„Publikujesz zdjęcia dziecka w sieci? Tworzysz mu cyfrowy tatuaż” – mówi Aneta Zychma, konsultantka kryzysowa
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Płaczące dziecko oblane zimną wodą, obok śmiejący się z tego zdarzenia rodzic. Przerażony chłopczyk po wizycie u dentysty, a w tle głos mamy – „daliśmy radę!”. Takie filmiki pojawiają się coraz częściej na Facebooku, Instagramie czy Tik Toku. Nie przeraża to pani?
Aneta Zychma: Oczywiście, że przeraża, ale podam inne przykłady. Rodzic przy pomocy aplikacji w telefonie zmienia twarz dziecka w… pysk konia. Robi to na oczach dziecka i nagrywa jego przerażenie – maluch wierzy, że rzeczywiście jest koniem. Co gorsza, dorosły udostępnia filmik w sieci, myśląc, że ten materiał jest zabawny i wart pokazania szerszemu gronu odbiorców. Inna sytuacja – rodzic chce zrobić żart swojemu dziecku i rzuca mu na głowę ser. Dokumentuje tę scenę na filmiku, który następnie publikuje w sieci.
Takie zjawiska są formą przemocy, mają swoją nazwę – to trollparenting. Czy wspomniani rodzice zdają sobie sprawę, że są trollami?
Obawiam się, że bardzo często decyzje podejmowane w sieci są pozbawione refleksji i świadomości tego, co z tymi filmami dzieje się dalej. Zaczęliśmy żyć w nowej rzeczywistości, nasyconej światem wirtualnym i sporo osób, w tym także rodzice, nie wiedzą, na co warto zwrócić uwagę i jakie zagrożenia niosą ze sobą social media. Rodzice potrzebują psychoedukacji i wsparcia w tym zakresie.
Dodatkowo nadal wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy, że z pozoru niewinne czynności, jak na przykład regularne dokumentowanie życia dziecka w sieci, mogą być aktem przemocy. Mam wrażenie, że wciąż w naszym społeczeństwie mocno zakorzenione jest przekonanie, że dziecko jest kimś gorszym niż człowiek dorosły, że nie zasługuje na takie samo traktowanie.
Wydaje się, że jego emocje są mniej ważne, bo dziecięca świadomość jest malutka. Dlatego wiele osób nie widzi nic złego w nagrywaniu filmików, które upokarzają, kompromitują dziecko. Sądzę, że gdyby ci sami rodzice mieli okazję udokumentować przykrą sytuację innego dorosłego, mocno by się nad tym zastanowili. W większości przypadków nie użyliby telefonu, uznając, że po prostu nie wypada.
A wobec dziecka wypada, bo to zabawne, wzruszające, dowcipne?
Dopóki w naszym społeczeństwie będzie panowało takie przekonanie, że dziecko nie jest pełnoprawnym człowiekiem, dopóty będziemy spotykać się z taką narracją. Dlatego sednem problemu jest uświadamianie, że dziecko jest wartością samą w sobie. Wracamy więc do pedagogiki Janusza Korczaka, która mówi, że dziecko ma prawo do swojej prywatności, godności i szacunku.
Trollparenting jest szkodliwym zjawiskiem dla zdrowia psychicznego dzieci, ale nie jedynym. Jakie są inne niebezpieczne przykłady aktywności rodziców w sieci?
Trollparenting jest jedną z form cyberprzemocy, polegającą na rozpowszechnianiu treści, które kompromitują, poniżają, obrażają czy w jakikolwiek inny sposób upokarzają dziecko. Najczęściej te treści publikują rodzice lub najbliżsi opiekunowie dziecka. Mogą to być filmiki pokazujące jego cierpienie. Albo sytuacja, kiedy zdenerwowany maluch o czymś opowiada. Albo jest zapłakany, bo coś nie poszło po jego myśli.
Kiedy czegoś nie rozumie i pokazuje to i zamiast uzyskać wsparcie, jest nagrywany, a ten filmik udostępniany jest w sieci. Także takie filmiki, na których dziecko jest za coś karane. Są też różnego rodzaju żarty, które mają być śmieszne, ale na pewno nie są zabawne dla dziecka. W sieci pojawiły się również inne niepokojące zjawiska. Sharenting, czyli przesadne dokumentowanie życia pociechy w social mediach czy oversharenting, polegający np. na założeniu dziecku osobnego profilu w mediach społecznościowych i uzupełnianiu go o kolejne historie czy zdarzenia z życia pociechy.
A co w sytuacji, gdy rodzic nagrywa trudne zachowania dziecka, strasząc je, że pokaże to tacie czy babci?
Sama groźba ze strony rodzica, że może nagrać taki film, jest niedopuszczalna i nie ma nic wspólnego ze wsparciem, a już na pewno nie uspokoi dziecka. I trzeba nazwać takie działanie po imieniu: jest to przemoc psychiczna.
Kiedy powiemy: Uspokój się, bo pokażę filmik twojej wychowawczyni!
Wydaje nam się, że uspokoimy dziecko, a możemy osiągnąć zupełnie odwrotny efekt. Groźba nie spowoduje, że dziecko zacznie myśleć racjonalnie. Choć zdaję sobie sprawę, że czasem takie zachowanie wynika z bezsilności rodzica, który nie wie, jak sobie poradzić w trudnej sytuacji. Dlatego wciąż podkreślam, jak ważna jest psychoedukacja rodziców. To dorosły jest kontenerem na emocje dziecka i jest odpowiedzialny za ich udźwignięcie. Często wydaje nam się, że dziecko powinno zachować się w określony sposób, a na danym etapie jego rozwoju jest to po prostu niemożliwe. Ono potrzebuje wsparcia, tego, żeby ktoś był obok. A czas na rozmowę o sytuacji, która się właśnie dzieje, przyjdzie później. Zastraszanie malucha nie jest wspierające i odbiera dziecku podmiotowość.
A filmik opublikowany w sieci pozostanie. Dziecko może go odkryć dopiero za parę lat i przeżyć szok.
A jeśli została nagrana sytuacja, która była dla niego traumatyczna, to może dojść do wzmocnienia traumy w związku z oglądaniem tego filmu. Dlatego utrwalanie momentów cierpienia jest bardzo niebezpieczne.
Jakie mogą być inne konsekwencje trollparentingu?
Publikując zdjęcia swoich pociech, zostawiamy ślad cyfrowy, zwany też cyfrowym tatuażem. Czyli tworzymy w sieci tożsamość dziecka, jakąś narrację o nim, do której dostęp mają wszyscy inni dookoła, a dziecko nie jest tego świadome. Gdy dorośnie, może się z tą narracją zderzyć i wcale z nią nie zgadzać. To jest najbardziej niebezpieczne w przypadku oversharentingu, kiedy rodzice dokumentują niemal każdą aktywność swojej pociechy.
Poza tym zdarzają się kradzieże tożsamości dzieci, czasem pod przykrywką zabawy, jak było w przypadku Instagramowej „baby role play”.
W takiej sytuacji mówimy o zjawisku zwanym digital kidnapping, polegającym na nielegalnym wykorzystywaniu wizerunku dziecka przez osoby trzecie. Natomiast w ramach „baby role play” złodziej zamieszcza skradzione zdjęcie dziecka na swoim profilu, nadaje mu imię, określa zainteresowania i cechy charakteru. Następnie inni użytkownicy Instagrama mogą to wymyślone dziecko adoptować. Ta zabawa jest niebezpieczna – jedni publikują komentarze pełne troski, inni – przepełnione fantazjami seksualnymi. W sieci nic nie ginie i warto mieć tego świadomość.
Jak powinniśmy zareagować, gdy widzimy w sieci przykłady trollparentingu? Do kogo je zgłaszać?
