fot. archiwum prywatne

Czym jest baby handling, mówi Rita Calderaro-Poczmańska. „Złota zasada polega na obserwowaniu reakcji”

– Miałam maluszka, który urodził się bez rączki, i jego też obowiązywał baby handling jak każdego innego dzieciaczka – tłumaczy Rita Calderaro-Poczmańska, fizjoterapeutka dziecięca. Baby handling to sposób całościowej "obsługi" niemowlęcia, optymalny dla jego rozwoju i przeznaczony dla wszystkich dzieci, również z dysfunkcjami.

Ewa Podsiadły-Natorska: Czym jest baby handling?

Rita Calderaro-Poczmańska: Najprościej można powiedzieć, że jest to „instrukcja obsługi małego człowieka”. W tej metodzie chodzi o to, żeby pielęgnacja i wszystko, co robimy wokół dziecka, były dla niego jak najbardziej komfortowe i wspierały jego prawidłowy rozwój. Bo możemy po prostu podnieść malca – i możemy też podnieść go tak, żeby nie musiał się spinać ani prężyć.

Ale tutaj nie mówimy o samym noszeniu?

Absolutnie, w baby handlingu mamy kwestię tego, jak maluszka kąpać, odkładać, podnosić, nosić, przewijać, ubierać.

Dotyczy to dzieci do którego roku życia?

Do momentu, kiedy maluszek będzie samodzielnie siedział/raczkował.

Wszystkie zalecenia baby handling wynikają z niedojrzałości układu szkieletowego, nerwowego i mięśniowego malca. Baby handling stosujemy po to, żeby te układy wspierać.

Jakie są najważniejsze zasady baby handlingu?

Jest ich kilka i ja mówię, że to są „złote zasady”, które trzeba sobie wbić do głowy. Pierwsza: to my dostosowujemy się do dziecka, a nie dziecko ma się dostosować do nas. Np. gdy kładziemy sobie dziecko na bark do odbicia, to większość rodziców zarzuca je sobie na ramię. A to my musimy się tak nagimnastykować, żeby maluszek wylądował na naszym ramieniu. Druga zasada brzmi: dzieci kochają flegmatyzm. Im mniejsze dzieci, tym bardziej. Oznacza to, że nie należy wykonywać nagłych ruchów, które mogą być dla maluszka nie tylko nieprzyjemne, ale nawet wywołać odruch Moro.

Wytłumaczmy, czym on jest.

To jest odruch pierwotny, obronny, z którym rodzi się każdy maluszek. Polega on na gwałtownym odrzuceniu kończyn od siebie i szybkim skuleniu się. Odruch Moro pozostaje z nami do końca życia, choć mówi się, że ok. 6. miesiąca zanika. A tak naprawdę on nie zanika, tylko się integruje. I im rzadziej będziemy wywoływać odruch Moro, tym większe szanse, że on się zintegruje prawidłowo. Przetrwały odruch Moro w późniejszym etapie rozwoju dziecka będzie miał negatywne konsekwencje.

Rita Calderaro-Poczmańska / fot. archiwum prywatne

Jakie?

Odruch Moro u dzieci w wieku przedszkolnym, wczesnoszkolnym i szkolnym powoduje labilność (chwiejność – przyp. red.) emocjonalną, problemy ze skupieniem się i koncentracją uwagi. Pojawia się nadpobudliwość. Baby handling jest m.in. po to, żeby odruchu Moro nie wywoływać, nie straszyć maluszka.

Wróćmy do „złotych zasad” baby handlingu.

Kolejną ważną zasadą jest to, że jak podnosimy i odkładamy niemowlaka, to robimy to zawsze bokiem do podłoża. Spójrzmy na nas, dorosłych: najgorszym upadkiem, jaki możemy sobie wyobrazić, jest upadek bezpośrednio na plecy. A niestety większość rodziców właśnie tak odkłada swoje maluchy – na plecki. Kładzenie bokiem do podłoża jest dużo przyjemniejsze dla układu przedsionkowego.

Następna zasada mówi o tym, żeby maluch był jak najbardziej podparty przez nasze ciało przy podnoszeniu. Większość rodziców, jak podnosi maluszka, to rękę wkłada pod główkę dziecka, a druga ręka idzie pod pupcię.

A to źle?

To jest bardzo zła metoda. Dziecko przy takim podnoszeniu musi się napiąć jak struna. Nie jest to dla niego komfortowe.

Mamy specjalną metodę nawijania maluszka na nasze przedramię; dziecko leży na całym naszym przedramieniu, a nie na dwóch punktach, bokiem do podłoża. Im większe podparcie, im większy kontakt ciało do ciała, tym maluszek będzie się czuł bardziej komfortowo.

Kolejna rzecz, na którą chciałabym zwrócić uwagę, jest taka, że tak naprawdę każde dziecko rodzi się z asymetrią ułożeniową. Maluszek wygina się wtedy w tył w literkę C. Nie jest to powód do zmartwień w pierwszych 3. miesiącach życia, bo to jest fizjologia, natomiast poprzez baby handling możemy u maluszka tę asymetrię zniwelować.

W jaki sposób?

Najłatwiej się to robi przez rotację, czyli jak przewijamy maluszka, to nie podnosimy pupki do góry, tylko rotujemy dziecko na boczki. Raz na jeden boczek – wsuwamy pieluszkę – raz na drugi boczek – znowu wsuwamy pieluszkę. To jest dla dziecka bardzo dobre, bo po pierwsze, wtedy tak samo aktywizujemy lewą i prawą stronę, a po drugie, rotacja oznacza skracanie i wydłużanie tułowia. To wszystko będzie dziecku potrzebne przy przekręcaniu się z boku na brzuszek, pełzaniu, raczkowaniu, chodzeniu.

Rodzice ze swoim malutkim dzieckiem zazwyczaj obchodzą się jak z jajkiem. Boją się intensywniejszych ruchów. Chciałaby pani ich uspokoić, że te ruchy, odpowiednio wykonane, są dla dziecka dobre?

Jak najbardziej.

Paradoksalnie małe dziecko jest dużo odporniejsze na urazy niż my, bo w jego kośćcu znajduje się więcej kolagenu niż wapnia. A kolagen nadaje kościom elastyczności, podczas gdy wapń – twardość. W wieku średnim mamy to zbilansowane mniej więcej po równo, natomiast na starość przeważa wapń, dlatego ludzie stają się wtedy bardziej „łamliwi”.

Co więcej, dziecko nie ma jeszcze takiej zborności stawowej, więc zakres jego ruchomości jest znacznie większy. Łatwo to zauważyć np. w 6. miesiącu życia, gdy maluszek łapie stopę i wsadza sobie do buzi. Większość ludzi w naszym wieku już z taką łatwością nie będzie w stanie tego zrobić.

Jeśli w ogóle.

Jeśli w ogóle! To pokazuje, jak bardzo elastyczny jest mały człowiek. Ja się śmieję, że matka natura zabezpieczyła dzieci przed nimi samymi. Wystarczy popatrzeć na dwu-, trzylatków na placu zabaw, gdy spadają z huśtawki czy drabinki, upadają – oczami wyobraźni widzę już złamany kręgosłup, a one otrzepują się i idą dalej. Małe dzieci są wbrew pozorom bardzo mocno zabezpieczone przed urazami.

Ogólna złota zasada baby handlingu polega na obserwowaniu reakcji. Jeśli widzimy, że malec się spina, wygina, nagle sztywnieje albo robi odruch Moro, to mamy 100 proc. pewności, że to, co robimy, nie jest dla niego dobre.

W swoim gabinecie, gdy pokazuję, jaka jest różnica pomiędzy odłożeniem dziecka bokiem a bezpośrednio na plecy – a robię to bardzo szybko – zawsze proszę o obserwowanie reakcji dziecka. Taki maluch nawet się nie wzdrygnie, dalej czuje się komfortowo, jest rozluźniony. Zrobię to trzykrotnie wolniej, odkładając go na plecy – maluszek od razu sztywnieje i wywołujemy u niego odruch Moro. To dziecko często nam pokazuje, czy jest mu w danej sytuacji dobrze, tylko my musimy się nauczyć te przekazy czytać. Maluch nam tego nie powie, a nie zawsze eksponuje swój dyskomfort płaczem.

Jak nauczyć się rozpoznawać te reakcje? Można samemu czy lepiej ze specjalistą?

Ogólnie jestem zwolenniczką tego, żeby z maluszkiem w pierwszych tygodniach jego życia, jak już mama dojdzie do siebie i nauczą się ze sobą funkcjonować, odwiedzić fizjoterapeutę. Ja u siebie w gabinecie zawsze pozwalam wszystko nagrywać na telefon. Pokazuję, później trenujemy pod moim okiem i jeszcze rodzice wracają do domu z materiałem, żeby nie było, że czegoś nie zapamiętali i zaczynają kombinować na własną rękę. Nauka baby handlingu u specjalisty daje rodzicom poczucie bezpieczeństwa, pewność, że nie popełni się błędu. Chodzi o to, aby edukować rodziców, że nie wszystko, co robi ich dziecko, jest złe, choć może wydawać się dziwne.

A co jest normalne, mimo że nas niepokoi?

Bardzo często maluszek ok. 4. miesiąca, gdy leży na pleckach, podnosi pupę do góry i sztywnieje. Rodzice zaczynają węszyć wzmożone napięcie mięśniowe, a jest to zupełnie normalna rzecz pojawiająca się w tym okresie, która z czasem zanika. Następną rzeczą, bardzo mocno stresującą dla rodziców, jest silne odchylanie główki do tyłu, jak dziecko śpi na boczku. Owszem, może być to objaw wzmożonego napięcia mięśniowego czy refluksu, ale może też być to po prostu pozycja, w której dziecko się najlepiej stabilizuje. Rodziców często niepokoi także początek pełzania; zwykle jest to pełzanie asymetryczne, więc rodzice myślą, że maluch ma asymetrię, natomiast pełzanie asymetryczne w większości przypadków jest całkowicie normalne.

Wspomniała pani, że baby handling dotyczy również kąpieli. O czym tutaj trzeba pamiętać?

Kluczowy jest prawidłowy chwyt kąpielowy. Rodzice czasem kombinują i kąpią maluszka we dwójkę; jedno z reguły trzyma dziecko, a drugie je myje. Wtedy ja, śmiejąc się, pytam: „No dobrze, a jak tata wyjedzie na tydzień, to pani przez tydzień dziecka nie wykąpie?”. Dlatego uczę chwytów kąpielowych; najbezpieczniej jest chwycić malca pod paszkę tak, aby jego główka oparła się o nasze przedramię. Mamy wówczas bardzo stabilny chwyt i nawet jak maluch zacznie chlapać i wierzgać, to nam się nie wyślizgnie i w pełni go kontrolujemy; pupa jest oparta o dno wanienki, więc mamy dwa punkty podparcia.

I jeszcze bardzo ważną rzeczą jest to, żeby nie używać w kąpieli gadżetów – jedynym gadżetem kąpielowym, który ewentualnie można użyć, są gumowe maty na przyssawki, żeby się maluch nie ślizgał. Ale nie gąbeczki, siedziska, leżaczki, wiaderka kąpielowe – to jest dramat. Wystarczy zwykła klasyczna wanienka – im większa, tym lepsza – prawidłowy chwyt kąpielowy i mamy sprawę załatwioną.

"Mamy nierealistyczne oczekiwania wobec dzieci"

Polecamy

"Mamy nierealistyczne oczekiwania wobec dzieci"

– Często słyszymy od bliskich czy znajomych, że wszystkie dzieci już dawno przesypiają noce. W rodzicach powstaje niepokój, że robią coś nie tak albo że z ich dzieckiem jest coś nie tak – mówi Magdalena Komsta autorka bloga wymagajace.pl Rozmawiamy m.in. o idei wychowywania dzieci w duchu rodzicielstwa bliskości, problemach ze snem u maluchów i o tym, dlaczego Polki, choć inicjują karmienie piersią, to z niego rezygnują.

Czytaj

A co z wiaderkami jest nie tak?

Głównym argumentem przemawiającym za wiaderkami ma być fakt, że maluch przyjmuje w nich pozycję jak w życiu płodowym. Tylko problem polega na tym, że dziecko od momentu, kiedy się narodzi, zaczyna coraz mocniej otwierać swoje ciało. Gdy noworodek leży na brzuszku, to ma kolanka podgięte pod brzuszek i rączki zgięte, ale już w pierwszym miesiącu życia ta pozycja zaczyna się zmieniać. Maluch ma zadanie prostować się na świat, a my upychamy go w wiaderku, żeby mu przywrócić pozycję zgięciową. Poza tym to jest pozycja w pionie. W takim wiaderku parametry fizyczne dziecka są fatalne. Matka natura nie przemyślała tego, że głowa dziecka potrafi ważyć nawet 1/3 masy jego ciała! To tak, jakby u kobiety ważącej 60 kg głowa ważyła 20 kg, więc nie dość, że mamy ogromną, ciężką głowę i maleńką szyjkę z niewypracowanymi mięśniami, to maluch musi tę głowę w pionie dźwigać, walczyć z grawitacją. To jest dla niego absolutnie niekomfortowe i niezdrowe. W normalnej wanience dziecko ma fajny kontakt z wodą, natomiast maluch upchnięty w ciasnym wiaderku, w którym tej wody jest niewiele, odczuwa tylko wilgoć. Że nie wspomnę o tym, jak w takim wiaderku umyć dziecku pupę.

A leżaczki kąpielowe?

One też zaburzają odczuwanie parametrów wody i powodują, że maluszek położony w takim leżaczku nie musi aktywizować mięśni.

Czy w baby handling wchodzi kwestia chustonoszenia?

Nie jest to stricte tematem baby handlingu, choć samo noszenie jest jego tematem, więc gdy pada pytanie o chustę, to zawsze odpowiadam, że w 99 proc. przypadków można i że poza naszymi rękoma jest to najzdrowsza forma noszenia dziecka.

Nosidła są ok?

Nie wszystkie. Bardzo mocno uważajmy na to, co kupujemy.

Rodzice mają błędne przeświadczenie, że skoro coś jest w sprzedaży, to jest bezpieczne. Absolutnie nie. Na co zwrócić uwagę w takim nosidle? Przede wszystkim panel pod pupą ma być szeroki. Pozycja w nosidełku powinna być taka, że kolanka są podparte od dołu podkolanowego do dołu podkolanowego i znajdują się wyżej niż pupa – to jest pozycja szczególnie dla dzieci niesiedzących.

A jeśli nosidło ma opcję noszenia dziecka przodem do świata, to jego miejsce jest na śmietniku. Im będziemy bliżej chusty, tym będzie to zdrowsze. Kolejną rzeczą są szelki; powinny iść za naszymi plecami bezpośrednio pod uda dziecka – znowu, żeby pozycja malca była jak najbliższa chuście.

Nosidła są przeznaczone dla dzieci powyżej 6. miesięcy?

Większość tak. Jest bardzo niewiele nosideł, które można nosić wcześniej. Ich używanie najlepiej skonsultować z doradcą chustonoszenia.

Albo z fizjoterapeutą?

Tak, chociaż szczerze mówiąc, jeśli fizjoterapeuta daje nam zielone światło na nosidła, to i tak lepiej iść do doradcy chustonoszenia, bo to jest ekspert od tego.

Baby handling dotyczy dzieci zdrowych czy wszystkich? Co z dziećmi z dysfunkcjami rozwojowymi, wymagającymi rehabilitacji?

Jak najbardziej baby handling dotyczy wszystkich dzieci. Baby handling jest wręcz częścią rehabilitacji. Co z tego, że my rehabilitujemy dziecko, jeśli jest ono źle pielęgnowane i rodzic utrwala złe nawyki? Każda rehabilitacja powinna rozpocząć się od nauki baby handlingu. Jeśli mamy to opanowane, my jako fizjoterapeuci idziemy do przodu z całą resztą. Baby handling dotyczy też wcześniaków, dzieci z zaburzeniami napięcia mięśniowego, zaburzeniami genetycznymi czy metabolicznymi. Miałam nawet maluszka, który urodził się bez jednej rączki – dokładnie bez dłoni i przedramienia – i jego też obowiązywał baby handling jak każdego innego dzieciaczka.

I jego rodzice poradzili sobie?

Jego rodzice bardzo ładnie sobie poradzili, maluszek też sobie pięknie poradził – mimo że miał protezę, ale nie chciał z niej korzystać.

Mam taki wniosek po naszej rozmowie: ważne, żeby rodzice się nie bali, opanowali prawidłową technikę i wcielili w życie zasady, o których pani opowiedziała.

A ja mam taki żarcik dla bardzo zestresowanych rodziców, którzy boją się wygiąć dziecko albo coś z nim zrobić: najważniejszą zasadą jest „nie upuścić”.

 

Rita Calderaro-Poczmańska – rehabilitantka dziecięca, terapeutka i diagnostka Integracji Sensorycznej. Ekspertka w dziedzinie opieki i pielęgnacji niemowląt, z zamiłowaniem popularyzuje zagadnienia baby handlingu. Twórczyni portalu z kursami dla mam w ciąży i młodych rodziców kursnadziecko.pl.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź