Łukasz Durajski / Archiwum prywatne Łukasz Durajski / Archiwum prywatne

Lek. Łukasz Durajski: Jestem krytykowany za to, że zaszczepiłem dzieci przeciwko COVID-19

Decyzja była prosta, nie było żadnej dyskusji. Naturalnym było, że kiedy pojawi się możliwość szczepienia dzieci, skorzystamy z niej – mówi lekarz Łukasz Durajski, pediatra z Kliniki Endokrynologii i Diabetologii Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, znany w social mediach jako "Doktorek radzi". W rozmowie z Hello Mama opowiada o udziale 4-letniego Jasia i 2-letniego Leona - dzieci z jego rodziny, które biorą udział w badaniach klinicznych nad szczepionką Pfizera.

Marta Dragan: Opublikował pan na swoim profilu na Instagramie zdjęcie 4-letniego Jasia i 2-letniego Leona – chłopaków z pana rodziny, którzy wzięli udział w badaniach klinicznych nad szczepionką Pfizera. Post spotkał się z dużym zainteresowaniem. Dla komentujących jedną z intrygujących kwestii były powody, które pomogły rodzicom chłopców podjąć decyzję o udziale w badaniach klinicznych. Zna je pan?

Lek. Łukasz Durajski: Mieliśmy w rodzinie przykrą historię dotyczącą zachorowania w związku z brakiem szczepienia i konsekwencji zdrowotnych z tego wynikających. Córeczka mojego kuzyna 2,5 roku temu, zachorowała na sepsę meningokokową. Dziewczynka miała wtedy 5 miesięcy. Ten strach, który przeżyliśmy wówczas wszyscy, zmienił nastawienie do szczepień. Z podejścia „jeśli coś nie jest obowiązkowe, to nie ma konieczności szczepienia” moim bliscy zaczęli traktować każde dodatkowe szczepienia zalecane jako możliwość, z której należy skorzystać. Moi 90-letni dziadkowie szczepią się odpłatnymi szczepionkami przeciwko grypie. Osoby dorosłe w mojej rodzinie zostały zaszczepione przeciwko COVID-19 (szczepiliśmy się AstraZeneką i Pfizerem). Naturalnym było więc to, że kiedy tylko pojawi się okazja, by ze szczepionek skorzystały również dzieci, będziemy się starać o zaszczepienie naszych najmłodszych.

Kiedy dowiedziałem się o badaniach klinicznych nad szczepionką Pfizera dla dzieci, dałem znać bliskim. Decyzja była prosta. Rodzice chłopaków uznali, że to jest warte i potrzebne. Nie było żadnej dyskusji. A kiedy już zgłosiliśmy chłopaków do szczepienia i okazało się, że badania zostały przesunięte, czuliśmy rozczarowanie. Na szczęście badania odbyły się z miesięcznym opóźnieniem. W lipcu chłopcy zostali zaszczepieni pierwszą dawką.

Jak znieśli szczepienie?

Szczepienie starszego dziecka jest paradoksalnie trudniejsze niż młodszego, bo większa jest świadomość igły i tego z czym ona się może wiązać. Jaś grymasił owszem, ale już po szczepieniu okazało się, że większym wyzwaniem niż szczepienie było znalezienie upragnionego zestawu klocków, który miał dostać w nagrodę. Leoś pamiętał o szczepieniu do momentu zdjęcia plasterka.

Natomiast jeśli chodzi o ich samopoczucie w kolejnych dniach po szczepieniu, to chłopcy mieli się świetnie. Energia im wręcz podskoczyła. W jednym z wpisów na Instagramie zażartowałem, że wymieniono im baterie ze zwykłych na Duracell. Nawet śmialiśmy się, że możliwe, że dostali roztwór soli fizjologicznej, bo nie mieli żadnych odczynów. Nic się nie działo.

Kiedy będzie wiadomo czy otrzymali placebo, czy szczepionkę?

Za pół roku będzie odblokowana informacja. I wówczas, jeżeli nie dostali szczepionki, to będą doszczepieni w pierwszej kolejności.

Czy skutki uboczne u dzieci są tożsame z tymi, które pojawiają się po szczepieniu u dorosłych?

Z informacji, które otrzymałem od doktor nadzorującej badania kliniczne w Polsce, wynika, że dzieci znoszą szczepionkę fenomenalnie. Na ten moment ze wszystkich dzieci zaszczepionych, tylko dwójka zgłosiła się z rumieniem i zaczerwienieniem w miejscu ukłucia. Nie odnotowano żadnych innych objawów.

Jakich procedur muszą przestrzegać rodzice dzieci zaszczepionych w ramach badań klinicznych?

W kontekście samej techniki badania przez pierwszy tydzień mają obowiązek odpowiadać w aplikacji na pytania o stan zdrowia i samopoczucie dziecka. Nawet jeżeli dziecko nie ma żadnych objawów, to taką informację muszą odnotować. Aplikacja jest wiążąca przez pół roku. Przez pierwszy tydzień rodzice raportują codziennie. Później co tydzień.

Z uwagi na zasadę ujednolicenia sprzętu do badania, każde dziecko biorące w nim udział otrzymało swój termometr doustny. I tym jednym konkretnym termometrem należy mierzyć temperaturę o stałych porach dnia. Po raz pierwszy zostaje on użyty w dniu szczepienia. Dodatkowo dostaje się też miarkę do mierzenia wielkości ewentualnego rumienia.

Przez pół roku rodzice mają obowiązek obserwacji i zgłaszania objawów. Ponadto, zostali poinstruowani, że mają informować również o wszystkich innych dolegliwościach, które się w tym czasie pojawią. Każdy problem zdrowotny musi zostać zweryfikowany. Dzieci są pod stałą opieką swojego pediatry, a w przypadku jakichkolwiek dolegliwości, tu szczególnie gorączki powyżej 39 st. C., konieczny jest kontakt do koordynatora i lekarza badań klinicznych. Rodzice posiadają trzy numery telefonu, na które mają dzwonić w awaryjnych sytuacjach.

Jeśli dziecko trafiłoby do szpitala, to rodzice proszeni są o zrobienie wymazów (oczywiście w sytuacji kiedy to jest możliwe). Do pobrania wymazów z jamy ustnej zostali przeszkoleni na początku badań. Po materiał przyjeżdża kurier. Jeżeli z jakiegoś powodu nie mogliby pobrać wymazów, to przedstawiają wyniki badań szpitalnych. Wówczas zespół od badań klinicznych weryfikuje, czy dany problem zdrowotny był odczynem po szczepieniu, czy był związany z przebiegiem jakiejś infekcji. Wykonywana jest bardzo szczegółowa diagnostyka.

Czy szpitale w Polsce zostały poinstruowane, że mogą trafiać dzieci po szczepieniach?

Niestety w Polsce nie mamy takiego systemu. Rodzice dostają paszport badania klinicznego, który mogą okazywać podczas ewentualnych przyjęć do szpitali. Lekarz, który opiekuje się dzieckiem w szpitalu ma obowiązek kontaktować się bezpośrednio z koordynatorem i lekarzem opiekunem w ramach badania klinicznego.

W jakim odstępie dzieci będą miały podawane kolejne dawki szczepionki?

Za trzy tygodnie otrzymają kolejną dawkę. Dokładnie po 21 dniach od przyjęcia pierwszej dawki preparatu.

Lek. Durajski z zaszczepionymi dziećmi

Lek. Durajski z zaszczepionymi dziećmi / Zdjęcie: Screen z Instagrama @doktorekradzi

Pod artykułami o zaszczepionej 3-latce, czy pod pana postem na Instagramie o zaszczepionych chłopakach, pojawiło się mnóstwo komentarzy. Część nie nadaje się do cytowania, natomiast pobieżnie przeglądając je, zauważyłam, że przetacza się sporo wypowiedzi w tonie „robią z dzieci króliki doświadczalne”, „co to za lekarz, który naraża swoje dzieci na eksperymenty medyczne” itd. Czy chciałby pan tym komentującym osobom coś powiedzieć?

Krótko mówiąc, jestem krytykowany za to, że zaszczepiłem dzieci ze swojej rodziny przeciwko COVID-19. Ja swoje już przepłakałem w temacie hejtu. Wiem, czym jest, potrafię go odróżnić od oceny. Nie powiem, że sobie z nim radzę, ale nauczyłem się tego, jak nie brać takich komentarzy do siebie. Podczas swojej działalności w mediach społecznościowych zderzyłem się z dość agresywną krytyką również ze strony środowiska medycznego, więc to wcale nie jest tak, że hejtują tylko złośliwe, anonimowe osoby. Dopiero od niedawna zacząłem publikować na stories prywatne wiadomości, które dostaję od hejterów, żeby w jakiś sposób pokazać skalę zjawiska. Odnoszę wrażenie, że takie upublicznianie obraźliwych wpisów nieco zniechęciło potencjalnych hejterów do ponownych ataków.

