. Widzisz jakieś różnice? Co twoim zdaniem sprawia, że takich jak wy jest zdecydowanie mniej niż te 20-30 lat temu?

Dzisiaj na pewno większe rodziny są w mniejszości, kiedyś to był standard, dziś rzadkość. Myślę, że ludzie są bardzo wygodni, wolą sobie ułatwiać, niż utrudniać życie. Kiedyś z dziewięciorga dzieci do dorosłości dożywało siedem, dzieci chowały się same przy rodzicach, którzy całe dnie spędzali w polu. Jeszcze sto lat temu nie wymagano od rodziców tak czujnej opieki jak dziś, nie oczekiwano, że dziecko będzie miało zorganizowane dodatkowe lekcje angielskiego i robotyki, wystarczało, że dwa razy dziennie dostało choćby marny posiłek.
Poprzeczka jest dziś wyżej?

Dzisiaj od rodziców bardzo dużo się wymaga, nie dziwię się, że nie wszyscy są gotowi na takie poświęcenie. Żeby źle nie zabrzmiało, ja też jestem wygodna i nie mam potrzeby poświęcania wszystkiego dla tak dużej rodziny! Jednak jestem ogromnie szczęśliwa, że nasze życie ułożyło się właśnie tak. W końcu im nas więcej, tym weselej! Mnie akurat jest łatwiej, mam wielkie wsparcie w rodzinie, mam opiekunkę do pomocy w razie gdyby rodzice nie mogli zająć się dziećmi, mam panią, która pomoże mi posprzątać jak się nie wyrobię, mam pracę, którą częściowo mogę wykonywać z domu. No i póki co jeszcze stać mnie na wakacje dla nas wszystkich i inne, niewielkie ekstrasy. Dlatego uważam, że każdy musi mierzyć siły na zamiary, jednemu coś przychodzi łatwiej, innemu trudniej, nie wolno wszystkich mierzyć jedną miarą.

Myślisz czasem o tym, jakie będzie wasze życie kiedy chłopaki dorosną a dom opustoszeje? Masz jakieś plany na ten czas ,,bez dzieci”?

Zawsze się śmieję, że na stare lata zamieszkam w jakimś przyjaznym domu spokojnej starości gdzieś w Miami albo w Cotswolds. Nie będę stękać im nad uchem i wraz z mężem będę grać w karty z przyjaciółmi 80+. A wcześniej mam zamiar pomóc na tyle, na ile dam radę, ale nie chcę się w całości im poświęcać. Każdy musi mieć swój świat, swoje życie, być samodzielnym. My też nie chcemy wisieć im nad głową jako obowiązek.

Patrycja Biegańska– mama Filipa, Maksa, Felusia, Leosia i Gucia.  Życiem od kulis swojej wielodzietnej rodziny dzieli się na blogu https://mamagang.pl/ oraz https://www.instagram.com/mamagang.pl/

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź