„Opiece medycznej w Norwegii nad kobietą w ciąży zarzuciłabym bardzo wiele”. O wychowaniu dzieci i życiu w tym kraju mówi Diana Ciepielewska
Klaudia Kierzkowska: Jak ci się żyje w Norwegii?
Diana Ciepielewska: Myślę, że tak jak wszędzie. Raz lepiej, raz gorzej. Zdaniem wielu osób życie w Norwegii jest usłane różami. Oczywiście można tutaj naprawdę pięknie żyć, ale na wszystko trzeba ciężko zapracować. Pamiętam, że zaklimatyzowanie się w Norwegii zajęło mi naprawdę dużo czasu. Niejeden raz zastanawiałam się nad powrotem do Polski. Jednak od kiedy zostałam mamą, uważam, że to doskonały kraj do wychowania dziecka.
Panuje tutaj duży spokój, nie ma takiego pędu, gonitwy. Dzieciństwo jest zdecydowanie bardziej spokojne, chociażby dlatego, że dzieci nie mają zadawanych tak dużo prac domowych jak w Polsce.
Norwegia coś w tobie zmieniła?
Z norweską mentalnością obcuję już prawie 12 lat. Przez ten czas trochę zmieniło się moje postrzeganie i odbieranie świata. Na pewno przestałam przejmować się wieloma rzeczami. Wygląd przestał mieć dla mnie znaczenie. Nie zwracam uwagi na to, jak ktoś jest ubrany, czy kobieta jest umalowana, czy nie. Mam w sobie zdecydowanie większą tolerancję. Tutaj wyjście w piżamie do sklepu nikogo nie dziwi, nikt nie zwróci na to uwagi. Mieszkając w Norwegii, zakochałam się we wszelkiego rodzaju lampkach, światełkach, świecach, głównie z tego względu, że przeważają szare i ponure dni. Zdecydowanie bardziej zaczęłam doceniać słoneczne dni, których nawet w porównaniu do Polski jest naprawdę mało.
Jesteś mamą dwóch chłopców – 5- i 2-latka. Jak wspominasz poród w Norwegii i opiekę medyczną?
Jeśli ciąża przebiega bez jakichkolwiek komplikacji, to opieka medyczna jest w porządku. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczyna dziać się coś niepokojącego. Opiece medycznej zarzuciłabym bardzo wiele. Po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu ciążowego musimy udać się do lekarza rodzinnego i zapisać do położnej. U lekarza rodzinnego byłam dwa razy przez dziewięć miesięcy. Ciążę prowadzi położna. Podczas ciąży miałam wykonane tylko jedno badanie USG, było to USG połówkowe. Pamiętam, jak będąc w pierwszym trymestrze pierwszej ciąży, zaczęłam krwawić. Bardzo się bałam. Niestety nie otrzymałam od lekarza żadnej pomocy, leków, skierowania na badania. Usłyszałam tylko, że powinnam więcej odpoczywać. Miałam to szczęście, że wszystko skończyło się dobrze, ale wiadomo, że nie zawsze tak jest.
Ciążę „na poważnie” lekarze zaczynają traktować dopiero po ukończeniu 12. tygodnia. Co do opieki w trakcie porodu i po porodzie, nie mam żadnych zastrzeżeń.
Ojcowie po narodzinach dziecka korzystają z urlopu i spędzają z nimi pierwsze tygodnie/miesiące życia?
Ciężarnej w Norwegii przysługują trzy tygodnie wolnego przed porodem i sześć po narodzinach dziecka. W tym czasie tata nie może skorzystać z urlopu. Jeśli niemowlę urodzi się przed wyznaczonym terminem porodu, wolne tygodnie przed porodem automatycznie przepadają. Później mama może wykorzystać 9 tygodniu urlopu macierzyńskiego (6 z 15 wykorzystała od razu po narodzinach), a tata 15 tygodni tacierzyńskiego. Rodzicom przysługuje jeszcze dodatkowych 16 tygodni – sami muszą zdecydować, które z nich będzie opiekowało się dzieckiem.
Do jakiego stopnia norwescy rodzice uczestniczą w życiu swoich dzieci? Jak dużo czasu z nimi spędzają? Co najczęściej razem robią?
Norwescy rodzice dużo czasu spędzają ze swoimi dziećmi. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki, jak wszędzie. Najwięcej przebywają wspólnie na świeżym powietrzu. Organizują różnego rodzaju wycieczki, niekoniecznie są to wyprawy zagraniczne. Zimą całymi rodzinami wyjeżdżają na stoki, by pojeździć na nartach czy powspinać się po górach. W sezonie letnim ogromną popularnością cieszą się pola kempingowe. Niektóre rodziny mają wykupione specjalne wakacyjne domki. Przez cały rok muszą płacić za wynajem ziemi, na której stoi kamper czy przyczepa. Norwegowie najwięcej czasu spędzają z najbliższą rodziną — dzieci, rodzice, dziadkowie. Na tę dalszą są bardziej zamknięci, nie spotykają się z nią często.
Norweskie dzieci nie są ograniczone nadmierną troską rodziców?
Z całą pewnością norweskie dzieci zdecydowanie mniej ograniczane są nadmierną troską rodziców, co oczywiście nie oznacza, że rodzice ich nie kochają czy się o nie nie martwią. Tutaj obowiązuje inny model wychowania. Dziecku pozwala się próbować wszystkiego, doświadczać nowych rzeczy.
Norweskie dzieci wcześniej uczone są samodzielności – poczynając od prób samodzielnego ubierania się, po próby robienia kanapek.
Czy można powiedzieć, że w Norwegii obowiązuje bezstresowy model wychowania?
Dzieci w Norwegii na pewno nie mogą robić wszystkiego, na co mają ochotę. Rodzice oczywiście biorą pod uwagę to, czego dziecko chce czy potrzebuje w danej chwili. Zdanie dziecka, jego odczucia, uczucia w bardzo dużym stopniu są brane pod uwagę, co nie oznacza, że rodzice godzą się na wszystko. Norweskim dzieciom pozwala się jednak na taką 100-procentową zabawę, na pełne poznawanie przyrody.
Maluchy w przedszkolach mają wiele różnych przedmiotów codziennego użytku. Najbardziej zaskoczyły mnie młotki, którymi jeśli mają ochotę, mogą wbijać gwoździe.
Przeczytałam, że maluchy jedzą co chcą i kiedy chcą. Jeśli nie mają ochoty na obiad, po prostu wstają od stołu i odchodzą?
Prawdą jest, że w Norwegii nie zmusza się dzieci do jedzenia. Jednak też nie jest tak, że w przedszkolu dzieci jedzą kiedy chcą. Są wyznaczone godziny, w których panie podają posiłki – śniadanie, lunch i deser (owoce). I to właśnie deser uważam za najbardziej wartościowe danie w przedszkolu. Niestety, przedszkolaki dostają „słabej” jakości jedzenie. Lunch nie jest typowym obiadem – maluchy dostają po prostu kanapki. Pojawia się dużo pasztetów, przemielonych mięs o naprawdę słabym składzie. W produktach rybnych (fiskepudding i fiskekaker) zawartość ryby wynosi zaledwie 50 proc. Zimą raz w tygodniu przedszkolaki otrzymują ciepły posiłek – najczęściej zupę przygotowaną z proszku z torebki. Dzieci, które są głodne – jedzą, te, które nie mają ochoty, grymaszą, a jak pani pozwoli, odchodzą od stołu.
Czy nauka w norweskich przedszkolach rzeczywiście skupia się głównie na zabawie, a nie na nauce?
Nie, na pewno się z tym nie zgodzę. W Norwegii nauka życia i przydatnych umiejętności odbywa się przez zabawę. Dzieci uczą się tutaj dużo więcej praktyki niż teorii. Maluchy dużo czasu spędzają na dworze, wykonują prace plastyczne. Starsze przedszkolaki słuchają bajek, analizują przeczytany tekst. Rok przed pójściem do szkoły dzieci uczęszczają do „klubu pierwszoklasistów”, gdzie jeden dzień w tygodniu poświęcany jest na naukę np. literek, cyferek, pisania. Oczywiście nie brakuje zajęć gimnastycznych, wyjść do kina czy kościoła. U mojego syna w przedszkolu są zwierzęta – zarówno małe, jak np. świnki morskie, szynszyle czy rybki, a także duże, np. kozy, konie. Raz w tygodniu rocznik „średni” czyści klatki małych zwierząt i pomaga w ich karmieniu. Opieka nad zwierzętami jest uświadomieniem, czym jest obowiązek. Przedszkole znajduje się w lesie, a tym samym dzieci spędzają w nim dużo czasu. Zdarzyło się, że uczyły się rąbać drewno. Nie wyobrażam sobie czterolatka w Polsce, który w przedszkolu wbija gwoździe młotkiem czy prawdziwą piłą tnie drzewo. Tutaj nikogo to nie dziwi. Co ciekawe, w Norwegii nie ma żłobka, tylko przedszkole, do którego może uczęszczać dziecko już od 12. miesiąca życia aż do 6 lat.
Polecamy
"Japończycy uważają, że słowa mają moc – wpływają nie tylko na osobowość, ale także na zdolności dziecka". O wychowaniu dzieci w Japonii mówi Paulina Imai
– W Japonii każdy poród jest płatny. Po potwierdzeniu ciąży przez ginekologa należy się udać do Shiyakusho lub Kuyakusho – czyli polskiego odpowiednika urzędu miasta i zawiadomić o ciąży. Po złożeniu zgłoszenia ciężarna otrzymuje Boshitecho, czyli książkę zdrowia matki i dziecka, dokumenty na bezpłatne badania, a także pieniądze „na poród”, w wysokości około 13260 zł – opowiada Paulina Imai, Polka, która od siedmiu lat mieszka w Japonii.
Mówi się, że w Norwegii przedszkolaki śpią na dworze. To prawda?
Tak! Choć może trudno w to uwierzyć.
Jeśli jest duży mróz, maluchy śpią w przedszkolu. Nie jest też tak, że dzieci mokną na deszczu. Gdy pada, śpią na dworze, ale pod zadaszeniem. Wszystko po to, by dzieci nabrały lepszej odporności. Poza tym sen na świeżym powietrzu jest lepszy i dłuższy.
Norwegowie wychodzą z dziećmi na dwór niezależnie od pogody, by zwiększyć odporność i uchronić maluchy przed chorobami?
Dla Norwegów nie istnieje zła pogoda, tylko złe ubranie. Wychodzą na dwór, kiedy tylko mają ochotę, pogodą się nie przejmują. Odkąd zostałam mamą, sama praktykuję wychodzenie z dziećmi na dwór. Nawet jak jest mróz czy deszcz.
Norweskie dzieci w deszczu bawią się wiele godzin – czasami nawet 4 – 5. Małe dzieci nie wychodzą na dwór wtedy, jak jest naprawdę duży mróz (poniżej -10 stopni).
Rodzice mogą liczyć na pomoc i wsparcie finansowe od państwa w wychowaniu dzieci?
W Norwegii na każde dziecko, od urodzenia do 18. roku życia, przyznawany jest zasiłek opiekuńczy. Do 6. roku życia wynosi on około 1600 koron norweskich, a po 6. roku życia nieco ponad 1000 koron. Nie wiem do końca, skąd ta różnica. Być może wynika ona z faktu, że w Norwegii zarówno przedszkole państwowe, jak i prywatne jest płatne. Kwota jest taka sama i wynosi około 3000 koron plus opłata za wyżywienie.
Barnevernet to instytucja w Norwegii, która działa bardzo prężnie. Jej głównym zadaniem jest pomoc dzieciom i troska o ich dobro. Państwo może odebrać rodzicom dziecko, kiedy tylko dzieje mu się jakakolwiek krzywda?
Barnevernet to instytucja, która ma na celu dobro dziecka i rodziny. Dziecko jest najszczęśliwsze w kochającej je rodzinie. Zdarzają się sytuacje, że dziecko, któremu dzieje się krzywda, odbierane jest rodzicom. Osobiście nie miałam nigdy styczności z instytucją Barnevernet, ale znam dużo osób, które miały z nią coś wspólnego. Jedni otrzymali pomoc, której potrzebowali, a inni, po zbadaniu sprawy, zostali potraktowani tak, jak na to zasłużyli. Krąży wiele różnych plotek i historii, ale ile w tym prawdy, nikt do końca nie wie. Barnevernet nigdy nie wypowiada się publicznie. Ich głównym celem jest dobro dziecka i zachowanie jego prywatności. Tak postanowią, jak uważają za słuszne – tak jest i koniec.
Co najbardziej cię zaskoczyło w kulturze norweskiej? Życie Norwegów znacznie różni się od życia Polaków?
Zaskoczyło mnie naprawdę wiele, poczynając od tempa pracy, przez mycie naczyń szczotkami, aż po przynoszenie na imprezy swojego alkoholu w siatce i zabieranie go do domu, jeśli coś jeszcze w butelce zostało. Bardzo zaskoczyły mnie też wyznaczone godziny, w których można kupić w sklepie alkohol – w sobotę po godzinie 18, a w tygodniu po godzinie 20 nikt nie sprzeda już alkoholu. W Norwegii możemy podzielić rachunek w sklepie – czyli zapłacić rachunek po połowie. A chodzące po ulicach – nawet tych bardzo ruchliwych – owce czy krowy, szczególnie w lecie, naprawdę nikogo nie zdziwią. Wyjdą, staną i stoją, a samochody czekają.
Diana Ciepielewska – od 11 lat mieszka w norweskiej wsi. Żona, mama dwójki dzieci – 5- i 2-latka. Pracuje w spa, ale większość czasu spędza z dziećmi w domu. Na swoim Instagramie Diana Ciepielewska (@mama_w_norwegii) pokazuje, że życie w Norwegii to nie tylko dobrobyt, wycieczki i picie kawy.