Z ciepłego domu do nagrzanego samochodu, a stamtąd prosto do… jeszcze cieplejszej sali w przedszkolu. Codzienność malucha. Wystarczy, że system nie zadziała i zamiast jeździć od drzwi do drzwi będzie musiał pójść piechotą, na dodatek gdy zimno i nieprzyjemnie, i bach! Przeziębienie gotowe. Jak temu zaradzić? Hartuj się, kto może!
Hartowanie – co to właściwie jest?
To jeden ze sposobów na wzmocnienie odporności. Prosty i absolutnie darmowy, ale jeśli na hasło „hartowanie” wyświetla się wam film z kąpielą w przeręblu – spokojnie, nie tędy droga. System odpornościowy, żeby dobrze działać, musi regularnie ćwiczyć. Dziecięcy organizm gimnastykę ciepło-zimno może i powinien wykonywać w łagodniejszych warunkach, byle stopniowo i systematyczne. Hartowanie ma za zadanie oswajanie dziecka z coraz niższymi temperaturami. Organizm przyzwyczaja się do znoszenia trudniejszych warunków, wolniej się wyziębia, a przez to staje się mniej podatny na infekcje.
Ważna uwaga! Od zimna się nie choruje. Powtórzcie to babciom, ciociom i nianiom opatulającym maluchy po czubek głowy. Niższe temperatury pobudzają krążenie krwi i proces namnażania się odpowiedzialnych za odporność białych krwinek. Efekt: trudniej się przeziębić i chorowanie staje się rzadsze.
Kogo hartować?
Nawet noworodka! Werandowanie przed pierwszym prawdziwym spacerem to nic innego jak właśnie hartowanie. Najpierw kilka minut przy uchylonym oknie, potem chwila na balkonie, obowiązkowo w ubranku jak na regularny spacer. Niemowlęta powinny być na powietrzu codziennie i czas ten należy stopniowo wydłużać.
Przeciwwskazania? Dla starszego niemowlaka to temperatura poniżej minus dziesięciu stopni lub wyjątkowo wietrzna i wilgotna aura, która odczucie chłodu znacznie wzmaga. Hartujemy wyłącznie dzieci zdrowe (organizm osłabiony musi skupić się na zwalczaniu choroby, nie na utrzymaniu ciepła), ale katar bez gorączki przeszkodą nie jest. Przeciwnie, spacery przynoszą ulgę zatkanym nosom – chłodne powietrze obkurcza śluzówkę i ułatwia oddychanie.
Kiedy i jak hartować?
Nie ma złej pory. Najprzyjemniejsze jest oczywiście lato, bo ciepło i można biegać boso po trawie, brodzić po chłodnej wodzie i spać przy otwartym oknie, ale hartowanie to też zmiana klimatu i tzw. „zimny chów” we wszystkich miesiącach roku. Wyjazd nad morze czy w góry (wybieramy klimat przeciwny do tego w miejscu zamieszkania) pozwala małym organizmom wyćwiczyć umiejętność dostosowywania się do zmian temperatury, ciśnienia i wilgotności powietrza, ale na to potrzeba czasu. Zaleca się, żeby taki wyjazd trwał przynajmniej 2-3 tygodnie, wtedy korzyści dla zdrowia będzie najwięcej.
Na spacery ubieramy maluchy na cebulkę - zdejmując lub dodając kolejne warstwy, najprościej reagować na zmiany pogody. Zimne rączki wcale nie świadczą o tym, że dziecko przemarzło! Temperaturę sprawdzamy, dotykając karku. Jeśli jest ciepły i suchy – jest ok. Bardzo ważne jest, gdzie się chodzi. Las, park, skwerek – tak, galeria handlowa czy rundka od sklepu do sklepu po osiedlu – zdecydowanie nie.
Hartowanie w domu to przede wszystkim nieprzegrzewanie. Przykręcamy kaloryfer, wietrzymy, ubieramy lekko. W warunkach domowych maluchy można również hartować wodą, podczas codziennej kąpieli. Wystarczy pod koniec zabawy w wanience zanurzyć stópki na chwilę w chłodniejszej (nie zimnej!) wodzie. To świetne ćwiczenie na usprawnienie pracy naczyń krwionośnych. Starszym dzieciom warto zamienić wylegiwanie się w wannie na szybki naprzemienny prysznic. Po myciu obowiązkowo otulający ciało ręcznik i skarpetki na nogi. Nie chodzi o to, żeby maluch zmarzł, ale żeby organizm nauczył się, jak zatrzymywać ciepło, gdy temperatura zewnętrzna gwałtownie się obniża.