„Jeśli sami jemy batony zamiast sałatki, nasza pociecha też tak będzie robiła” – mówi dr inż. Joanna Neuhoff-Murawska, znana jako dr Witaminka
Anna Sierant: Dlaczego z nadwagą i otyłością zmagają się już niemowlęta? Teoretycznie niemowlę do 6. miesiąca życia karmione jest mlekiem matki lub mlekiem modyfikowanym, a potem powoli wprowadza się kolejne pokarmy.
Dr inż. Joanna Neuhoff-Murawska: To prawda, teoretycznie tak jest. Autorzy zaleceń żywienia niemowląt wypowiadają się, że 6 miesięcy karmienia piersią jest celem, do którego powinniśmy dążyć. Z kolei na czas rozpoczynania przygody z posiłkami tzw. stałymi eksperci wskazują przedział pomiędzy 17. a 26. tygodniem życia. Jednak wyniki badań PITNUTS, prowadzonych pod kierownictwem prof. Haliny Weker, wykazały, że dieta części niemowląt rozszerzana jest zbyt szybko i maluchy te dostają kaszki, zupki itp. zanim ukończą 4. miesiąc życia. A to niestety zgubne, nie tylko z powodu wzrostu ryzyka wystąpienia otyłości, ale też alergii.
Kontynuując wątek żywienia niemowląt: po ukończonym 6. miesiącu życia w diecie, oprócz mleka, pojawić się powinna cała gama nowych produktów, do końca 1. roku życia dziecko powinno zjadać 5 posiłków dziennie. Tak, jak rodzice. Czasami maluszek potrzebuje sześciu, a nawet siedmiu posiłków, ale nie kilkunastu! Nauka sygnałów pragnienia i sytości, która odbywa się w tym okresie, jest często tłumiona przez opiekunów, którzy z dobrych chęci i nieświadomie dążą do nakarmienia dziecka „w opór”, a to jedna z przyczyn nadmiernego jedzenia w przyszłości.
Kształtowanie nawyków żywieniowych trwa do końca 2. roku życia, w tym czasie można zdziałać cuda lub wiele zepsuć i to trwale.
Według statystyk już 20 procent polskich maluchów choruje na otyłość. Jakie są jej przyczyny u starszych dzieci?
Starsze dzieci, które są otyłe, bardzo często niosą ten ciężar już od okresu niemowlęctwa. Bywa, że nadmierny przyrost masy ciała jest pokłosiem błędów z tego początkowego etapu życia, który właśnie się manifestuje. Przykład? Stereotyp przybierania na wadze na skutek jedzenia słodyczy. Trudno zaprzeczyć, że codzienne spożywanie czekolady nie przełoży się na nadwagę. Podobnie ze stołowaniem się w barach typu fast food. To by przeczyło fizjologii każdego organizmu. Nie ma otyłości bez nadmiaru dostarczonych kalorii w odniesieniu do potrzeb organizmu. Jednak jako następne pojawia się pytanie, jak doszło do wystąpienia tej nadwyżki? I tu otwiera się puszka Pandory, bowiem przyczyn jest niezliczona ilość!
Wiele ścieżek prowadzi do okresu niemowlęctwa, kiedy to m.in. dochodzi do wzmacniania (lub nie) wrodzonych preferencji smaku, jakim jest smak słodki. Każdy człowiek już w okresie prenatalnym uwielbia słodki smak i jest to mechanizm ewolucyjny. Mózg nas „nagradza” za zjedzenie lub wypicie czegoś słodkiego (w naturze było to po prostu mleko matki) pojawieniem się przyjemności i chęci kontynuowania słodkiej przygody. Z drugiej strony, gorzki smak obecny w warzywach, zwłaszcza zielonych, jest przez maluchy często odrzucany, co też stanowi mechanizm ewolucyjny.
Wystarczy zatem popełnić jeden podstawowy błąd: rozszerzanie diety zacząć od słodkich kaszek, aby dziecko nie chciało spróbować szpinaku.
Wystarczy nie wiedzieć, że po kilkunastu próbach podania warzyw nasz potomek w końcu je zaakceptuje, stając się ich smakoszem. Wielu rodziców kończy próby podawania warzyw na jednej czy dwóch. Efekt? Pojawiający się w przyszłości problem: „Moje dziecko nie je warzyw”.
Co więcej, serwowanie niemowlęciu słodkich kaszek, soków i pełnych cukru przekąsek (owszem, zdarza się, zwłaszcza na spacerze) zaburza naturalny proces „wyrastania z miłości do słodkiego smaku”, który ma na celu to, by dziecko w przyszłości, już jako dorosły człowiek, słodycze po prostu lubiło, a nie traktowało je jak miłość życia, na pograniczu z uzależnieniem. Proszę zwrócić uwagę, że wszystko zaczyna się od fizjologii, aby z czasem stać się przyczyną poważnej choroby. Wspomniana wcześniej zduszona w zarodku nauka kontroli swojego apetytu przez niemowlę i małe dziecko po latach przynosi efekty: posiłek nie ma końca, bo sygnał o sytości nie działa. I tak wróciłyśmy do okresu niemowlęctwa, o którym można byłoby mówić i mówić.
Do rozwoju otyłości przyczyniają się również zaburzenia w wydzielaniu hormonów, takich jak: grelina, leptyna, insulina, kortyzol, hormony tarczycy. Na jej rozwój mogą mieć też wpływ czynniki neurologiczne i genetyczne, nie wspominając o całej gamie problemów emocjonalnych. Jednak w mojej praktyce najczęściej spotykam tych „stereotypowych” pacjentów. Przychodzą na diagnostykę, która nie wykazuje nic niepokojącego. Pytają: „Jak to? Przecież nie jemy frytek i hamburgerów!”. Bywa, i to nierzadko, że pochodzą oni z rodzin o wysokiej świadomości, których dieta składa się z wartościowych produktów. Jednak mimo to dzieci jedzą za duże porcje w stosunku do swoich potrzeb.
Nie trzeba być stałym gościem fast foodów, aby wyhodować oponkę. Za dużo kanapek z razowca też zrobi swoje.
Co rodzic w tej zabieganej codzienności może robić, a czego nie, by dziecko zdrowo jadło?
Najważniejsze, by nie rozszerzać diety za wcześnie, nauczyć dziecko pić wodę i jeść warzywa. Jeśli to tylko możliwe, w pierwszym półroczu życia karmić piersią, bowiem żaden umysł naukowca nie wymyśli składu mleka bardziej dopasowanego do potrzeb niemowlęcia niż zrobiła to sama natura, również w zakresie profilaktyki otyłości. Jeśli sami jemy batony zamiast sałatki, możemy przyjąć za pewnik, że nasza pociecha też tak będzie robiła. Wychowujemy nasze dzieci na swój obraz i podobieństwo, więc jeśli chcemy mieć zdrowe, szczupłe dzieci, to zacznijmy od siebie.
Czy warto zrobić konkretne badania, by dowiedzieć się, z czego wynika nadwaga dziecka?
Podstawowym badaniem w tym zakresie jest właściwie przeprowadzony wywiad łącznie z analizą rozwoju dziecka w siatkach centylowych. Jeśli dziecko podąża cały czas tym samym kanałem centylowym, a BMI plasuje się pomiędzy 15. a 85. centylem, to jest dobrze. Kolejne kilogramy to przecież też rozwój. Warto zwrócić uwagę na dietę dziecka, jeśli nagle BMI zaczyna szybować w stronę wyższego centyla. To czasem okres, kiedy nasz maluch przeradza się w bardziej samodzielnego uczniaka, wraca sam do domu, zostawiając w najbliższym spożywczym swoje kieszonkowe. Dodam, że wody tam raczej nie kupuje. A czasami problemem jest zdrowie, choćby sztandarowe już przeboje z tarczycą. Dlatego diagnozą powinien zajmować lekarz i dietetyk, często również psycholog.
Z jakimi problemami zwracają się do pani rodzice dzieci?
Jeśli krążymy wokół otyłości, to pamiętajmy, że ona – jak kometa – ciągnie za sobą cały wachlarz zaburzeń metabolicznych. U dzieci diagnozowane jest nadciśnienie tętnicze i hiperinsulinomia, będąca następstwem insulinooporności. Bardzo często rozpoznawane są także dyslipidemie, czyli nieprawidłowe stężenie cholesterolu ogółem oraz jego frakcji we krwi. W zasadzie, to jak pamięcią sięgnę, przez 15 lat nie widziałam dziecka otyłego z prawidłowym stężeniem cholesterolu HDL, który jest tym „dobrym cholesterolem”. Mój przewód doktorski był poświęcony dzieciom z niealkoholową chorobą stłuszczeniową wątroby, niegdyś schorzeniem pięćdziesięciolatków. Najmłodszy pacjent ze stłuszczeniem wątroby miał 2 lata, wykluczono u niego choroby, które mogły do tego doprowadzić, za to jego sposób żywienia… ręce załamywałam.
Nierzadko dzieci wypijają tak dużo napojów słodzonych, że trafiają na gastrologię z bólami brzucha. Pamiętam pacjentkę, która „wypijała” codziennie 300 g cukru, wiła się z bólu, ale ze słodkich napojów zrezygnować nie chciała.
Czy aby dziecko zdrowo rosło, konieczne jest nie tylko zwracanie uwagi na to, co je, ale też na to, ile się rusza?
Brak ruchu jest kolejną bolączką naszych czasów. Powiedzmy sobie jasno: nie ma zdrowego rozwoju dziecka bez codziennej porcji ruchu. Dla młodszych dzieci idealnym miejscem spędzania wolnego czasu jest plac zabaw. Dla starszych – kluby sportowe, boiska, czy choćby długi spacer z psem.
To jeszcze na koniec pytanie dotyczące i dzieci, i dorosłych: Jak nie „oszaleć” i nie przytyć w czasach epidemii?
Zdradzę trzy kroki, które ja zrobiłam i sobie je chwalę.
- Aktywność fizyczna codziennie! Od czasu wprowadzenia lockdownu schudłam nawet parę kilogramów właśnie dzięki niej, bo na długi spacer przecież zawsze można pójść. Dzięki ruchowi nie oszalałam i widzę, jak pomaga mi on rozładować stres, który gotuje się we mnie każdego dnia. Zauważam też, że wiele osób dookoła traci panowanie nad sobą i często dochodzę do wniosku, że to właśnie aktywność fizyczna mogłaby im pomóc. Polecam zaopiekowanie się psem, od maja mam czworonoga pod dachem i od tego czasu przechodzę codziennie 10 tys. kroków. Mój syn też i to jest naprawdę super!
- Rób zakupy podczas spaceru – kup tylko tyle, ile możesz ze sobą zabrać. To kolejny genialny sposób, który prowadzi do tego, że lodówka jest lekko przewietrzona. A jak pod ręką nie ma kawałka kiełbaski, to się jej nie zje. U mnie to działa.
- Słodycze 1 raz w tygodniu. Mając je pod ręką, jadłabym słodkości codziennie (tu półżartem dodam, że mój mózg również jest efektem ewolucji, nagradza za zjedzenie słodyczy i nie dociera do niego, że z dietetyki mam doktorat). I wie pani co? Za długo pracuję w tym zawodzie, aby jeszcze wierzyć, że osoba, która waży o 20 kg za dużo, kupuje słodycze, aby na nie patrzeć. A jak nie jest kupione, to nie będzie zjedzone!
Dr inż. Joanna Neuhoff-Murawska, znana jako dr Witaminka – dietetyczka dziecięca, autorka i współautorka ponad 30 publikacji naukowych, specjalistka od otyłości, insulinooporności, zaparć, alergii i problemów trawiennych. O swojej pracy opowiada i z energią, i z humorem, dla dzieci pisze książki, piosenki o chlebie razowym, wodzie i warzywach.