„Fakt, że po rozstaniu obydwoje rodzice chcą się opiekować dziećmi, znaczy, że one są dla nich ważne. I dzieci to czują” – mówi dr Maria Reimann
Ewa Podsiadły-Natorska: Dzieciństwo po rozwodzie – czy zawsze zmienia się na niekorzyść?
Dr Maria Reimann: Zmienia się na pewno, nie musi się jednak zmieniać na niekorzyść. W ramach badań rozmawiam z dziećmi, których rodzice się rozstali, i mieszkają one teraz w opiece naprzemiennej. Chcę się dowiedzieć od dzieci, jakie to jest dla nich doświadczenie. Z moich wywiadów nie wynika, żeby dzieci oceniały, że ich życie zmieniło się na gorsze.
Brzmi ciekawie.
Dla mnie też jest to bardzo ciekawe. Muszę jednak zrobić zastrzeżenie, że badam te rodziny, w których rodzice i dzieci zgodzili się na udział w badaniu, więc można podejrzewać, że są one – pomimo doświadczenia rozwodu – w miarę szczęśliwe.
Perspektywa dziecka jest często zupełnie inna, niż wydaje się dorosłym. Oczywiście nie chodzi o to, że sam moment rozstania nie jest trudny, bo jest. Przychodzi zmiana i trzeba pomóc dzieciom – oraz pewnie również dorosłym – przez nią przejść. Natomiast z opowieści dzieci wybrzmiewa, że w opiece naprzemiennej są one wystarczająco szczęśliwe.
Jak rozumieć to „wystarczająco”?
Czyli nie mniej i nie bardziej niż dzieci, które nie doświadczyły rozstania rodziców.
Dla dzieci ważne jest poczucie, że rodzice je kochają, że się o nie troszczą, że interesują się ich sprawami i lubią spędzać z nimi czas. Fakt, że po rozstaniu obydwoje rodzice chcą się nimi opiekować, znaczy, że są one dla nich ważne. I dzieci to czują.
Rozstanie rodziców jest dla nich trudne, ale nowa sytuacja może też mieć zalety. Dzieci mówiły mi, że dzięki mieszkaniu w dwóch domach poszerzył się ich świat albo powiększyła się ich rodzina, bo zyskały ojczyma/macochę, którzy często mają swoje dzieci. Czasem jest tak, że w jednym domu bywa dużo dzieci, a w drugim jest się tylko z mamą lub tylko z tatą, więc życie staje się bardziej różnorodne.
Panią to zaskoczyło w toku badań?
Bardzo, bo widać, że wbrew temu, co wydaje się dorosłym, świat dzieci nie kręci się wokół nich. Jedna z moich rozmówczyń powiedziała: „Mieszkam w dwóch domach, ale w moim życiu aż tak dużo się nie zmieniło”. W jej życiu ważni są koledzy i koleżanki, pasje, treningi, to, co robi, to co ją pasjonuje. Jeżeli w obu domach dziecko czuje się dobrze, bezpieczne i kochane, może się skupić na swoich sprawach. I o ile dziecko nie przeszło przez piekło w trakcie rozwodu rodziców, to sam fakt, czy rodzice są razem, czy nie, nie jest dla niego sprawą najważniejszą. Dlatego tak strasznie ważne jest to, jak przebiega rozstanie i w jakim stopniu rodzice potrafią się wtedy zatroszczyć o dzieci.
W jakim wieku były dzieci, z którymi pani rozmawiała?
Do tej pory rozmawiałam z ok. 20 dzieci od 8. do 18. roku życia. Przyjęłam zasadę, że muszą mieszkać w opiece naprzemiennej przynajmniej rok, ale zwykle mieszkają dłużej, kilka lat, więc są z tą sytuacją oswojone.
Wytłumaczmy: opieka naprzemienna – co przez to rozumiemy w polskich realiach? Jak to wygląda w praktyce?
Opieka naprzemienna, a nawet można mówić „opieka współdzielona” – i to jest lepsze określenie, bo kładzie akcent na to, że opieka jest wspólną sprawą rodziców – to taki model sprawowania opieki nad dzieckiem po rozwodzie, w którym rodzice dzielą się wychowaniem mniej więcej pół na pół, choć czasem to jest 60 proc. do 40 proc. czasu.
Generalnie jednak chodzi o to, że dziecko ma dwa domy i mieszka na zmianę z mamą i z tatą. Najczęściej rodzice zamieniają się z tygodnia na tydzień, ale część dzieci, szczególnie nastolatków, woli, żeby to były dwa tygodnie na dwa tygodnie. Nastolatki, jeżeli zatęsknią za rodzicem, z którym aktualnie nie mieszkają, mogą się z nim umówić na obiad albo spacer. Młodsze dzieci mówiły, że nie lubią samych przeprowadzek. Z relacji rodziców małych dzieci wiem, że pierwszy dzień po przeprowadzce bywa trudny, że dzieci potrzebują wtedy więcej uwagi i troski.
Dzieci szybko przyzwyczają się do tych zmian?
Do nowej sytuacji rodzinnej muszą przyzwyczaić się wszyscy – i dzieci, i dorośli. Dla dzieci rozstanie rodziców na pewno jest trudne. Moimi rozmówcami i rozmówczyniami były dzieci, które do nowej sytuacji zdążyły się już przyzwyczaić, uznać ją za normę. Wydaje mi się też, że dzieci myślą o rodzinie inaczej niż dorośli. Te, z którymi rozmawiałam, nie widzą swoich rodzin jako rozbitych, nieszczęśliwych czy gorszych. Zaczynają tak myśleć w momencie, gdy taka ocena przychodzi z zewnątrz. Np. małe dzieci, kiedy są proszone, żeby narysować swój dom, często czują się zagubione – bo przecież mają dwa domy i wiedzą, że w świecie dorosłych to jest jakiś problem. Wtedy dziecko czuje, że musi swojego świata bronić. Trudność pojawia się więc na styku normy i doświadczeń dziecka. Stąd tak ważne jest, żebyśmy wszyscy zaczęli bardziej uważać na to, jak mówimy. Np. mówienie o rozbitych rodzinach może być dla dzieci bardzo krzywdzące.
Istnieją różne modele życia rodzinnego. Wiele polskich dzieci nie wychowuje się w rodzinach nuklearnych, gdzie jest mama, tata i biologiczne dzieci, tylko w różnych konstelacjach rodzinnych: tylko z mamą, a czasem tylko z tatą, są też w Polsce pary jednopłciowe, które wychowują dzieci jednego z partnerów. Im bardziej się na to otworzymy, tym łatwiej będzie dzieciom żyć, bo nie będą czuły, że są inne i nie pasują do normy – tylko będą wiedziały, że ich życie jest w porządku takie, jakie jest.
Mamy badania, które wykazałyby, jak opieka naprzemienna wpływa na psychikę dzieci?
W Polsce nie, natomiast badania przeprowadzone na szeroko pojętym Zachodzie często pokazują, że opieka naprzemienna jest korzystniejsza niż wychowywanie się tylko z jednym rodzicem. Według badaczek i badaczy być może jest tak, że utrata kontaktu z jednym z rodziców – zwykle z ojcem – i wynikający z tego rodzaj straty są dla dzieci trudniejsze niż naprzemienność opieki i zmienianie miejsca zamieszkania. Oczywiście dzieci przyznają, że nie lubią się przeprowadzać. Czasem czegoś zapomną, to jest dla nich na ogół męczące, natomiast mówią, że jeśli alternatywą byłaby utrata kontaktu z jednym z rodziców, to nie mają wątpliwości, co wolą. Podobne są wyniki badań przeprowadzonych w Anglii. Tam badaczki wskazują, że dla dzieci logistyka jest mniej ważna niż relacyjna część tego doświadczenia. Ważniejsze jest, żeby być blisko z mamą i tatą niż to, żeby mieć jeden dom, choć na pewno jest to wygodniejsze.
Ale w życiu układa się różnie.
I dzieci, które mają dwa domy, dobrze o tym wiedzą. Myślę, że możemy się naprawdę wiele nauczyć o rodzinie, o tym, co znaczy „dom”, i o tym, jak powinno wyglądać rozstanie, słuchając, co dzieci mają do powiedzenia.
W wielu krajach, szczególnie w Skandynawii, opieka naprzemienna jest powszechna. Z jakimi stereotypami tutaj, w Polsce, styka się pani najczęściej?
W Polsce przede wszystkim słyszy się dużo o jednym domu – że to jest najważniejsze dla dobra dziecka.
Drugie częste przekonanie dotyczące rodzicielstwa to, że matka jest ważniejsza niż ojciec.
Wciąż panuje stereotyp, że matka jest tą osobą, która lepiej potrafi się dzieckiem zająć, a ojciec robi to gorzej. Tymczasem jestem głęboko przekonana, że obydwoje rodzice mają równy potencjał do opiekowania się dzieckiem i są mu równie potrzebni.
Oczywiście nie od rozwodu, a od samego początku. Dlatego parom, które partnersko dzieliły się opieką nad dziećmi przed rozstaniem, łatwiej przystać na to, że i po rozstaniu dziecko potrzebuje ich obydwojga.
Kolejna rzecz: część osób myśli, niesłusznie, że opieka naprzemienna oznacza, że nie będzie się płaciło alimentów. A wcale nie musi tak być. Znam rodziny, w których ludzie godzą się na opiekę dzieloną, ale nadal jedno z nich płaci alimenty – po prostu dlatego, że znacznie więcej zarabia. Alimenty są po to, żeby dziecku nie pogorszył się status materialny. Jeśli jedno z rodziców zarabia dużo mniej, to dlaczego ma być tak, że w jednym domu jest bieda, a w drugim zamożność?
Polecamy
„Nie należy pozostawiać dziecku złudnych nadziei”. Jak rozmawiać z dzieckiem o rozwodzie rodziców, mówi psycholożka Marta Patoka
– Ważne, by przyjmować, akceptować oraz nazywać z empatią emocje dziecka, nie zaprzeczać im, ani ich nie umniejszać. Pozwolić dziecku na przeżycie żalu, straty, strachu, gniewu. To, co może wpłynąć najbardziej negatywnie na dzieci, które doświadczają rozpadu rodziny, to trwające konflikty między rodzicami, a z mojego doświadczenia wynika, że nierzadko również między rodzicami i dziadkami – mówi psycholożka Marta Patoka.
Najgorsze, co może przydarzyć się dziecku w opiece naprzemiennej, to…
Walka między rodzicami. Co ciekawe, wcale nie jest tak, że pary, które mają dzieci w opiece współdzielonej, przyjaźnią się po rozstaniu. Nie. To są po prostu ludzie, którzy w sprawie dzieci potrafią się dogadać. Gdy rozmawiam z dziećmi i ich rodzicami, to dorośli bardzo często już się nie lubią. Nie rozmawiają o niczym innym oprócz dzieci. Nie chcą się ze sobą kontaktować, nie ma między nimi przyjaźni.
Natomiast nie jest potrzebna przyjaźń między rodzicami, żeby opieka naprzemienna dobrze działała. Jest potrzebna zgoda co do tego, że dziecko kocha obydwoje rodziców i z obydwojgiem chce mieć bliską relację.
Kiedyś prowadziłam badania o ojczymach i jedna z dziewczyn powiedziała mi: „Ojczym był mi dużo bliższy niż tata, bo zawsze był w domu, a tata to był taki facet, którego widziałam raz na dwa tygodnie i wszystko mu trzeba było opowiadać”. Opieka współdzielona pozwala uniknąć takiej straty.
Czy wiemy, jak opieka współdzielona wpływa na dzieci młodsze, kilkuletnie?
Są badania, z których wynika, że to bardzo zależy od tego, jak rodzice dzielili się opieką, gdy jeszcze byli razem. Czy dzieckiem zajmowali się na zmianę? Współpracowali ze sobą jako rodzice? Jeżeli każde z nich jest bliskie dziecku, to w opiece naprzemiennej też będzie w porządku. Co innego, gdy nagle małe dziecko musi zamieszkać z rodzicem, który dotąd w ogóle się nim nie zajmował.
Na pewno ważna jest elastyczność. W opiece naprzemiennej mamy pewien ustalony podział, ale są przecież sytuacje losowe, awaryjne, w których trzeba się wymienić opieką. Z pani obserwacji wynika, że właśnie tak to się odbywa?
Zdecydowanie jest tak, jak pani mówi. Elastyczność jest jedną z głównych jakości, o których mówiły dzieci i nastolatki, gdy pytałam, co powinni robić rodzice, żeby opieka naprzemienna była dla dziecka dobra. Chodzi o to, żeby można było się wymienić, gdzieś zostać dłużej, zobaczyć się z rodzicem, z którym w tym tygodniu się nie mieszka. Tam, gdzie ludzie są bardzo sztywni, dzieciom jest trudno, bo czasem ktoś się rozchoruje albo dziecko czegoś potrzebuje, tęskni. Bywa też, że to dzieci bardzo pilnują, żeby było „po równo”, „sprawiedliwie”, żeby żadne z rodziców nie miało „mniej dziecka”. To również wydaje mi się bez sensu obciążać dzieci i być konsekwencją walki między rodzicami.
Czy wiemy, jakie rodziny tworzą te dzieci, które wychowywały się w dwóch domach? Jakie tworzą związki?
Nie znam takich badań, natomiast z moich rozmów z nastolatkami wynika, że one trochę mniej wierzą w trwały związek do grobowej deski.
Jedna z rozmówczyń powiedziała mi, że rozwód rodziców i ich wejście w nowe związki nauczyły ją, że można się rozstać i potem budować nową, szczęśliwą relację.
Planuje pani kiedyś znowu porozmawiać z dziećmi, z którymi rozmawiała pani teraz, żeby sprawdzić, jak w dłuższej perspektywie wpłynęła na nie opieka naprzemienna?
Tak. Kiedyś badałam pary, które spodziewały się pierwszego dziecka. Pytałam, jak planują dzielić się obowiązkami. Wróciłam do nich po półtora roku, żeby dowiedzieć się, czy ich plany się sprawdziły. Wnioski były bardzo ciekawe. Ja w ogóle bardzo lubię badania longitudinalne (w których obserwuje się te same osoby na przestrzeni lat – przyp. red.), więc na pewno będę chciała porozmawiać o opiece naprzemiennej z tymi samymi osobami po jakimś czasie.
Dr Maria Reimann – antropolożka kultury. Pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego. Współzałożycielka Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW. Autorka książki „Nie przywitam się z państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności” (Wydawnictwo Czarne 2019). Kierowniczka grantu badawczego finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki pt. „Dzieciństwo po rozwodzie. Opieka naprzemienna w perspektywie antropologicznej”.