A nawiązując do pytania o to, co chciałbym powiedzieć osobom, które udział dzieci w badaniach klinicznych oceniają jako narażanie na eksperymenty medyczne, mam konkretne przesłanie.

Każda z nowoczesnych metod leczenia najpierw musiała przejść przez eksperyment medyczny. Szczepionka też jest formą leku. Do eksperymentu medycznego jakiejkolwiek terapii najpierw musieli zgłosić się ludzie ze swoimi dziećmi, którzy przetestowali ją na sobie, aby inni mogli z niej skorzystać.

I takim przykładem jest chociażby terapia SMA, bardzo popularna, w dodatku genetyczna. Zanim była opublikowana i włączona do leczenia, najpierw musiała przejść przez eksperyment. Musieli znaleźć się rodzice z bardzo ciężko chorymi dziećmi, którzy poddali się eksperymentowi, aby sprawdzić czy ten lek jest skuteczny, czy nie stanowi zagrożenia dla ich dzieci. Też nie wiedzieli przecież, z czym to się będzie wiązało. My ze szczepieniami i tak jesteśmy na etapie, gdzie pierwsze wstępne badania w Stanach były zrobione. Mamy już wyniki, a co za tym idzie dzieci w Polsce nie są pierwszą badaną grupą.

Z jednej strony za każdym razem hejter pyta, jakie są badania, ile osób przebadano. Po czym, jak robimy badania pojawia się atak, że eksperymentujemy. I tu bym postawił w takim razie znak zapytania do tych osób. Czego tak naprawdę oczekują? Czy chcą weryfikacji tego, czy dany produkt jest bezpieczny? Jeśli tak, to dlaczego krytykują go na etapie weryfikacji? Brak tutaj spójności. Podkreślę jeszcze raz, samo badanie kliniczne nie jest sytuacją stwarzającą zagrożenie dla zdrowia i życia pacjenta.

Przewija się też sporo zarzutów, że osoby biorące udział w badaniach, zostały opłacone.

Za udział w badaniu nie ma żadnej gratyfikacji. Dzieci są jedynie objęte wysokim ubezpieczeniem zdrowotnym.

Czy dawki szczepień dla dzieci są odpowiednio mniejsze niż dla dorosłych? Na jakiej podstawie są ustalane – decyduje wiek a może waga dziecka?

To jest częste pytanie, ale wiem, z czego ono wynika. Pacjenci zakładają, że skoro dawki leków dla niemowląt ustalane są na podstawie wagi, to analogicznie szczepienia również. Otóż nie. Szczepionki nigdy nie są dostosowywane do wagi. Są szczepionki, jak np. przeciwko meningokokom, że dla dorosłych i dla niemowląt jest ta sama dawka, a są szczepionki z wyodrębnioną wersją junior, jak np. przeciwko odkleszczowemu zapaleniu mózgu. Każda szczepionka jest indywidualnie dobierana w zależności od odpowiedzi układu odpornościowego.

W przypadku szczepionki przeciwko COVID-19 mamy już ustaloną dawkę, którą dziecko ma otrzymać. Zostanie ona opublikowana tj. podana do informacji publicznej po zakończeniu badań klinicznych.

Czy rodzice mogą jeszcze zgłaszać swoje dzieci do szczepień w ramach badań klinicznych?

Po tym, jak opublikowałem post o swoich chłopakach, otrzymałem sporą liczbę pytań od internautów i znanych osób publicznych, o to czy można się jeszcze zgłaszać. Niestety badanie jest już zamknięte. Jak chciałem włączyć swoich chłopaków do badań, to usłyszałem, że na 80 dostępnych miejsc było 100 chętnych.

Kiedy zakończyły się te zgłoszenia?

Lista się zapełniła, zanim ogłoszono nabór. Tak naprawdę środowisko medyczne zgłosiło swoich bliskich i nie było potrzeby szukania na zewnątrz.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź