fot. archiwum prywatne

„Dzieci w Korei są dla rodziców całym życiem. I należą do najnieszczęśliwszych dzieci na świecie”. Jak wychowuje się dzieci w Korei, mówi Anna Sawińska

– W Korei wychowaniu dziecka podporządkowuje się całe życie rodzinne. Wybór odpowiedniej szkoły determinuje miejsce zamieszkania rodziny, zarobione pieniądze w większości wydaje się na jego szeroko rozumianą edukację i rozwój. To dziecku poświęca się najwięcej czasu i energii, własne potrzeby schodzą na drugi plan – opowiada Anna Sawińska, która w Korei mieszkała kilkanaście lat.

Klaudia Kierzkowska: Czy prawdą jest, że w Korei decyzja o posiadaniu potomstwa podejmowana jest głównie pod wpływem nacisku rodziny, przyjaciół? Rzadko jest to wynik przemyślanego wyboru przyszłych rodziców?

Anna Sawińska: W Korei wejście w związek małżeński jest najczęściej równoznaczne z założeniem rodziny, rozumianym jako posiadanie dzieci. Małżeństw bezdzietnych, które wybierają życie bez potomków, jest naprawdę niewiele.

Osoby świadomie podejmujące decyzję o życiu w pojedynkę, a jest ich naprawę mało, traktuje się z dużą podejrzliwością. Domniemanie jest takie, że albo jest coś z nimi nie tak (brak pieniędzy, choroba, problemy psychiczne itp.) i nie są w stanie znaleźć partnera lub po prostu są to osoby skrajnie egoistyczne – w szczególności z tą ostatnią opinią muszą borykać się kobiety, które dość mają odgrywania roli, jaką stworzył dla nich dobrze mający się w Korei patriarchat. Presja ze strony społeczeństwa jest więc ogromna. To oczywiście nie oznacza, że w Korei nie ma małżeństw zawieranych z miłości i że dzieci rodzi się poniekąd z automatu. Posiadanie dzieci to dla Koreańczyków bardzo poważna decyzja, na pewno przemyślana, bo wiąże się z dużym poświęceniem i finansowym i osobistym.

W Korei mieszkała pani ponad 20 lat. Tam też urodziła pani syna. Ciąża w Korei różni się od tej w Polsce?

Przyrost naturalny w Korei jest bardzo niski i dlatego rząd obmyśla coraz to nowsze strategie, żeby zachęcić kobiety do rodzenia. To błahostki, jak np. wyposażenie każdej kobiety ciężarnej w zestaw przygotowawczy: suplementy, maseczki, smoczki, butelki, przewodniki, broszury, a nawet specjalne „odznaki”, że jest się w ciąży, ale też i coraz dalej idące zmiany systemowe takie jak długość urlopów i zasiłki.

W Korei dużą uwagę poświęca się też edukacji prenatalnej — Taegyosingi („태교신기”), a taegyo (태교), czyli zespół praktyk i wierzeń związanych z rozwojem prenatalnym dziecka, jest praktykowany przez ciężarne Koreanki do dzisiaj. Według wskazań taegyo, zachowanie kobiety podczas ciąży ma niebagatelny wpływ na psychikę, charakter i możliwości rozwojowe potomka. Kobieta powinna więc zwracać uwagę na to, co robi, co ogląda, co mówi i czego słucha, żeby ustrzec się przez wypełnionymi złem lub pesymizmem myślami.

Dobrze rozumiem, że potrzeby kobiety schodzą na dalszy plan?

Tak. Już od momentu poczęcia, indywidualne potrzeby kobiety schodzą na drugi plan, dziecko w jej łonie staje się najważniejsze. Kobiecie w ciąży nie zaleca się chodzenia na pogrzeby ani uczęszczania na inne wydarzenia, które mogłyby negatywnie lub zbyt mocno wpłynąć na nią emocjonalnie. Kobieta musi dobrze się odżywiać, wysypiać, ćwiczyć, puszczać sobie spokojną muzykę – szczególnie Mozart jest w cenie, bo ma pozytywnie wpływać na rozwój umysłowy dziecka, albo słuchać nagrań w języku angielskim, żeby potem dziecko łatwiej mogło przyswoić sobie ten język.

Mówi się, że 10 miesięcy w łonie matki (według kalendarza księżycowego) ma większe znaczenie dla dziecka niż 10 lat nauki. O kobietę w ciąży bardzo się dba, ale tak naprawdę to głównie dlatego, że jest ona jakby naczyniem dla dziecka.

Dużą uwagę przywiązuje się również do snów poprzedzających narodziny dziecka. Sen proroczy może mieć nie tylko matka, ale również dziadkowie, krewni czy przyjaciele. Zapowiadać ma on narodziny, a także płeć potomka oraz przepowiadać jego przyszłość. O ciąży, porodzie i zwyczajach pisałam na swoim blogu – zapraszam do przeczytania wpisu „Ciąża i poród – zwyczaje”

Zastanawiam się, jak wygląda tam kwestia porodu, narodzin dziecka? Kobiety głównie rodzą w prywatnych klinikach?

Najczęściej tak, jeżeli tylko para może sobie na to pozwolić – a robi się wszystko, żeby tak właśnie było. Okoliczności narodzin, czas, miejsce i sposób odgrywają bardzo ważną rolę. Już wtedy myśli się o „wellbeing” potomka. O tym, żeby przyszedł na świat w jak najmniej stresujący sposób. Kliniki takie organizują zajęcia przygotowawcze do samego porodu, ale też uczą jak dzieckiem się opiekować, jak je myć, przewijać i karmić (w klinice, w której rodziłam, otrzymałam do ćwiczeń doczepiane piersi!). Często kliniki przypominają hotele. Kobieta otrzymuje do dyspozycji swój pokój z łazienką. Tam rodzi się dziecko – położna przychodzi jedynie od czasu do czasu. W zależności od przypadku rodząca spaceruje, buja się na piłce, leży na łożu albo próbuje pokonać ból w wannie z wodą. W końcowej fazie pojawia się lekarka i odbiera dziecko. Na dosłownie kilka minut wchodzą obeznane panie sprzątające, niezwykle sprawnie zmieniają prześcieradła, wszystko czyszczą. Po chwili rodzice mogą już cieszyć się swoim noworodkiem. Z hotelu wychodzi się po około trzech dniach (tak było przynajmniej w moim przypadku).

Pojawienie się nowego członka rodziny to niezwykłe przeżycie, niezapomniane wydarzenie. Koreanki w jakiś szczególny sposób się do niego przygotowują?

Mam wrażenie, że bardziej niż u nas. My traktujemy dzieci jako część składową naszego życia, a nie całe nasze życie, jak to jest w Korei. W Korei dla dzieci poświęca się wszystko. Tak jak już wcześniej mówiłam, kobieta w ciąży musi dbać o siebie, ale właśnie przez pryzmat ogólnie uznanych potrzeb płodu. Do pojawienia się dziecka przygotowuje się cały dom, często zmienia się miejsce zamieszkania (bliskość i jakość żłobków/przedszkoli), ale też i ustala się z dziadkami ewentualną pomoc. Niewiele pozostawia się przypadkowi.

Z połogiem i pierwszymi dniami po porodzie wiążą się jakieś nietypowe wierzenia, zwyczaje?

Bardzo fajnym rozwiązaniem są izby poporodowe joriwon (조리원), czyli hotele z wykształconą medycznie obsługą. Kobiety spędzają w nich od jednego do kilku tygodni, dochodząc do siebie po ciąży i porodzie, ale też ucząc się opieki nad niemowlęciem.

Poziom takich instytucji jest bardzo różny – od ośrodków, które oferują podstawowe usługi do ekskluzywnych hoteli, w których kobiety korzystają ze specjalnych masaży, ćwiczeń, czy upiększających zabiegów. Ostatnimi czasy oferta izb poporodowych przewiduje także specjalne kursy dla ojców. Co ciekawe, wiele z joriwonów zakazuje wstępu pozostałym członkom rodziny – w podtekście ma to być dla młodych matek okres wytchnienia od własnych teściowych. To wszystko sprawia, że kobiety chcą w takich ośrodkach zostać tak długo, jak to tylko finansowo możliwe.

Koreankom przysługuje urlop macierzyński, w czasie którego w 100 proc. mogą poświęcić się wychowaniu dziecka?

Urlop macierzyński to trzy miesiące, dodatkowo przysługuje rok wychowawczego. Po 15 miesiącach kobieta ma prawo wrócić do pracy, ale w praktyce, szczególnie w sektorze prywatnym, kobiety wykorzystują około 4 miesięcy, w czasie których spędzają z dzieckiem 100% czasu. Nieobecnych matek nikt nie zastępuje, więc inni pracownicy muszą przejąć ich zadania – stąd presja na szybki powrót jest bardzo duża, nie wspominając już o obawie o rozwój kariery.

Jakie są największe różnice między wychowaniem dziecka w Korei i w Polsce?

W Korei wychowaniu dziecka podporządkowuje się całe życie rodzinne. Wybór odpowiedniej szkoły determinuje miejsce zamieszkania rodziny, zarobione pieniądze w większości wydaje się na jego szeroko rozumianą edukację i rozwój. To dziecku poświęca się najwięcej czasu i energii, własne potrzeby schodzą na drugi plan.

Jednocześnie w Korei przeważa rodzicielstwo bliskości, szczególnie jeżeli chodzi o relacje matka-dziecko. Koreańskie mamy często śpią ze swoimi dziećmi nawet do wieku nastoletniego, odrabiają z nimi lekcje, organizują cały plan zajęć, wożą na dodatkowe lekcje, gotują przekąski do szkoły – troszczą się naprawdę o każdy detal ich życia.

Z jednej strony to oczywiście instynkt, z drugiej to presja społeczeństwa – tego się od matek wymaga. Dziecko to w Korei do jakiegoś stopnia inwestycja. Jeszcze do niedawna naturalne było, że dziecko, a w szczególności najstarszy syn, miał obowiązek się rodzicami na starość zaopiekować. Dlatego ta bliskość, a także sukces zawodowy dziecka, mogły bezpośrednio wpłynąć na dobrobyt rodziców u schyłku ich życia. Odnoszące sukcesy dziecko to też ogromny powód do dumy oraz do jakiegoś stopnia awans na drabinie skostniałej koreańskiej hierarchii społecznej.

"Wszyscy jesteśmy wręcz patologicznie szczęśliwi, nie czujemy się ograniczeni w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, ta nasza liczebność nas pcha do przodu" - mówi Patrycja Biegańska, mama pięciu synów

Polecamy

"Wszyscy jesteśmy wręcz patologicznie szczęśliwi, nie czujemy się ograniczeni w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, ta nasza liczebność nas pcha do przodu" - mówi Patrycja Biegańska, mama pięciu synów

Czytaj

A jak wygląda kwestia edukacji? Ponoć szkoły są czynne do 22, a już czteroletnie dzieci spędzają na zajęciach większość dnia.

Szkoły publiczne nie różnią się aż tak bardzo od naszych. Ale to, co dzieje się popołudniami już tak. Do hagwonów, czyli prywatnych akademii edukacyjnych, uczęszczają prawie wszyscy. Cel jest jeden – jak najlepiej zdać egzamin maturalny, którego wyniki determinują przyjęcie do jednego z trzech najlepszych uniwersytetów. Ukończenie jednego z nich toruje drogę do posady w korporacji (lub wykonywania renomowanego zawodu, np. lekarza czy prawnika), a dobra posada w korporacji to z kolei szansa na „lepszego” partnera i na możliwość utrzymania rodziny. Życie koreańskich dzieci i nastolatków podporządkowane jest więc nauce. Rodzice wypruwają sobie żyły, żeby posłać swoje pociechy do jak najlepszych instytucji wychowawczych – co roku słyszy się o takich, którzy w namiotach koczują na chodniku celem zapisania swojego dziecka do renomowanego przedszkola — przyjemność taka potrafi kosztować kilkanaście tysięcy dolarów. Po standardowych zajęciach rodzice muszą dodatkowo opłacić prywatne hagwony.

Dzieci potrafią spać 4-5 godzin dziennie, nie mają czasu na nawiązanie poprawnych relacji ze swoimi rówieśnikami, każdy dla każdego jest potencjalnym konkurentem w tym ślepym wyścigu szczurów.

Dzieci wychowywane są do pracy w korporacji i już od najmłodszych lat przygotowywane do wyścigu szczurów?

Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Niestety w Korei ścieżka, która może zagwarantować sukces (rozumiany jako pieniądze i status) jest jednotorowa. College Scholastic Ability Test (SCAT), odpowiednik naszej matury, jest determinantem całej przyszłości dziecka – jego życia zawodowego i osobistego. Nie wystarczy jedynie tego egzaminu zdać, trzeba go zdać jak najlepiej.

Dzieci od małego uczą się współzawodnictwa kosztem współpracy. W połączeniu z tradycyjną hierarchią społeczną tworzy się z tego społeczeństwo mocno makiawelistyczne, mało czułe na potrzeby „słabszych”. Jednocześnie dzieci takie wchodzą w dorosłość z dwoma lewymi rękami, bo ich jedynym zadaniem jest rozwiązywanie testów – wszystko inne to zadanie rodziców, najczęściej matki.

Żadna matka, z którą rozmawiałam, nie chce takiego życia dla swojego dziecka. Ale nie mają alternatywy, czują się w potrzasku. Owszem, można wysłać dziecko za granicę, ale to jest możliwość jedynie dla nielicznych. Niektórzy próbują stworzyć coś własnego od podstaw, swoje firmy. U nas ma to wydźwięk pozytywny, bo ktoś wykazuje się przedsiębiorczością. Natomiast w Korei natychmiast zakłada się, że taka osoba po prostu nie miała wyjścia, bo nie mogła znaleźć „porządnej” pracy.

Edukacja w Korei jest bardzo kosztowna. Na jakie zajęcia najczęściej uczęszczają koreańskie dzieci i jaki jest ich średni miesięczny koszt?

W prywatnych instytucjach edukacyjnych dzieci powtarzają materiał wykładany w szkołach publicznych. W bezpłatnych szkołach publicznych oczekuje się, że wiedza będzie pogłębiana właśnie tam. Od samego początku naucza się pod kątem zdania egzaminu SCAT. Poza tym to oczywiście język angielski, ale też i taekwondo czy warsztaty twórcze. W hagwonie można uczyć się wszystkiego – dorośli chodzą na kursy zawodowe, na przykład informatyczne. Najdziwniejszy hagwon, o jakim słyszałam, dotyczył segregacji piskląt. Koszt zależy od popularności hagwonu (czyli osiągnięć jego studentów) oraz dzielnicy – w Gangnam będzie oczywiście najdrożej. Kolega z pracy mający dwójkę dzieci, jedno w podstawówce i jedno w gimnazjum, wydawał miesięcznie równowartość ok. 6 tysięcy złotych. Według Joongang Daily w 2021 roku średnio jest to równowartość ok. 1250 złotych na dziecko.

Zastanawiam się, czy dla Koreańczyków ważniejsza jest miłość do dziecka, troska i opieka, czy pozycja w pracy i status materialny?

Dla Koreańczyków drugie wypływa z tego pierwszego. Oba elementy składanki są ważne i układają się w jedną całość – sukces dziecka oraz jego rodziców.

Nunchi to koreański sekret szczęścia. Może pani przybliżyć, czym jest dokładniej?

Nunchi to sposób bycia w relacji z inną osobą. Daleka byłabym od interpretacji, że jest to sekret, a już w szczególności taki, który prowadzi w jakiś specyficzny sposób do szczęścia. Koreańskie dzieci to w końcu według badań jedne z najnieszczęśliwszych dzieci na świecie.

Koncept nunchi, czyli dostrzegania innej osoby, jej potrzeb i aktualnego nastroju oraz adekwatne dostosowanie własnego zachowania, to podstawa relacji społecznych. Korea to społeczeństwo kolektywne, interesy jednostki liczą się mniej niż te grupy – zupełnie inaczej niż u nas. Dlatego to „wyczuwanie” drugiego człowieka ma tak wielkie znaczenie. To jak ja zachowuję się wobec innej osoby, świadczy o mojej własnej wartości jako elementu społecznej struktury. Mimo że często ma to charakter powierzchowny i staje się jeszcze jednym ze sposobów „rozgrywania” swoich własnych interesów (np. podczas negocjacji), to w życiu codziennym bardzo ułatwia relacje – prawie każdy jest dla siebie życzliwy i pomocny.

Koreańskie dzieci mają czas na zabawę? Mają czas wolny, taki który spędzają na zabawie z rodzicami? A może większość rodzin zatrudnia nianie, które zajmują się wychowaniem potomstwa?

Dzieci do czasu nauki w szkole podstawowej mają dużo czasu na zabawę i wiele do niej sposobności – infrastruktura pod tym względem jest w Korei doskonała. Na placach zabaw nie uraczy się jednak dzieci starszych niż 7 lat.

Te najczęściej chodzą już na zajęcia do hagwonu, uczą się w specjalnych pokojach do nauki, odrabiają lekcje, mają zajęcia online albo razem z prywatnym nauczycielem. W Korei niań nikt raczej nie zatrudnia. Najczęściej w jakimś momencie (najpewniej po decyzji o ostatnim dziecku) kobieta rezygnuje z pracy, bo wychodzi to taniej niż zatrudnienie kogoś obcego. Ojcowie oraz teściowie też nie chcą, żeby ich dzieci wychowywała obca kobieta. Jeżeli korzysta się z pomocy to przede wszystkim własnych rodziców. Wysyłanie dzieci na tydzień roboczy do dziadków albo mieszkanie razem z nimi jest ciężkie, ale nie jest niczym dziwnym.

Pani zdaniem metoda wychowania dzieci w Korei jest godna naśladowania?

Nie wydaje mi się, że jest jedna właściwa metoda wychowania dzieci, że jedna jest lepsza, a druga gorsza. Wszystko trzeba dostosować do własnych możliwości, ale także do dziecka, bo przecież każdy maluch ma inne potrzeby, inny charakter. Przede wszystkim trzeba się w dziecko wsłuchać i nie robić nic na siłę. Z własnego doświadczenia wiem, że wypróbowanie książkowych metod lub naśladowanie jakiegoś określonego modelu to obosieczna broń. Można pokaleczyć i siebie, i dziecko – ja z moim synkiem nadal razem śpię, mimo że najczęstsza na to reakcja to uniesiona brew. To ja jednak wiem, nikt inny, żaden guru, że jest to dla nas najlepsze rozwiązanie. To tylko jeden prosty przykład. Dobrze jest podglądać i czerpać, ale mądre dostosowywanie wiedzy do własnej sytuacji to moim zdaniem sedno szczęśliwego wychowania.

 

Anna Sawińska – autorka książek o Korei Południowej, absolwentka stosunków międzynarodowych. W 2002 roku zamieszkała w Korei, gdzie studiowała handel międzynarodowy i przez wiele lat pracowała dla koreańskich korporacji. Obecnie mieszka w Polsce z mężem Koreańczykiem i synem. Autorka książek Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej, W Korei. Zbiór esejów i Za rękę z Koreańczykiem, a także bloga, podcastów i audycji radiowych.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź