„Lepiej wychodzić z założenia, że nikt nie chce zrobić nam krzywdy”. Jak reagować na „dobre rady” mówi psycholożka Natalia Supeł / fot. GettyImages

„Lepiej wychodzić z założenia, że nikt nie chce zrobić nam krzywdy”. Jak reagować na „dobre rady” na temat wychowania dzieci mówi psycholożka Natalia Supeł

– Współcześni rodzice spędzają mnóstwo czasu na dokształcaniu się, wszystko po to by ich dzieciom było jak najlepiej. Nagle pojawia się ciocia czy babcia, która wszystko neguje. Często odbieramy to jako komunikat, który wbija nam szpilkę, tak akurat pod żeberko. Dokładnie tam, gdzie może zaboleć – mówi Natalia Supeł, psycholog dzieci i młodzieży.

Klaudia Kierzkowska: Dlaczego inni – mamy, ciocie, babcie, tak chętnie radzą nam, jak wychowywać dziecko i wytykają „błędy”, jakie popełniamy?

Natalia Supeł: Warto poruszyć tutaj kilka wątków. Kiedyś żyliśmy zupełnie inaczej — wspólnie w domostwach. Były to duże, wielopokoleniowe domy, gdzie opieka nad maluchami najczęściej spadała na starsze osoby. Nie tylko rodzice troszczyli się o dziecko, ale cała rodzina. I to właśnie w starszyźnie doszukiwaliśmy się mądrości. W naszych oczach, osoby starsze miały ogromne doświadczenie, były autorytetem. Przecież same wychowały swoje dzieci. W tamtych czasach, gdy nie było żadnych innych punktów odniesienia np. internetu, poradników, rodzice cieszyli się, że mają od kogo czerpać wiedzę. Gdy nie wiedzieliśmy jak pielęgnować niemowlaka, prosiliśmy o pomoc mamę czy babcię. Nie wiedzieliśmy jak się zachowywać, co zrobić, w zasięgu ręki mieliśmy kogoś, kto wychował dzieci. Ma doświadczenie, w sumie nieważne czy większe, czy mniejsze, ale ma. W przeciwieństwie do nas. Czerpaliśmy od niego wiedzę i byliśmy za nią wdzięczni.

Obecnie mamy zdecydowanie więcej możliwości. Wiedzę możemy czerpać z internetu, książek, gazet.

Dokładnie. Nawet nasi rodzice nie mieli takich możliwości, dziadkowie tym bardziej.

20-30 lat temu wiedzę czerpało się tylko z doświadczeń drugiego człowieka. Najczęściej rodziny. We współczesnych czasach, internet mamy na wyciągnięcie ręki. Podobnie dostęp do ogromu sprawdzonej i popartej badaniami naukowymi wiedzy. Specjaliści także chętnie się z nami dzielą swoim doświadczeniem. I tu pojawia się pytanie – u kogo będziemy szukać pomocy? U starszyzny, która wychowała swoje dzieci – niekiedy z różnym skutkiem, czy też u tych, którzy mają naprawdę dużą wiedzę? Chyba nie ma wątpliwości.

Osoby starsze, które nie są proszone o wskazówki lub proszone są naprawdę rzadko, mogą czuć się niedocenione?

To ogromny ból dla tych, którzy kiedyś szukali wiedzy u swoich rodziców. Nasi rodzice, ciocie, wujkowie znaleźli się trochę w niekomfortowej sytuacji. Z jednej strony tak bardzo chcą pomagać i doradzać, ale z drugiej nie wiedzą jak się odnaleźć, gdy my tej wiedzy nie potrzebujemy.

Natalia Supeł / fot. arch. prywatne

Wiadomo jednak, że intencje nie zawsze są dobre, czasem to zwykłe przechwalanie się albo pokazywanie, kto tu jest dobrą matką.

Wychodzę z założenia, że bliskie nam osoby nie chcą dla nas źle. Rodzice nie mają złych intencji. Gdybym usiadła teraz naprzeciwko ich i zapytała, co chcą „osiągnąć” tymi radami, to nie wierzę, żeby ktoś powiedział, że w ten sposób chce wbić nam tę przysłowiową szpilę. Nasi rodzice czerpali wiedzę od starszych i teraz oczekują, że my przyjdziemy po poradę do nich. A nie przychodzimy, odwracamy się i idziemy swoją drogą.

Powstaje zgrzyt.

Jak najbardziej. Dziadkowie zaczynają zastanawiać się, jaka jest ich rola. Chcą dać swoim wnukom to, czego w roli rodzicielskiej – tej bardziej odpowiedzialnej – nie mogli dać swoim dzieciom. Dziadkowie zazwyczaj na więcej pozwalają, a my się na to nie godzimy.

Mamy tutaj wyraźny konflikt pokoleń.

Obecnie mamy zdecydowanie większą wiedzę i świadomość tego, jak niektóre rzeczy mogą być krzywdzące dla dziecka. To my próbujemy edukować starszych, tych, którzy chcieliby edukować nas.

O czym świadczy to, że źle się czujemy z czyimiś radami? Może to podkopuje nasze poczucie wartości jako rodzica?

A czy my lubimy, jak ktoś nieproszony nam coś ofiaruje, radzi i chce pomóc? Nie chcemy, nie potrzebujemy tego. My o tę radę nie prosimy, a jak ją dostaniemy, to może być to przez nas odebrane jako komunikat dotyczący naszej niekompetencji. Skoro ktoś mi mówi, że mam robić coś inaczej to znaczy, że postępuję źle. A niby dlaczego robię źle, skoro czytam, dowiaduje się, zdobywam wiedzę? Współcześni rodzice spędzają mnóstwo czasu na dokształcaniu się, wszystko po to by ich dzieciom było jak najlepiej. Nagle pojawia się ciocia czy babcia, która wszystko neguje. Często odbieramy to jako komunikat, który wbija nam szpilkę, tak akurat pod żeberko. Dokładnie tam, gdzie może zaboleć.

Zastanawiam się, czy nie jest trochę tak, że dostając mnóstwo rad płynących nawet od najbliższych, którzy nie chcą dla nas źle, czujemy się niedowartościowanymi rodzicami?

Od razu przychodzą mi na myśl moi rodzice konsultacyjni i dzieci, z którymi przychodzą do gabinetu. W rodzicach często jest tak dużo niepewności. Nie wiedzą do końca, co mają robić, którędy podążać. Jeden specjalista radzi tak, a drugi odwrotnie. W dobie niezwykle rozwiniętych mediów społecznościowych, w których rady są na wyciągnięcie ręki, możemy błądzić. Nie rób tego, nie postępuj tak, to robisz źle… Pojawia się wiele niewiadomych. Rodzice, każdego dnia, stają przed wieloma znakami zapytania. Nagle pojawia się ktoś jeszcze, kto pokazuje, że może coś mogliśmy zrobić inaczej, a na to nie wpadliśmy. To wszystko generuje pewien nasz obraz. Gubimy się w chaosie informacyjnym i zapominamy, że to my jesteśmy w tym kontakcie z dzieckiem i my znamy je najlepiej.

Są też osoby, które nie słyszą rad, a tym samym te wszystkie wskazówki i podpowiedzi ich nie denerwują. Zastanawiam się, od czego to zależy? Od pewności siebie?

Musimy zadać sobie pytanie, jakimi jesteśmy osobami i w jaki sposób funkcjonujemy w życiu codziennym. Są osoby, które chętnie wchodzą w dialog dyskusyjny. Inne wręcz przeciwnie, nie lubią tego. Każdy jest inny, dla jednych przytulanie jest w porządku, dla innych nie. Nie jest to ani dobre, ani złe. Z kolei ignorowanie rad jest kwestią, której można się poprzyglądać, zobaczyć, co taka informacja od człowieka z zewnątrz ze mną robi. O czym ona jest? Warto się zastanowić, co chcemy z taką poradą zrobić. Możemy mieć poczucie obronienia „swojego”, zwłaszcza jeśli z pewnymi rzeczami się nie godzimy. Często wchodzimy wtedy w dyskusję. Niektóre osoby nie mają potrzeby, wchodzenia w taką rozmowę i nie odpychają kontrargumentów. One wiedzą, co robią, wiedzą jak wychowywać swoje dzieci, a to, że ktoś im radzi, nie ma większego znaczenia. Trzeba też spojrzeć na relacje.

Znaczenie ma to, kto do nas mówi, kto nam radzi? Mama czy teściowa?

Jak najbardziej.

Relacja z osobą, która udziela złotych rad, jest kluczowa. Ważny jest kontakt, jaki mamy z tym drugim człowiekiem. Czy mogę wyrazić swoje zdanie i wprost powiedzieć, że się z tym nie godzę, czy wyrażenie mojej opinii, mojego zdania wygeneruje coś, z czym potem będzie mi trudno się zmierzyć? Czasami nie reagujemy, bo mamy dość tej walki z wiatrakami. Wyrazimy swoje zdanie, ale potem znowu jest to samo i tak w kółko. Rezygnujemy. Wszystko uzależnione jest od naszego temperamentu, osobowości, historii i doświadczeń. Ważne jest też to, czy rady przyjmujemy z ciekawością, chcemy zobaczyć, jak drugi człowiek myśli, czy może patrzymy na nie jak na pokoleniowe jarzmo i brzemię, które na nas ciąży. W drugim przypadku nie wymieniamy argumentów, tylko zaczynamy atakować.

Pomyślałam sobie, że osoby, które tak chętnie nam radzą, być może same kiedyś popełniły podobne błędy.

Zawsze warto przyjrzeć się historii danej osoby. Być może to właśnie ona czuje się niekompetentną matką. Może drzemie w niej poczucie wstydu i myśl, że ona tak nie potrafiła, że robiła źle. Wszystko to jest oczywiście na poziomie nieświadomości. Taka osoba często wysyła komunikat, z czym jest jej trudno, z czym się boryka. Może faktycznie z czymś nie może sobie poradzić i obezwładnia ją wstyd. Nie raz słyszała, że robi coś źle, że nie robi niczego dobrego. Potem te trudne emocje przekierowuje na drugiego człowieka. Czasami lepiej do tych rad podejść z dystansem i zastanowić się, o co tak naprawdę chodzi. Dlaczego w naszą stronę kierowany jest taki komunikat. Często takie osoby nie miały wsparcia – przykładowo od męża. Teraz ojcowie stali się bardziej zaangażowani w opiekę nad dzieckiem, a kobieta ma więcej czasu dla siebie.

Kiedy już spotkamy się z niechcianymi radami, jak powinniśmy zachowywać się w takich sytuacjach?

Wszystko uzależnione jest od tego, w jakim stopniu mamy gotowość, by komentować i wchodzić w dyskusję. Część osób jednym uchem wpuści, a drugim wypuści, a niektóre asertywnie będą chciały postawić granice. I o tę granicę tu chodzi. Powiedzmy – dziękuję za propozycję, ale pozwól, że ze swoim dzieckiem postąpię w taki sposób, jaki uważam za słuszny. Wychodzimy z założenia, że nikt nam nie chce zrobić krzywy, dziękujemy, ale dosadnie dajemy znać, że rad nie potrzebujemy. Musimy mieć jednak gotowość i odwagę, by w ten sposób zakończyć rozmowę.

Czy takie rady wypowiadane przy dziecku, które już rozumie, nie wpływają niekorzystnie na jego zachowanie – mama nie ma racji, to nie muszę jej słuchać?

W różnych miejscach obowiązują inne zasady. Gdy wychodzimy na dwór, wkładamy buty. W domu chodzimy boso, w skarpetkach lub kapciach. Idąc w gości, nie założymy piżamy, ale w domu dzień piżamowy możemy sobie zrobić. Dzieci już od najmłodszych lat uczą się, że w różnych miejscach zachowujemy się inaczej, obowiązują w nich inne reguły. Dla dzieci fajne jest to, że u babci dostaną więcej słodyczy, niż mogą zjeść w domu. Czy to dobrze? To zależy, jaki ja, jako rodzic mam na to pomysł. Czy jest to w zgodzie ze mną i z tym, na jaką ilość słodyczy się godzę.

Już od samego początku warto pokazywać dzieciom, że my też idealni nie jesteśmy. By na podstawie podjętych przez nas decyzji mogły się uczyć i kształtować swój sposób reagowania, podejmowania decyzji — w tym tych błędnych. Trzeba tylko umieć wyciągnąć wnioski, niekiedy przeprosić i wiedzieć, co z tym błędem zrobić. W okresie dojrzewania dzieci wchodzą w coraz to większą siatkę społeczną i zbierają coraz więcej doświadczeń. Wcześniej, rzadko kiedy podważali to, co mówiła mama lub tata. Nastolatek coraz śmielej zaczyna sprawdzać, testować i okazuje się, że ten idealny w jego oczach rodzic, wcale nie jest taki nieskazitelny i czysty. Warto od najmłodszych lat pokazywać dzieciom, że idealnych ludzi po prostu nie ma. Zamiast tak bardzo skupiać się na egzekwowaniu, nakazach i zakazach, warto w codzienności, poprzez modelowanie, uczyć dzieci, że świat nie jest 0:1, a posiadanie innego, własnego zdania w szacunku do zdania i opinii drugiego człowieka, jest pożądane, a nie zakazane.

 

Natalia Supełpedagożka i psycholożka specjalizująca się w psychologii dzieci i młodzieży. Ukończyła psychologię oraz pedagogikę na Uniwersytecie Wrocławskim. W codziennej pracy wspiera młodsze i starsze dzieci oraz rodziców w drodze do poznawania siebie nawzajem.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź