Spis treści:
Czy ustępujemy miejsca w komunikacji ciężarnym kobietom? A co z kolejkami w sklepach i na poczcie? Czy ciężarne kobiety faktycznie wydają się niewidzialne, choć w rzeczywistości trudno je przeoczyć? Sprawdziłam! Jako przyszła mama zrobiłam mały eksperyment, dokumentując, jak jest naprawdę. Zobaczcie wyniki.
Czy ciężarne są niewidzialne?
Warszawa, około godziny 17. Mam na sobie koszulkę z krótkim rękawem, jest gorąco, koszulka opiera się na brzuchu, jestem w 7. miesiącu ciąży. Przez 5 miesięcy trudno było zorientować się, że jestem w ciąży. Tylko naprawdę czujni obserwatorzy w środkach transportu miejskiego co jakiś czas wyhaczali mnie z tłumu i ustępowali mi miejsca. Od miesiąca mój brzuch jest naprawdę widoczny. Trudno pomylić go z nadwagą albo efektem przejedzenia.
W metrze nie ma wolnego miejsca siedzącego. Sporo osób stoi, trzymając się rurek albo balansuje w stylu „bez trzymanki”. Nie mam czego się chwycić, złapanie rurki nad moją głową sprawia mi trudność. Mój brzuch jest na wysokości oczu osób siedzących. Na ich miejscach widzę trzech młodych mężczyzn, dwie młode kobiety i jedną staruszkę. Chłopak, na oko 23 lata, na mój widok zamyka oczy, nie otwiera ich przez 7 stacji. Jego kolega rozgląda się na boki, skutecznie unikając widoku na wprost, czyli mnie. Po drugiej stronie wagonu również siedzą młodzi ludzie, rozmawiają ze sobą albo są wpatrzeni w telefony, przesuwam się w ich kierunku, chwytam za rurkę. Metro gwałtownie hamuje, chwytam się stojącej obok kobiety. Uśmiecha się serdecznie i przytrzymuje. – Ktoś powinien pani ustąpić miejsca – mówi na tyle głośno, że słyszy ją kilka osób, ale jednocześnie na tyle cicho, że część pasażerów może faktycznie jej nie słyszeć.
Nie odpowiadam na jej komentarz, uśmiecham się i patrzę w ziemię. Gdyby chodziło o kogoś innego, z pewnością bez trudu bym zaingerowała. Ale kiedy chodzi o mnie i mój wrażliwy stan, trudniej niż kiedykolwiek prosić mi ludzi o pomoc. Postanowiłam przeprowadzić eksperyment, w godzinach szczytu jeżdżę autobusami, metrem i tramwajem w najbardziej przepełnionych pasażerami miejscach. Zahaczyłam również o pocztę i supermarket, aby sprawdzić, czy mogę liczyć na pomoc i wsparcie nieznajomych.
Ciężarna kobieta w tramwaju
Tramwaj, ulica Woronicza. O 17 z telewizji wychodzi wiele osób, czasem tramwaje są tak przepełnione, że nie ma nawet miejsc stojących. Staję na przystanku kilkanaście minut po szczycie, jest około 17:20. Mam na sobie sukienkę odciętą nad brzuchem. Taką, która nie pozostawia wątpliwości w temacie mojego stanu. Staję obok siedzących mężczyzn w moim wieku. Na kolanach trzymają teczki, są wpatrzeni w telefony albo widok za oknem. W tramwaju robi się ciasno, zupełnie niechcący jeden z mężczyzn ociera się ramieniem o mój brzuch. Jest nadal wpatrzony w telefon, próbuję zmienić pozycję, aby uniknąć kontaktu fizycznego, patrzę na mężczyznę i decyduję się poprosić go o ustąpienie mi miejsca. Próbuję spojrzeniem sprowokować kontakt, mężczyzna odwraca się w kierunku okna, nie zwraca na mnie uwagi. Na trzecim przystanku próbuję wysiąść, jednak nikt nie ma ochoty usunąć mi się z drogi, potrzebuję więcej miejsca na brzuch, nie mieszczę się w wąskich alejkach między ludźmi. – Czy mogą się państwo przesunąć, potrzebuję wyjść – mówię. Nikt nie reaguje, widzę tylko delikatne, niewiele zmieniające drgnięcia kilku osób, które próbują zareagować na moją prośbę kurtuazyjnym dygnięciem. Robi się nerwowo, w tramwaju zaraz zamkną się drzwi, a ja nie wysiadam na przystanku. Ktoś z tłumu rzuca głośno: – Tu jest kobieta w ciąży, może któryś by się ruszył?
Miejsca ustępuje mi kobieta w wieku 55+. Dziękuję jej, ale nie korzystam. Udaje mi się przedostać do drzwi, wysiadam na następnym przystanku.
Jak patrzą na ciężarne kobiety?
Następnego dnia umawiam się z drugą ciężarną koleżanką, Magdą. Jest w 9. miesiącu. Wchodzimy do tramwaju w centrum, jedziemy w kierunku Dworca Centralnego. Miejsca siedzące są zajęte. Wybieramy miejsce obok mężczyzn, którzy rozkładają nogi w przejściu, kiedy stajemy obok, nadal siedzą wygodnie rozłożeni, koło nich stoją walizki. Mężczyźni zajęci są rozmową. Przyciągamy wzrok pasażerów. Dwie ciężarne to dość rzadki widok i wielkie społeczne obciążenie. Po drugiej stronie tramwaju siedzą młode kobiety, z pewnością przed trzydziestką. Przechodzimy w głąb tramwaju, pasażerowie patrzą na nas, ale nie reagują. Wysiadamy na następnym przystanku.
Magda: – Widziałaś te dziewczyny? Ich wzrok, jakby się bały, że staniemy obok nich i będą musiały nam ustąpić.
– Tak, zauważyłam – odpowiadam.
Magda: – To jest zawsze najgorsze. Widzą cię, ale modlą się, żeby obok nich nie stanąć. Jakbyśmy były trędowate.
Czy ciężarna kobieta powinna zostać w domu?
W jednym z dużych zagranicznych supermarketów jest kasa oznaczona pomarańczowym kolorem. To kasa z prawem pierwszeństwa dla ciężarnych i osób z niepełnosprawnością. Aby skorzystać z przywileju, należy przycisnąć przycisk obok najbliższego filaru. W koszyku mam kilka produktów spożywczych. Towarzyszy mi partner, bez niego prawdopodobnie nie narażałabym się na wyprzedzenie całej kolejki w obawie przed komentarzami i spojrzeniami. Byłam tu już kilka razy i pomruk klientów i ekspedientki skutecznie mnie zniechęcił. Mimo wszystko przyciskam guzik pierwszeństwa. Odsłaniam brzuch, gdyby któryś z klientów nie zauważył, że jestem w ciąży. Ekspedientka patrzy na mnie i kiwa głową. Domyślam się, że mogę ominąć kolejkę.
– Dlaczego pani nie wysłała męża samego na zakupy? – pyta kobieta (około pięćdziesiątki), która musi przesunąć swoje zakupy z taśmy, aby zrobić mi miejsce. Śmieje się i szuka kontaktu. – Ja bym siedziała w domu i wysyłała męża. Zamiast chodzić po sklepach w zaawansowanej ciąży – dodaje. – Pani mąż wykorzystuje to, że jest pani w ciąży, żeby mieć pierwszeństwo w kasie.
– A co z niepełnosprawnymi? Jeśli przyjdą z kimś na zakupy? Osoba towarzysząca będzie również używać jego niepełnosprawności?
– Oczywiście – odpowiada kobieta bez zastanowienia.
Ekspedienta milczy.
Ciężarna kobieta w kolejce
Jeden z największych urzędów pocztowych w Warszawie. Chcę wysłać list polecony. Około 20 osób w kolejce, każdy czeka z numerkiem w ręku. Pobieram numerek, przede mną 15 osób. Nie ma wolnego miejsca siedzącego. Staję podparta o filar. Zgodnie z prawem mogę skorzystać z pierwszeństwa w urzędach państwowych. Zbieram się na odwagę i podchodzę do jednej z kas, kasjerka odpowiada, że prawo do obsługi bez kolejki mam, ale ona ma właśnie przerwę, za plecami słyszę komentarz: „kolejka jest!”. Przechodzę do kolejki obok, niestety kasjer nie zajmuje się nadawaniem listów i paczek, odsyła mnie dalej. Znowu słyszę na głos: „jest kolejka, proszę pani”. Rozpoznaję, że to głos starszej kobiety. Odwracam się w kierunku zajętych miejsc siedzących tak, aby widać było brzuch. Mówię głośno, że jestem w ciąży i mam prawo do pierwszeństwa. Zapada grobowa cisza. Podchodzę do kolejnego okienka. Czekam, aż klientka skończy adresować list. Atmosfera jest nieznośna. Nie słychać już żadnych rozmów. Kilka osób szepce między sobą na ucho. Kasjerka mówi, że muszę poczekać, odchodzi ze stanowiska. Rezygnuję, wychodzę.
Na 10 podróży transportem publicznym miejsca ustąpiły mi 3 osoby, dwóch mężczyzn i jedna kobieta z około 13-letnim synem. W popularnych ogólnopolskich supermarketach nigdy nikt nie zaproponował szybszej obsługi. Na dwie ingerencje, jedną w markecie budowlanym i jedną w tramwaju, ludzie reagują pozytywnie. Obsłużono mnie poza kolejką i ustąpiono miejsca siedzącego. Obserwuję inne ciężarne, które nie korzystają z przywileju, nie proszą o ustąpienie miejsca. Podobne jak ja czekają na gest ze strony pasażerów transportu publicznego.
Pytam znajomą ciężarną w 6. miesiącu ciąży, która na co dzień mieszka w Krakowie. Wiem, że też rzadko ktoś ustępuje jej miejsca w autobusie i nigdy sama nie wychyla się z prośbą o ustąpienie.
– Dlaczego nie prosisz o ustąpienie miejsca, tylko stoisz przez dystans 10 przystanków?
Marta: – A widziałaś, co ludzie piszą o ciężarnych w internecie? Że oni kupili bilety, więc mają swoje prawa. Albo, że mają prawo źle się czuć i nie muszą nikomu ustępować. Albo co gorsza: „sama chciała”, „ciąża to nie choroba”. Nie chcę być roszczeniową „madką” ani słyszeć nieprzyjemnych komentarzy. Ciąża sama w sobie jest wystarczająco trudna, żeby się jeszcze narażać na dodatkowe trudności.