Jak na zdrowie i rozwój dziecka działa plan lekcji na dwie zmiany: „To niekorzystanie wpływa na stan emocjonalny”
Klaudia Kierzkowska: W wielu szkołach, zwłaszcza w klasach 1-3, dzieci mają lekcje na zmiany. Jednego dnia zajęcia zaczynają np. o 12 i kończą przed 17, innego od 8 i kończą o 13.
Edyta Rydzynska-Kosuń: Szkoły często mają większą liczbę uczniów, niż budynek jest w stanie pomieścić. Podczas rekrutacji do szkoły obowiązuje rejonizacja, tzn. w pierwszej kolejności do konkretnej placówki są przyjmowane dzieci z danego obwodu. Problem przepełnienia dotyczy w szczególności miejscowości z eksplozją demograficzną lub dużych metropolii takich jak: Warszawa, Gdańsk, Kraków itp. i ich podmiejskich stref. W małych miejscowościach i na wsiach tendencja jest odwrotna – szkoły coraz częściej „świecą pustkami”. Jest to związane przede wszystkim z zjawiskiem migracji zarobkowej. W dużych miastach łatwiej znaleźć prace, a co się z tym wiąże – są lepsze warunki bytowe do założenia rodziny i posiadania potomstwa. Śledząc ceny mieszkań i szybkość powstawania nowych osiedli w miastach, można dojść do wniosku, że są to zazwyczaj tańsze dzielnice, gdzie ceny zakupu nieruchomości są o wiele atrakcyjniejsze niż w centrum.
Dochodząc do sedna, można domyślić się, że w takich rejonach liczba dzieci rozpoczynających naukę jest ogromna, często niewspółmierna z liczbą i możliwościami szkoły obwodowej. Dlaczego o tym mówię? Pracuję w oświacie i wiem, z jakimi problemami borykają się dyrektorzy szkół – nie mają wyboru i muszą znaleźć miejsce dla wszystkich dzieci z „rejonu” oraz zapewnić im warunki do nauki. Co często wiąże się z koniecznością organizacji lekcji na tzw. dwie zmiany.
Czy taki tryb nauki ma wpływ na dziecko?
Po pierwsze, każdy człowiek – zarówno dorosły, jak i dziecko, ma własny rytm dobowy tzn. porę, o której wstaje, je obiad, kładzie się spać. Jeżeli dziecko jednego dnia musi być w szkole przed ósmą, a innego może pozwolić sobie na dłuższy sen, to może to skutkować dolegliwościami somatycznymi i rozregulowaniem zegara biologicznego, co nie sprzyja efektywnemu uczeniu się. Uczeń z takim problemem może być senny w ciągu lekcji, może mieć trudności ze skupieniem uwagi, problemy z pamięcią. Może otrzymywać niższe oceny, niewspółmierne z posiadaną wiedzą lub umiejętnościami.
Te wszystkie czynniki wpływają również niekorzystnie na stan emocjonalny dziecka. Mogą do tego dołączyć trudności z wyciszeniem myśli i zaśnięciem.
Kolejną rzeczą, o której warto wspomnieć, jest czas, w którym mózg pracuje najefektywniej. Różnimy się od siebie predyspozycjami: niektóre dzieci to ranne ptaszki, a inne nocne sowy. Jednak pomimo różnic ważne jest, aby nauka odbywała się w porze, kiedy człowiek jest w stanie wykorzystać swoje zdolności poznawcze.
Należy także pamiętać, że nie samą nauką żyje człowiek. Dziecko powinno mieć czas również na inne zajęcia i aktywności.
Wiele dzieci spędza dodatkowo kilka godzin na świetlicy. Koniec końców, wychodzą z domu przed ósmą, a wracają po 17. To dobre dla dziecka?
Myślę, że jest to bardzo trudne dla każdego dziecka. Nauka jest pewnego rodzaju „pracą” umysłową. Jeżeli dorosły człowiek wykonuje swoją pracę przez 9 godzin, to często wraca do domu z „wyczerpaną baterią”, podobnie jest w przypadku dzieci. Z drugiej strony, uczęszczanie do świetlicy pozwala dzieciom spędzić czas z kolegami/koleżankami, rozwijać umiejętności społeczne, wykonywać aktywności fizyczne, brać udział w ciekawych zajęciach i po prostu bawić się. Myślę sobie, że wiele z tych dzieci po powrocie do domu nie ma możliwości spędzenia czasu z rówieśnikami. Taką możliwość mają, przebywając w świetlicy, co nie zmienia faktu, że bycie wiele godzin poza domem jest po prostu niekomfortowe i bardzo męczące.
A gdzie czas na naukę?
To kolejny problem współczesnego szkolnictwa. Program nauczania często jest „przeładowany”. Młody człowiek dostaje na co dzień potężną dawkę wiedzy, którą musi nie tylko zapamiętać, ale też wykorzystać podczas sprawdzianów, kartkówek, odpowiedzi. Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe, które również pochłaniają czas.
Dziecko po powrocie do domu ma jeszcze lekcje do odrobienia, musi powtórzyć materiał na kolejny dzień. Patrząc z perspektywy współczesnego ucznia, wiele się od niego oczekuje i wymaga. Jest to niełatwe zadanie, żeby znaleźć czas na pozostałe przyjemności.
Wiele dzieci wzbrania się przed świetlicą. Czym ta niechęć jest spowodowana?
Jest wiele rzeczy, które wpływają na to, że dzieci nie chcą uczęszczać do świetlicy szkolnej. Myślę, że jednym z najważniejszych powodów jest zmęczenie. Dziecko po kilkugodzinnym skupieniu pragnie wrócić do domu, gdzie czuje się dobrze, gdzie są jego bliscy i gdzie może robić rzeczy, które sprawiają mu przyjemności. Zdarza się, że kiedy uczeń przekracza próg świetlicy, jest bombardowany nową dawką wiedzy w postaci zajęć zorganizowanych. Ma narzucone zabawy lub musi robić to, co każe mu nauczyciel. To wszystko zniechęca i powoduje, że dziecko nie chce robić tego, co inni mu dyktują.
Poza tym świetlice podobnie jak szkoły są przepełnione.
Nie jest łatwo przebywać kolejnych kilka godzin w miejscu, gdzie jest dużo bodźców – w szczególności hałas. Dziecko w takim miejscu często jest przestymulowane, tzn. jego układ nerwowy nie jest w stanie przetworzyć wszystkich docierających do niego informacji i impulsów, co powoduje jego przeciążenie psychofizyczne.
Można zaobserwować, które z dzieci z trudem znoszą pobyt w świetlicy, często pokazują to swoim zachowaniem lub mówią o tym wprost.
Zastanawiam się, czy taki rytm dnia uczy dzieci samodzielności, czy bardziej odbiera dzieciństwo?
Nie da się zająć jednoznacznego stanowiska. Tak jak mówiłam wcześniej, przebywanie na świetlicy ma swoje pozytywne aspekty m.in. pod kątem rozwoju społecznego i emocjonalnego dziecka. Dziecko powinno przede wszystkim mieć zaspokojone swoje potrzeby. U dzieci wyróżniamy potrzebę poczucia bezpieczeństwa, potrzebę kontaktu z innymi i przynależności, potrzebę autoekspresji, potrzebę autonomii, potrzebę poczucia własnej wartości, potrzebę realnych ograniczeń. Wiele z tych potrzeb spełnia rodzina, jednak nie jest ona w stanie samodzielnie zapewnić prawidłowego rozwoju dziecka. Proszę pamiętać, że we współczesnym świecie dzieci nie zawsze mają czas na spotkania towarzyskie poza szkołą. Zdarza się, że zaspokajają potrzebę relacji w wirtualnym świecie, gdzie budowanie kontaktów ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem.
Jeżeli mówimy o samodzielności, to ja ją postrzegam jako umiejętność wykonania konkretnego zadania bez pomocy innych. Dziecko uczy się samodzielności zarówno w szkole, jak i w domu. Wszystko zależy od postawy dorosłych – jeżeli damy dziecku przestrzeń do podejmowania prób, popełniania błędów oraz zdobywania doświadczeń to istnieje szansa, że niezależnie od prowadzonego rytmu dnia będzie miało umiejętności i przekonanie, że potrafi wykonać coś samodzielnie.
Dzieci uczęszczające do klas 1-3 uczą się dopiero życia, potrzebują bliskości rodzica. Takie zmiany w szkole nie są rzucaniem na głęboką wodę?
Rozpoczęcie nauki w szkole jest niewątpliwie jednym z najtrudniejszych momentów w życiu człowieka, ale jest to też nieunikniony etap. To jak udźwignie dziecko „ciężar” szkoły, zależy w dużej mierze od podejścia nauczyciela i postawy rodziców. Znam pedagogów, którzy mają świetne relacje z uczniami, potrafią być czujni na potrzeby swoich wychowanków, wspierają ich, dbają o to, aby dobrze czuli się w szkole. Dają przestrzeń, nie tylko do nauki, ale też zabawy i nawiązywania nowych kontaktów. Zapewniają im poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że mogą liczyć na wsparcie wychowawcy.
Takie podejście sprawia, że dzieci łatwiej „znoszą” pobyt w szkole, chętniej wykonują obowiązki związane z nauką oraz postrzegają szkołę jako miejsce, które jest dla nich otwarte i przyjazne.
Ważne jest, żeby rodzice wspierali swoje dzieci w procesie edukacji i byli przy dziecku, kiedy tego potrzebuje. Bliskość buduje się od momentu pojawienia się dziecka w rodzinie. Jakość relacji w rodzinie zależy w dużej mierze od czasu i zaangażowania rodziców w życie dziecka.
Jak się zaangażować w życie dziecka, kiedy większą część dnia ono spędza w szkole a my w pracy?
Faktem jest, że ludzie w obecnych czasach pracują dużo. Model matki i rola kobiety zmieniły się na przestrzeni lat i wiele z nich pracuje zawodowo. W przeszłości kobiety głównie zajmowały się domem i wychowaniem dzieci. Myślę, że w wielu domach nadal tkwi przekonanie, że to matka jest zobligowana do brania ciężaru i odpowiedzialności za rozwój młodego człowieka. Wiele kobiet, pomimo swojej pracy, potrafi pogodzić te dwie role. Są też rodzice, którzy w równym stopniu angażują się w wychowanie i dzielą się obowiązkami. Niektórzy z nich potrafią dopasować swoją pracę zawodową tak, żeby dziecko mogło wrócić wcześniej do domu i spędzić czas z rodziną.
Poza tym nie każde dziecko, które jest zapisane do świetlicy i tam przebywa, jest z tego powodu nieszczęśliwe. Z doświadczenia wiem, że dzieci, które mają zainteresowanie ze strony rodziców, poświęcony czas i zapewnioną bliskość, rozwijają się prawidłowo i nie mają żadnych trudności czy to edukacyjnych, czy emocjonalnych. W byciu rodzicem nie jest ważne to, ile czasu poświęcimy dziecku, tylko jaka będzie jakość tego czasu.
Czy takim dzieciom łatwiej będzie się odnaleźć w późniejszym życiu? Będą nauczone, że nie wszystko jest tak, jak byśmy chcieli.
W pewnym stopniu będzie im łatwiej być samodzielnym. Nie zapominajmy, że są dzieci, które same wracają do domu, muszą poradzić sobie np. z przygotowaniem posiłku czy wyprowadzeniem psa na spacer.
We współczesnym świecie mamy pewien paradoks – z jednej strony dorośli dużo pracują i mają mało czasu dla dzieci, a z drugiej strony coraz więcej dzieci jest niesamodzielnych. Często rozmawiam z uczniami na temat ich obowiązków domowych i okazuje się, że albo nie mają ich wcale, albo są nieadekwatne do ich wieku.
Myślę, że nierzadko rodzice mają wysoki poziom lęku przed tym, aby zaufać dziecku i dać mu przestrzeń do odrobiny niezależności. Uważam, że opiekunowie w ten sposób chcą rekompensować dziecku tą swoją „nieobecność”. Ważne jest, aby we wszystkim zachować równowagę.
Jak przygotować dziecko na zmianowość w szkole?
Przede wszystkim należy dbać o regularne pory snu i aktywności dziecka tak, aby nie zaburzać rytmu dnia. Na szczęście dzieci dosyć szybko adaptują się do nowych sytuacji i z biegiem czasu mogą przystosować się do tygodniowego harmonogramu. Warto rozważyć też, czy dziecko nie jest nadmierne przeciążone zajęciami dodatkowymi np. zajęciami z tańca, czy dodatkowymi lekcjami angielskiego. Często takie aktywności pochłaniają wolny czas dziecka. Nie chodzi też o to, aby całkowicie z nich rezygnować, tylko zastanowić się, czy nie jest ich za dużo.
Co rodzice powinni zrobić, by w jak największym stopniu zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa?
Na pierwszym miejscu należy dbać o więź i relacje. Obecność rodzica w życiu dziecka jest kluczowa w budowaniu poczucia bezpieczeństwa. Ważne jest, żeby towarzyszyć mu w przeżywanych emocjach, akceptować je i dawać wsparcie, a także aktywnie słuchać. Wskazane jest, żeby czasami odłożyć codzienne obowiązki/telefon, na rzecz rozmowy z dzieckiem. Przecież świat od „brudnych naczyń” się nie zawali, a telefon poczeka. Naprawdę niewiele trzeba, aby spędzić wspólnie czas. Wystarczy poświęcić 30 minut dziennie, odłożyć wszystko na później, być dostępnym tu i teraz.
Ważne jest, aby nie zapominać też o wpajanych wartościach, dbaniu o przestrzeganie zasad i byciu konsekwentnym. Dom, który posiada swoje reguły funkcjonowania, daje dziecku poczucie stabilizacji.
Należy także pamiętać o potrzebach dziecka. Zapewnić czas na zabawę, rozwijanie kreatywności. To, co jest najtrudniejsze dla rodziców, to dawanie niezależności, rozumianej jako możliwość dokonywania wyboru. Chodzi o to, aby dziecko miało poczucie realnego wpływu na swoje życie, chociażby w kwestii ubioru czy hobby. Od najmłodszych lat warto wpajać dziecku poczucie odpowiedzialności za siebie i swoje obowiązki, chociażby w kontekście szkoły. Jeżeli dziecko potrzebuje obecności rodzica, to bądźmy przy nim, wspierajmy, doceniajmy nie tylko efekty, ale też włożony wysiłek.
Edyta Rydzyńska-Kosuń – w roku 2015 ukończyła studia psychologiczne na specjalności psychoterapia i terapia seksualna w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Warszawie. W 2018 r. ukończyła studia podyplomowe – kwalifikacyjne w zakresie przygotowania pedagogicznego w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Od 2018 roku pracuje w charakterze psychologa szkolnego.