fot. unsplash

Bolesne kłamstwo czy piękna iluzja – jak rozmawiać z dzieckiem o Świętym Mikołaju?

“Mamo, a Tomek powiedział, że Mikołaj nie istnieje. To prawda?". Chociaż temat Świętego Mikołaja z perspektywy dorosłego może wydać się błahy, to dla dzieci, które do pewnego momentu żyją w rozkroku pomiędzy fikcją a rzeczywistością, rozmowa o tym, kto przynosi prezenty, jest bardzo istotna.

Ilu rodziców, tyle historii

Jestem w grupie, która długo żyła wiarą, że to właśnie facet plus size w czerwonym kostiumie podrzuca pod choinkę prezenty. Rzetelnie pisałam listy i informowałam, czego trzeba 6-latce, a trzeba było lalek w każdej formie (najczęściej jednak tych, które występowały w reklamach telewizyjnych). Owszem, pojawiały się pytania.

Jak Mikołaj wchodzi do naszego domu, skoro nie mamy kominka? Dlaczego nigdy go nie widziałam? Jeżeli jest taki mądry, to dlaczego przywiózł mi lalkę z miękkim brzuszkiem, a nie tę plastikową, sikającą, co mają kuzynki? Przecież dokładnie napisałam, o czym marzę.

Rodzice w latach 90. raczej nie mieli powszechnego dostępu do internetu, omijały ich więc ewentualne oskarżenia o niszczenie życia swojej pociechy za pomocą wielopoziomowych kłamstw i wymyślonych historyjek o Mikołaju. Teraz sprawa jest bardziej skomplikowana, ale i świadomość, jak rozmawiać z maluchami, jest coraz większa.

Pokolenie moich rodziców może pochwalić się naprawdę niezłą wyobraźnią, bo co rodzina, to inna wersja mikołajowych historii. Ja na przykład wierzyłam, że w nocy kaloryfer (?!) w salonie zmienia się w kominek, by Mikołaj mógł się dostać do naszego domu. Każdy z moich znajomych pamięta przynajmniej jedno całkiem odjechane wytłumaczenie świątecznej rzeczywistości, które usłyszał od rodziców. Prawdą jest zatem, że nie ma jednego Mikołaja. Jest ich wielu i to świetne wieści dla tych, którzy właśnie zmagają się z pytaniami o czerwonego świętego. Macie szansę na stworzenie wspaniałych wspomnień.

Mówić, czy nie mówić?

Rodzice dzielą się na dwie grupy. Jedni uważają, że nie ma co oszukiwać dziecka, więc jak zapyta, czy Mikołaj istnieje, to od razu odpowiadamy, zgodnie z prawdą, że nie. Drudzy są zdania, że wiara w świętego to magiczna część dzieciństwa, warto więc ją podtrzymywać jak najdłużej. Najgorsze, a może właśnie najlepsze jest to, że nie ma w tej kwestii jednego poprawnego scenariusza.

Jak podkreśla psycholożka dziecięca Eliza Skop, ważne, żeby “nie było to źródłem rodzicielskich wyrzutów sumienia”. Dlatego, jeżeli coś wam zgrzyta i uważacie, że wmawianie dziecku, że Mikołaj istnieje, jest kłamstwem i oszustwem, to zastanówcie się, jak rozwinąć ten temat tak, by nikt nie czuł się poszkodowany.

Jak to zrobić, szczególnie w przypadku, gdy dziecko wprost zapyta, kto tak naprawdę podrzuca prezenty pod choinkę?

– Nie ma tutaj jednej słusznej odpowiedzi. Zachęcam jednak do wejścia z dzieckiem w dyskusję i poznanie jego punktu widzenia. Możemy zapytać: “A jak ty myślisz? Co ty o tym sądzisz?”. Odpowiedzi pozwolą nam zorientować się, jakiej odpowiedzi oczekuje od nas dziecko – radzi ekspertka.

Warto wziąć pod uwagę, że wyobrażenia dziecka zbudowane są w dużej mierze na bajkach, książkach i świątecznych filmach – tam elementy świąteczne, historia samego Mikołaja czy proces dostarczania prezentów są pokazywane w bardzo różnorodny sposób. Pytania do rodziców mogą być zatem próbą uporządkowania informacji i są dobrym sygnałem: że dziecko próbuje zrozumieć, zdekodować i poukładać przekaz, który do niego trafia.

Nie ma również określonego wieku, w którym „powinniśmy uświadomić” dziecko. Na ogół wątpliwości i pytania pojawiają się około 7.-8. roku życia. Może być to naturalny i całkiem zwyczajny moment potwierdzenia („tak myślałam/tak myślałem”), ale również trudna chwila skonfrontowania się z prawdą. Ważne, żeby rodzice akceptowali decyzję dziecka i za nią podążali – funkcjonowanie w świecie iluzji i bajek jest dla najmłodszych ważną przestrzenią, w której czują się bezpieczni i kochani, dlatego dorośli powinni całkowicie uszanować, jeżeli ich pociecha potrzebuje więcej czasu na pożegnanie się z tą strefą.

– Są rodzice, którzy od początku mówią dziecku, że prezenty to wyraz sympatii i robimy je na różne okazje – w tym święta. A są rodzice, którzy jak najdłużej będą chcieli podtrzymać wizję świętego Mikołaja. Oba podejścia – dopóki są w zgodzie z rodzicami i dzieckiem – są w porządku i nie powinny być obiektem niczyich ocen – mówi psycholożka Eliza Skop.

Eliza Skop / fot. archiwum prywatne

Ekspertka dodaje, że dawanie prezentów w okresie bożonarodzeniowym to też świetna okazja do rozmowy o tym, że przygotowywanie podarków to jeden ze sposobów na okazanie miłości czy sympatii.
– Można porozmawiać z dzieckiem o tym, jak inaczej okazujemy sobie uczucia. Polecam zajrzeć do teorii 5 języków miłości i książki “Zagraj ze mną” Katarzyny Mikulskiej. Można też wykorzystać tę okazję do rozmów w ogóle o świętowaniu. Albo o tym, jakie emocje wywołują w nas prezenty. Radość, zdziwienie? A może rozczarowanie, że prezent nie był tym wymarzonym? Jak można okazać emocje przyjemne i te trudne? Możliwości jest mnóstwo, więc nie unikajmy rozmów o Mikołaju, ale kierujmy nimi tak, jak tego potrzebują nasze dzieci. To też okazja, by dowiedzieć się o nich czegoś nowego – radzi psycholożka.

Mikołaj przychodzi tylko do grzecznych dzieci

Zatem to, kiedy i jak porozmawiamy z dzieckiem o Mikołaju, zależy tylko od nas. Pamiętajmy, żeby nie wpadać w panikę. Najlepszym wyjściem jest wybadanie, czego właściwie dziecko od nas oczekuje. Na słynne “mamo, a Marysia w przedszkolu mówiła, że Mikołaj nie istnieje” możemy zareagować pytaniem i nie ma w tym nic złego. “Zgadzasz się z nią?”, “Co myślisz na ten temat?”, “Jak uważasz?”. Odpowiedzi dziecka ujawnią, czy w ogóle konieczna jest jakakolwiek interwencja rodzicielska.

Jest jednak rzecz, której bezwzględnie robić nie wolno: straszenie Mikołajem. Chyba każdy zna te zdania: “Mikołaj daje prezenty tylko grzecznym dzieciom”, “Jak będziesz niegrzeczny, to dostaniesz rózgę”, “Jak nie będziesz grzeczna, to Mikołaj do ciebie nie przyjdzie”. Usuńmy z naszego słownika te koszmarne frazy.

– Każdy szantaż emocjonalny to zły pomysł. Wykorzystywanie Mikołaja do zastraszania dziecka stanowczo nie powinno mieć miejsca – mówi psycholożka Eliza Skop. Pomijając już kontrowersyjne kwestie “grzeczności” i “niegrzeczności”, takie komunikaty są dla dziecka sygnałem, że jest kontrolowane.

Oczywiście może to sprawić, że w mig stanie się “grzeczne” (czyli po prostu posłuszne), jednak na dłuższą metę nie posłuży to jego prawidłowemu rozwojowi. To nic innego jak świąteczna wersja systemu kar i nagród, a także szantaż i robienie “zakładnika” z tradycji.

– Straszenie Mikołajem może spowodować, że dziecko będzie zachowywało się w określony, oczekiwany przez dorosłego sposób tylko ze względu na prezent – motywacja do dobrego zachowania będzie zewnętrzna, a prezent będzie nagrodą za zachowanie. Analogicznie jego brak będzie karą. Po otrzymaniu prezentu motywacja znika. A straszenie, że Mikołaj zabierze prezent, jest w mojej ocenie jeszcze bardziej krzywdzące. Dorosłym powinno zależeć, by zachowanie dzieci wynikało z motywacji wewnętrznej, z relacji, jaką mamy, z dbania o wszystkich członków rodziny i grupy – mówi psycholożka.

Przedświąteczną presją i mikołajowym straszeniem możemy zatem zaburzyć motywację wewnętrzną dziecka (a za jakiś czas to do nas wróci w postaci „zrobię coś, ale tylko pod warunkiem, że…”), sprawić, że poczuje ono, że nie zasługuje na prezent (a przecież ideą dawania prezentu jest to, że nie trzeba nic robić, żeby go dostać), wzbudzić strach przed działaniem (bo Mikołaj patrzy i wie, kto jest grzeczny – zgroza) i całkowicie odebrać radość z otrzymanego podarku.

Słaby prezent pod choinkę…

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź