Aneta Wira-Ostaszyk/ Archiwum prywatne Aneta Wira-Ostaszyk, tancerka Polskiego Baletu Narodowego / Archiwum prywatne

“Przy dziecku nauczyłam się, że trzeba czasem odpuścić”. Aneta Wira-Ostaszyk o życiu mamy baletnicy

- Perfekcjonistką jestem w pracy. W domu pozwalam sobie na więcej luzu, żeby psychicznie dać radę - zdradza Aneta Wira-Ostaszyk, tancerka Polskiego Baletu Narodowego i autorka bloga Simple Dancer’s Life. W rozmowie z nami przekonuje, że łączenie macierzyństwa z pracą w balecie jest tak samo trudne, jak łączenie macierzyństwa z jakąkolwiek inną pracą, choć wie, że ma ogromne fory na starcie - ogromne pokłady cierpliwości, wypracowane na sali baletowej.

Spis treści:

"Im jesteś starsza, tym ciało mniej się uśmiecha do baletu"

Aleksandra Zalewska: Miałaś 30 lat, gdy urodziłaś swojego syna Włodka. Przypuszczam, że jak większość tancerek czy zawodniczek słyszałaś głosy, że dziecko to koniec kariery.

Aneta Wira-Ostaszyk: No jasne! I choć w naszym środowisku tancerki, które rodzą dzieci, to rzecz normalna, nadal pojawiają się takie wątpliwości. Nie są wypowiadane wyłącznie przez innych, ale też przez samą tancerkę: czy wrócę do pracy, czy będę tańczyć, czy ktoś inny mnie nie zastąpi, bo przyjdzie na moje miejsce i okaże się lepszy?

Samo połączenie pracy z byciem mamą to wyzwanie, nieważne gdzie i jak pracujesz. Każda mama wie, że nie jest łatwo, ale jest to wykonalne. Różnica jest tylko taka, że ja pracuję ciałem. A dla niego ciąża to ogromne obciążenie.

I pewnie nigdy nie ma dobrego momentu na dziecko?

A w jakim zawodzie jest? (śmiech) Ja nie planowałam bardzo skrupulatnie ciąży. Byłam dwa lata po ślubie, wiedziałam, że chcę mieć dziecko. Dookoła znajomi zostawali rodzicami, więc może to na nas podziałało. Miałam 30 lat, gdy urodziłam Włodka. Ale wiesz, w balecie nie ma żadnej reguły. Mam koleżanki, które mają 22 lata i dwójkę dzieci, trzydziestolatki, które dzieci nie mają i 37-latki, które zachodzą w drugą ciążę.

Jedyną regułą, jaką możesz sobie ustanowić, jest to, co  myślisz i co mówi twoje ciało. Bo im jesteś starsza, tym ciało mniej się uśmiecha do baletu. A ciąża to ciało nadwyręża i nadwyręża kręgosłup, który w balecie jest kluczowy. Im jesteś starsza, tym ciężej jest wrócić. Ale są kobiety, które mają 40 lat, rodzą i wracają.

I do ostatniego dnia przed porodem robią arabeski?

To też jest kwestia bardzo indywidualna. Niektóre tancerki ćwiczą do końca ciąży, inne odpuszczają. Ważne jest, żeby słuchać swojego ciała. Ja ćwiczyłam prawie całą ciążę: stretching, delikatne ćwiczenia przy drążku aż do 36 tygodnia ciąży. Może dzięki temu już po 7 miesiącach wróciłam do pracy na pełnych obrotach? Nie tylko jako tancerka Polskiego Baletu Narodowego, ale też pedagog w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej w Warszawie.

7 miesięcy odpoczynku po cesarskim cięciu i powrót do pracy w balecie – to dość imponujące.

Nie wiem. Znam tancerkę, która rodziła w podobnym czasie, co ja, i po miesiącu wróciła do pracy. Jest ode mnie starsza, tańczy w Berlinie. I takie przypadki się zdarzają, jeśli jesteś bardzo ukierunkowana na powrót, skoncentrowana, zmobilizowana. Naprawdę nie ma reguł w środowisku baletowym.

Nieprawdą jest natomiast przekonanie, że baletnice są porozciągane, świetnie znają swoje ciało i dzięki temu szybko i naturalnie rodzą. Co za bzdura! Większość moich koleżanek tancerek miała cesarskie cięcie, bo nie dały rady urodzić naturalnie. A taki poród oznacza, że ciało jeszcze dłużej dochodzi do siebie.

Wiadomo, że po cesarskim cięciu przez parę tygodni nie możesz nic robisz. Mnie lekarka pozwoliła wracać do aktywności po 6 tygodniach . A faktyczny powrót do formy od tamtego momentu zajął mi prawie pół roku. Mówiąc “do formy”, mam na myśli maksimum moich możliwości.  Bo gdy wracasz do pracy po urlopie, to od razu wracasz na 100 proc. Kiedy są spektakle, musisz brać w nich udział. Skoro jesteś w pracy, to znaczy, że jesteś gotowa do ćwiczeń.

W naszym zespole baletowym tancerze są pod opieką fizjoterapeutki, z którą 2,5 miesiąca po porodzie konsultowałam kwestie związane z wykonywaniem ćwiczeń, zaleceniami, etc. I tutaj chcę podkreślić dwie rzeczy: po pierwsze, że taka konsultacja jest bardzo ważna, a po drugie, że każde ciało jest inne. I świadomość ciała też jest różna.

Czasem, gdy pokazywałam w sieci swoje treningi po porodzie, dostawałam komentarze, że robię rzeczy zabronione, że sobie zaszkodzę. Tylko że ja ćwiczę od 28 lat. Naprawdę wiem, co moje ciało może i czego od niego wymagać.

Dlaczego kładę na to taki nacisk? Bo wiele mam po ciąży nie czuje się ze swoim ciałem najlepiej. Wynajdują wówczas programy treningowe w internecie i starają się ćwiczyć tak, jak zawodowe trenerki, dla których ciało stanowi narzędzie pracy. To normalne, że nie dotrzymują im tempa! Dlatego bardzo, bardzo zachęcam, żeby spojrzeć na to, jakie możliwości ma twoje ciało, a nie ciało trenerki – celebrytki z internetu.

Aneta Wira-Ostaszyk/ Archiwum prywatne

„Jak jesteś w ciąży, musisz zaakceptować fakt, że twoje ciało się zmienia”

Mówisz bardzo ważną rzecz: żeby nie porównywać naszego ciała i możliwości do ciał innych.

Zachęcam też do tego, żeby nie porównywać naszego ciała sprzed i po ciąży. Ja urodziłam 19 miesięcy temu. I nadal nie wróciłam do wagi sprzed ciąży. Zaakceptowałam to.

Wiesz, czego mnie nauczyło macierzyństwo? Tego, że należy zaakceptować zmiany i że on są wynikiem podejmowanych przez nas decyzji.

Jak przyjmujesz oświadczyny, to akceptujesz zmianę, że już nie jesteś sama. Kiedy bierzesz ślub kościelny, akceptujesz fakt, że (teoretycznie) to decyzja na całe życie. Gdy decydujesz się na dziecko, akceptujesz fakt, że twoje życie się zmieni. Jak jesteś w ciąży, musisz zaakceptować fakt, że twoje ciało się zmienia i będzie się zmieniało, również po ciąży.

Mój powrót do formy trwał 7 miesięcy. Dla jednych to długo, dla innych krótko. Dla mnie w sam raz, bo balet nauczył mnie, że zmiany nie dzieją się z dnia na dzień. Balet to nauka małymi kroczkami, dzień po dniu. Progres widać nieustannie, ale on nie jest błyskawiczny. Gdyby był, nauka w szkole baletowej nie trwałaby 9 lat!

Mówiłaś, że tańczysz od 28 lat, czyli zaczynałaś jako 4-latka?

Tak, chociaż te początki nie były wybitnie intensywne. Miałam parę przerw. Szukałam swojej drogi. Gdy miałam 10 lat i jeszcze mieszkałam we Wrocławiu, trafiłam do szkółki baletowej. Przez 2 lata miałam tam ostry trening, świetnych pedagogów. I po 2 latach jeden z nauczycieli powiedział mojej mamie, że nadaję się do szkoły baletowej. A że we Wrocławiu nie ma profesjonalnej, ogólnokształcącej szkoły baletowej, wyjechałam do Warszawy. Miałam 12 lat, gdy zaczęłam zawodowe przygotowanie do tańca.

Czyli jesteś jedną  tych tancerek, które o balecie marzyły od dzieciństwa?

Nie! Bardzo lubiłam taniec, to prawda. Ale świadomość, że jest to moja ścieżka kariery, przyszła dopiero po 4 latach nauki w Warszawie. Miałam 16 lat, gdy powiedziałam rodzicom, że chcę pracować naprzeciwko szkoły, czyli w Teatrze Wielkim. I nawet wtedy moja mama marudziła, że balet – owszem, ale maturę trzeba zdać, pójść na studia, etc.

No to poszłaś.

Tak, na Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina, kierunek: pedagogika baletowa. Więc balet, balet, balet. (śmiech) Ukończenie tych studiów upoważnia mnie do uczenia innych, co teraz robię. Jestem nauczycielką w szkole, którą sama skończyłam. Ale też prowadzę warsztaty dla dorosłych amatorów, młodzieży, która tańczy niezawodowo.

A maluchy?

Zdecydowanie nie. Staram się nie uczyć małych dzieci, bo to dla mnie za trudne. Wymaga innego podejścia.

Jako zawodowa tancerka, która codziennie obcuje z innymi zawodowcami, u których każdy ruch musi być perfekcyjny, nie mogę tej perfekcji uzyskać u dzieci, które chcą się bawić. W pracy z małymi dziećmi nie odnajduję tej pasji. Wolę pracować ze starszymi albo dorosłymi.

Jak myślisz, czy posyłanie 3-4 latków na zajęcia z baletu ma sens?

Ma sens pod kątem rozwoju motorycznego i muzycznego, rytmicznego. Obcowanie dzieci z muzyką jest rozwijające, ale w tym wieku to raczej zabawy rytmiczno-ruchowe, a nie nauka baletu, który ma określone elementy, pozycje. Małe dziecko skupi się na zajęciach przez 5 czy 10 minut. To za mało na prawdziwą naukę baletu.

Myślę, że dobrym momentem jest ten, kiedy dziecko idzie do szkoły. Potrafi się skupić dłużej. Jak ćwiczysz balet, musisz lubić pracować z ciałem i słuchać jednocześnie, musisz lubić się zmęczyć, akceptować, że będzie bolało, bo pozycje w balecie nie są naturalne. Żeby to wypracować, trzeba mieć mnóstwo skupienia. Takie małe dzieci go nie mają i to jest normalne.

Czyli twój syn jeszcze nie tańczy?

Nie. Choć uwielbia, jak ja ćwiczę przy drążku. Mój mąż gra na gitarze, więc muzyki jest u nas sporo. Od samego początku puszczamy mu piosenki dla dzieci, po polsku oraz po angielsku, a do tego mu śpiewamy.

A co zrobisz, jeśli twój syn również wybierze balet?

Nie wiem. To jest bardzo trudne. Chcę myśleć, że będę go wspierać, choć mój mąż tak mocno promuje piłkę nożną, że wątpię, żeby balet w ogóle przyszedł mojemu synowi do głowy. Nie chcę się na nic nastawiać, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.

Aneta Wira-Ostaszyk/ Archiwum prywatne

Aneta Wira-Ostaszyk/ Archiwum prywatne

„Gdy wychodzę z pracy, nie mam już siły na perfekcjonizm”

Myślę o tym stereotypowym wizerunku szkoły baletowej: bardzo rygorystycznej, nastawionej na wynik za wszelką cenę. Czy ten stereotyp pokrywa się z rzeczywistością?

Tych negatywów jest coraz mniej. Szkole oczywiście zależy na tym, żeby uczniowie osiągnęli sukces, ale nie idzie się po niego po trupach. Na szczęście system się zmienia. Nadal jednak bardzo dużo zależy od charakteru dziecka oraz metod pedagogów. Bo szkoła dopiero od niedawna ma weryfikacje psychologiczne i psychologa, który pomaga w pracy z dziećmi.

Ja jestem pedagogiem, dla którego najważniejsze jest dobro dzieci. Mam świetny kontakt z rodzicami i gdyby coś się z uczniem działo – na szczęście jeszcze nie mam takich doświadczeń – to pierwszą osobą, z którą się kontaktuję, jest rodzic. Wiesz, kilkanaście lat temu to była zupełnie inna sytuacja. Wszystko było za zamkniętymi drzwiami, autorytet nauczyciela był niepodważalny. Teraz jest dużo większa otwartość.

Nauczyciele mają większą świadomość. Bardziej pracują nad sobą, nad cierpliwością, mają większe wsparcie w postaci psychologa, pedagoga. Jeśli uczysz dzieci pracy z ciałem, to musisz być cierpliwy. Matko, ile razy ja powtarzam w ciągu jednej lekcji: ściągnij łopatki, napnij mięśnie! Powtarzam to 100 czy 200 razy w ciągu lekcji. I nie mogę stracić cierpliwości. Bywa, że pod koniec zajęć w końcu uczeń wykonuje wszystko dobrze, następnego dnia spotykamy się na Zoomie (bo w czasie pandemii tak wyglądają nasze lekcje), i wszystko trzeba zaczynać od nowa.

Cierpliwość – niezbędna cecha rodzica. Jakie jeszcze cechy z baletu przydają się w macierzyństwie?

Hmm, siła i rozciągnięcie, jak podnosisz dziecko sto razy dziennie, jedną ręką karmisz, drugą przebierasz, a nogą zamykasz lodówkę? (śmiech)  Przy starszym dziecku pewnie przyda się dokładność, skrupulatność, realizowanie planów i wytrwałość.

Balet wymaga perfekcjonizmu, prawda?

No ba. Nie da się inaczej.

A w macierzyństwie jesteś perfekcjonistką?

Gdy wychodzę z pracy, to już nie mam siły na perfekcjonizm. Jakbym chciała, żeby wszystko w domu też było perfekcyjne, chyba nigdy bym nie odpoczęła. Przy dziecku się nauczyłam, że trzeba czasem odpuścić.

Perfekcjonistką jestem w pracy. W domu pozwalam sobie na więcej luzu, żeby psychicznie dać radę. Dzięki pracy wiem, że to, że raz nam coś wyszło, nie znaczy, że będzie tak zawsze. I jak nie wychodzi, to nie mam pretensji. Ani do siebie, ani do moich uczniów, ani do Włodka. To jest ten moment, kiedy balet i macierzyństwo idealnie się uzupełniają.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź