Skąd się bierze cierpliwość i jak ładować akumulator cierpliwości, będąc rodzicem, mówi psycholożka Adriana Kucmin
Klaudia Kierzkowska: Mówi się, że cierpliwość to cnota królów. Skąd bierze się cierpliwość?
Adriana Kucmin: Tak, to znamienne: „cierpliwość cnotą” i do tego jeszcze „królów”.
Cierpliwość to stan pożądany i bardzo cenny. Potocznie myślimy o cierpliwości jako cesze stałej, niezmiennej, posiadanej przez daną osobę. Mówi się – „ta czy ten jest cierpliwy/cierpliwa”. Psychologicznie cierpliwość będziemy wiązać z interakcją czynników wrodzonych, uwarunkowanych biologicznie i sytuacyjnych, tzn. tego, w jakich okolicznościach się znajdujemy.
To taki konstrukt znajdujący się gdzieś na styku tego, co wrodzone, i tego, co nabyte – stałej tendencji i reakcji na sytuację, a także naszej kondycji, nie w ogóle, a raczej w danej chwili.
Cierpliwość łatwo stracić, a chyba najłatwiej w stosunku do dziecka.
Prawdą jest, że od momentu pojawienia się dziecka na świecie nasze zasoby zostają wystawione na próbę. Dzieci na różnych etapach życia miewają różne potrzeby, nie zawsze zgodne z naszymi. Stąd blisko do frustracji i wybuchów drażliwości. Wielu rodzicom zdarza się stracić cierpliwość nawet w najmniej spodziewanym momencie. Wydaje się, że potrafimy nad sobą zapanować, aż tu nagle dziecko wyprowadza nas z równowagi.
Jakie są najczęstsze powody utraty cierpliwości i wybuchów złości w rodzicielstwie?
Wiliam Davies, znakomity psychoterapeuta i badacz zjawiska drażliwości, wśród czynników powodujących utratę cierpliwości wymienia trzy główne obszary: „irytujące bodźce”, „konieczność poniesienia kosztów” i „naruszenie zasad”.
Myślę, że ta kategoryzacja dobrze ilustruje codzienność większości rodziców i sytuacji, w których ich zasoby cierpliwości są wystawiane na próbę. Pierwszy obszar obejmuje wszystkie zdarzenia i sytuacje, kiedy to dziecko zachowuje się w sposób dla rodzica denerwujący – wydając z siebie dziwne dźwięki, np. mlaskając czy szurając butami. Denerwują też powtarzające się pytania, na które naszym zdaniem dziecko powinno znać odpowiedź. Irytujące może być nie tylko samo dziecko, a np. postać z kreskówki, którą uwielbia i niemal non stop ogląda, czy dźwięk zabawki.
A kolejne obszary, kategorie?
Druga kategoria to „konieczność poniesienia kosztów”. Koszty możemy rozumieć w sposób dosłowny, czyli jako niespodziewany, dodatkowy wysiłek finansowy, ale również bardziej symbolicznie jako koszt wydatkowanego czasu czy pracy. Przykładem niech będzie jakże typowe poranne wybieranie się do przedszkola czy szkoły. Dziecko działając we własnym, często nieśpiesznym rytmie, naraża rodzica na konieczność tłumaczenia się w pracy ze spóźnienia. Kolejna, ale nieco inna sytuacja: kubek z kakao wylany na podłogę czy dywan i podświadome poczucie, że coś z naszych zasobów jest niszczone.
Trzeci obszar to „naruszenie zasad”. Mamy na myśli głównie zasady rozumiane jako pewne wartości czy silne przekonania decydujące o tym, jak postępujemy w życiu. Dziecko, które nie ma jeszcze ukształtowanych zasad, nie zawsze rozumie ich sens i łatwo może je naruszać bez intencji zdenerwowania rodzica. Jedna z pań opowiadała mi o sytuacji, w której była zaskoczona własną nerwową reakcją, gdy jej 9-letni syn stłukł kubek. Po spokojnej analizie doszła do wniosku, że zachowanie dziecka tak bardzo wyprowadziło ją z równowagi, gdyż stanowiło naruszenie niepisanej zasady obowiązującej w ich domu, że „należy wykazywać się troską o to, co mamy w domu”. To „niedbalstwo” wywołało jej automatyczny gniew. Mam poczucie, że to, co zgłaszają rodzice jako „momenty utraty cierpliwości”, zazwyczaj można sklasyfikować w tych trzech wątkach wymienionych przez dra Daviesa.
Kiedy rodzice najczęściej proszą panią o pomoc?
Rodzice przychodzą do psychologa zazwyczaj w momencie, gdy uświadamiają sobie, że tych wybuchów złości jest więcej niżby chcieli. Proszą o pomoc również wtedy, gdy metody wychowawcze, po które zaczynają sięgać, są dalekie od ich wizji rodzicielstwa czy uznanego systemu wartości.
Proszę wyjaśnić, co dokładnie ma pani na myśli.
Rodzice zaczynają dostrzegać, że w ich przekazie do dziecka dominuje krzyk, podirytowanie, pretensja, albo że wybuchli na tyle mocno, że uderzyli czy dali klapsa, choć jest to zachowanie przez nich potępiane i (słusznie) nieuznawane za metodę wychowawczą. Zdarzało się, że rodzice zupełnie nie widzieli w genezie problemu siebie, a przyczyną zgłoszenia się do psychologa były zastrzeżenia związane z dzieckiem.
Pamiętajmy, że tracąc kontrolę nad sobą i reagując w sposób nerwowy, uczymy takich zachowań dziecko. Zdarza się, że to potomek jest powodem zgłoszenia do gabinetu, ale przyczyna tkwi w samych rodzicach. Jest wtedy niczym lustro odzwierciedlające zachowania rodziców i ich problemy.
Zastanawiam się, czy w każdej sytuacji powinniśmy mieć cierpliwość do dziecka? Może są takie, w których mamy prawo ją stracić?
Jeśli mielibyśmy wprowadzać jakieś wyjątki, to mogłyby one dotyczyć sytuacji bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa dziecka. Jeśli widzę, że dziecko z uporem próbuje dostać się do czajnika z gorącą wodą, to w takim momencie nie ma miejsca na trenowanie cierpliwości, a lęk czy złość, które się we mnie uruchamiają, przez to, że są silne, pozwalają błyskawicznie zareagować i odciąć pociechę od źródła zagrożenia. W takich sytuacjach nie cierpliwość i wstrzymywanie reakcji są pożądane, a właśnie szybkie reagowanie. Proszę pamiętać, że emocje złości czy gniewu to emocje wysoko energetyczne – dodają nam sił i szybkości działania. Bardzo ważne jest, by później, po zaistnieniu takiej sytuacji, umieć w miarę szybko się „wygasić”. Ta umiejętność przechodzenia do stanu spokoju, do stanu, gdy możliwe jest wytłumaczenie dziecku, co się stało, pokazanie konsekwencji lub po prostu przytulenie i zmniejszenie wzburzenia jest składową tego, co nazywamy dojrzałością emocjonalną czy kompetencjami psychologicznymi. Pocieszający jest fakt, że takie umiejętności można trenować i wzmacniać w sobie.
Nie jest trochę tak, że często rodzice wymagają od siebie zbyt wiele i obwiniają się o brak cierpliwości do dziecka?
To prawda – żyjemy w czasach, gdy obowiązujące standardy, zwłaszcza u rodziców świadomych, są dość wysokie. Nie postrzegam tego jednak jako czegoś złego. To ogromny plus czasów, w jakich żyjemy, że wiele z metod, które niegdyś były powszechne, dziś jest uznanych za niedopuszczalne. Myślę na przykład o przywoływaniu młodych ludzi do porządku metodą kar cielesnych. Dobrze, że wymagamy od siebie, by tego typu metod nie stosować. Jednocześnie w parze z tymi standardami powinna iść dbałość o siebie, o swoje zasoby. Wszystko po to, by móc skutecznie sprostać stawianym sobie wymaganiom, ale również, by cieszyć się własnym dobrostanem i radością z życia. Nie tylko jako rodzica.
Cierpliwość nie jest darem, łaską z nieba czy żadną cechą. Cierpliwość trzeba sobie wypracować. Jak ładować akumulator cierpliwości?
Dokładnie tak.
Warto pomyśleć o swojej cierpliwości jako wydatkowaniu energii. W tym wypadku cierpliwość będzie się wiązać z tym, co w psychologii nazywamy siłą woli. To siła woli sprawia, że nawet gdy pojawiają się bardzo silne emocje, jesteśmy w stanie się zatrzymać i zareagować nie z poziomu automatu, a świadomego, zgodnego z naszymi wartościami działania.
Użycie siły woli wymaga jednak zasobów, a o tych warto myśleć właśnie w kategoriach ładowania baterii. Trzeba zacząć od najprostszych rzeczy jak sen, jedzenie, chwila odpoczynku od bodźców, kontaktu z przyrodą czy własnym oddechem. W momencie, gdy jesteśmy wyczerpani na poziomie biologicznym – głodni, zmęczeni, w pośpiechu – mamy mniej samokontroli i łatwiej wybuchamy.
O pewne rzeczy można zadbać zawczasu, w pewien sposób prewencyjnie. Jeśli wiem, że moja cierpliwość zostaje wystawiona na próbę podczas porannego wybierania się do przedszkola, to może warto dzień wcześniej przygotować ubrania czy propozycje śniadania, by nie musieć rano się zastanawiać. W ten sposób zaoszczędzimy kilka cennych minut. Pewne rzeczy da się przewidzieć, zastosować kroki zaradcze, nabrać dystansu i zaoszczędzić sobie i dziecku niepotrzebnych nerwów.
Empatia i kontakt z własnymi emocjami są pomocne?
Jak najbardziej. Poza wspomnianą siłą woli równie ważna jest samoregulacja emocji. To umiejętność systemu nerwowego do powracania do wewnętrznej równowagi. Przypomina „emocjonalny termostat” – odpowiada za samosterowanie układu nerwowego natężeniem uczuć, gdy te wzrastają do niechcianej intensywności. Samoregulacja pozwala szybciej złapać dystans do sytuacji i powrócić do natężenia emocji na akceptowalnym dla nas poziomie. W budowaniu tego filaru cierpliwości znaczenie mają: stałe doświadczenie wyciszania się, uważności czy rozumienia własnych uczuć, intencji i potrzeb. Warto pamiętać, że emocje nie są naszym wrogiem, mówią o tym, że dzieje się coś ważnego dla nas. Jeśli czujemy złość, to ta złość jest w odpowiedzi na coś. Warto się temu przyjrzeć.
Jak sobie pomóc, gdy mimo starań tej cierpliwości nam brak?
Taką sytuację traktowałabym jako stan ostrzegawczy również dla nas samych, dla naszego zdrowia somatycznego i psychicznego. Być może jesteśmy wyczerpani, zmęczeni, znudzeni. Być może rodzicielstwo nas przerosło, a jego spełnienie dalece odbiega od marzeń i wyobrażeń. Już samo odpowiedzenie sobie na pytania dotyczące tego, dlaczego tak silnie, niezgodnie ze swoją intencją reaguję, może być pomocne.
Pomocne jest również wytrenowanie się w zatrzymywaniu, zwiększeniu uważności na swoje reakcje – tu polecam całą filozofię z zakresu uważności (ang. mindfulness), czy nawet najprostsze ćwiczenia bazujące na powracaniu do wewnętrznej równowagi poprzez świadome oddychanie. Warto nawiązać do wspomnianej wcześniej samokontroli i samoregulacji.
Większość osób, jakie spotykam w swojej praktyce, chcąc opanować własną złość, drażliwość czy gniew (nie tylko wobec dziecka) sięga po instrumenty z zakresu samokontroli. Oznacza to, że czują intensywne emocje, ale hamują się i pilnują, by ich nie okazać. One jednak ciągle w nich są i niczym lawa z czynnego wulkanu przy najbliższej nadarzającej się okazji dadzą o sobie znać. Tymczasem rozwiązanie może tkwić w samoregulacji, czyli „zmniejszeniu wrzenia lawy” w zarodku, jeszcze zanim zacznie wydostawać się na zewnątrz.
Zastanawiam się, czy osobom wysoko wrażliwym trudniej jest być cierpliwym?
I tak, i nie. Tak, bo w parze z wysoką wrażliwością idzie tendencja do szybkiego wzbudzania się emocjonalnego, a powolnego i długotrwałego powracania do wewnętrznej równowagi. Również skłonność do przeżywania silnych emocji jest większa. Pamiętajmy jednak, że osoby te mają zwykle dużą świadomość własnych wartości, wizję tego, jak chcą wychowywać dziecko i motywację do uczenia się. Jeśli dodamy do tego kreatywność i możliwości rozładowywania napięć w działaniach artystycznych czy ruchowych, może się okazać, że nie jest tak źle. Kluczowe są tutaj nie tyle cechy układu nerwowego, a samoświadomość, umiejętność dbania o siebie i dystansowania się do bieżącej sytuacji. I to są wskazówki uniwersalne, bo przecież kakao rozlane na nowy dywan jest niczym w stosunku do większego celu, jakim jest wychowanie zdrowego, mądrego, pewnego siebie i radosnego młodego człowieka.
Adriana Kucmin – psycholożka i psychoterapeutka poznawczo-behawioralna (w trakcie certyfikacji), wieloletnia trener umiejętności psychologicznych i społecznych w biznesie, oświacie oraz na potrzeby osób doskonalących kompetencje rodzicielskie.