Najlepiej do administratorów portalu, strony czy grupy z informacją, że trafiliśmy na treści przemocowe. Możemy także reagować na takie filmiki czy zdjęcia stosownym komentarzem, wskazując, że jest to niewłaściwe. Wtedy jednak należy liczyć się z tym, że nie wszyscy zareagują pozytywnie na naszą reakcję, atakując nas i zaciekle broniąc swojego stanowiska, że przecież to tylko zabawa.
W polskim prawie to rodzice – do 18. roku życia dziecka – decydują o jego wizerunku. Uważa pani, że prawo powinno się zmienić?
Uważam, że powinno zostać zmodyfikowane. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że trudno jest znaleźć uniwersalne rozwiązanie, zwłaszcza że internet wciąż się rozwija i pojawiają się kolejne narzędzia czy kanały do udostępniania różnych treści. Dlatego słowami, które powinny wybrzmiewać, są umiar i świadomość. Nie chodzi o popadanie ze skrajności w skrajność, a o świadome korzystanie z możliwości, jakie daje nam świat wirtualny.
Albo jak wiele gwiazd możemy publikować dzieci odwróconych plecami czy z zamazanymi twarzami.
Jeśli ktoś rzeczywiście ma potrzebę publikacji zdjęcia z dzieckiem, to może to być dobre rozwiązanie. Jednak za każdym razem, zanim to zrobimy, warto zadać sobie pytanie, czy ja rzeczywiście muszę wrzucać te zdjęcia, w jakim celu to robię i czy zdaję sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji.
Kiedyś gromadziliśmy zdjęcia w albumach rodzinnych. One zostają w naszych domach, są ewentualnie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wydaje się, że powrót do tradycji jest bezpieczniejszy i może być ciekawą alternatywą.
To jest świetny sposób na ograniczenie spędzania czasu w sieci, a jednocześnie szansa na wzmocnienie relacji, na rozmowę i snucie wspomnień. Jednak, jeśli ktoś uważa, że to jest nie w jego stylu, to może publikować zdjęcia w prywatnych plikach i udostępniać je wybranym osobom, tworząc w ten sposób wirtualne albumy, które są bezpieczniejsze niż upublicznianie zdjęć w social mediach.
Na szczęście na takie filmiki coraz częściej występuje reakcja społeczna, m.in. dzięki akcji podjętej przez Natuli „Rodzicu, nie bądź trollem”, w której wzięła pani udział. Akcja przyniosła zamierzony cel?
Akcja pokazała, że taki problem istnieje. Uwrażliwiła wielu użytkowników internetu na tego typu treści i na pewno zwiększyła świadomość rodziców. Nie obejdzie się jednak bez rzetelnej, systematycznej psychoedukacji na temat cyberprzemocy i zagrożeń w sieci.
Na szczęście na takie filmiki coraz częściej występuje reakcja społeczna, m.in. dzięki akcji podjętej przez Natuli „Rodzicu, nie bądź trollem”, w której wzięła pani udział. Akcja przyniosła zamierzony cel?
Akcja pokazała, że taki problem istnieje. Uwrażliwiła wielu użytkowników internetu na tego typu treści i na pewno zwiększyła świadomość rodziców. Nie obejdzie się jednak bez rzetelnej, systematycznej psychoedukacji na temat cyberprzemocy i zagrożeń w sieci.
Aneta Zychma, konsultant kryzysowy w nurcie pozytywniej terapii kryzysu, trener umiejętności społecznych i funkcji poznawczych, pedagog, psychotraumatolog w trakcie specjalizacji. Udziela pierwszej pomocy psychologicznej rodzicom w kryzysie. Promuje świadome rodzicielstwo i podmiotowe traktowanie dziecka. Zajmuje się systemowym wsparciem rodzin w sytuacji choroby i żałoby. Współtworzy Instytut Dobrej Śmierci: przestrzeń dialogu i edukacji o przemijaniu, śmiertelności i żałobie. Autorka dwóch książek dla dzieci: „Tadzik i rak” o chłopcu chorym terminalnie oraz „Droga do domu” o poszukiwaniu swojego wewnętrznego domu. Miejsce w sieci: www.tulistacja.pl