Paulina Dyrda / archiwum prywatne

„Faworyzowanie dzieci zostawia w nich ślad na całe życie”. O tym, co dzieje się z emocjami dziecka faworyzowanego, mówi psycholożka dziecięca Paulina Dyrda

– Kiedy pytam, czy faworyzują państwo jedno z dzieci, najczęściej słyszę: nie, nigdy w życiu. Gdy jednak dopytuję o porównywanie swoich maluchów, słyszę: w zasadzie tak, zdarza się. I to również jest faworyzowanie – tłumaczy Paulina Dyrda, psycholożka dziecięca, specjalistka Sieci Klinik Psychologiczno-Psychiatrycznych PsychoMedic.

Ewa Podsiadły-Natorska: Kiedyś przeczytałam, że największe kłamstwo rodzicielskie brzmi „wszystkie swoje dzieci traktuję jednakowo”.

Paulina Dyrda: Faworyzowanie to pojęcie subiektywne, nie mamy wielu badań na ten temat. Na ogół przyjmuje się, że chodzi o więcej uwagi poświęconej jednemu z dzieci, dostrzeganie większej ilości jego zasobów.

Dlaczego rodzice to robią?

Przyczyny mogą być bardzo różne. Można faworyzować dziecko „łatwiejsze w obsłudze”, na które skuteczniej działają nasze strategie wychowawcze. Można też zupełnie przeciwnie, tzn. inaczej traktować dziecko bardziej wymagające, czyli poświęcać mu więcej uwagi. Czasem rodzice faworyzują dzieci najstarsze: na zasadzie – to mój pierworodny syn, to moja najstarsza córka. Są rodziny, w których faworyzuje się dziecko najmłodsze, najmniejsze, bo wymaga najwięcej opieki itp. Możemy faworyzować dziecko do nas podobne albo znowu przeciwnie: podobne do drugiego rodzica. Bo np. tata z synem, mając podobne temperamenty, mogą się ścierać, mieć spięcia. Zetknęłam się także z rodziną, w której jeden rodzic faworyzował dziecko w formie jego „ratowania”. Chodzi o sytuację, gdy np. mama widzi, że córka nie może dogadać się z tatą, więc chce dać jej to, czego córka od taty w jej ocenie nie dostaje. Zdarza się także, że można faworyzować dziecko ze względu na przebytą chorobę.

To jest faworyzowanie?

Tak, jeśli dziecko przeszło chorobę, jest zdrowe, a rodzic wciąż traktuje je odmiennie, współczuje mu.

Dzieci w takiej rodzinie czują, że są odmiennie traktowane przez rodziców?

Nie mam wątpliwości, że tak jest, słyszę to w swoim gabinecie. Oczywiście dużo zależy od ich wieku. Np. dzieci starsze potrafią nazwać to, co czują i co widzą. Jeśli są faworyzowane, mogą mieć poczucie winy względem reszty rodzeństwa. Pojawia się wtedy rywalizacja, podział na „dziecko gorsze” i „dziecko lepsze”.

Porównywanie jest bardzo krzywdzące. Dziecko, które w porównaniach wypada gorzej, myśli: „wy zawsze zwracacie uwagę tylko na mojego brata czy na moją siostrę, ja zawsze jestem gorsza/y”. Dlatego tak, dzieci widzą i czują, że traktuje się je odmiennie.

Jakie konsekwencje pociąga za sobą faworyzowanie?

Dziecko faworyzowane wykształca u siebie wyuczoną bezradność.

Co to znaczy?

Przytoczę pewien eksperyment, w którym nad główkami niemowląt zainstalowano zabawki. W pierwszej grupie były to zabawki podążające za ruchami dziecka, reagujące na jego potrzeby. W drugiej grupie pojawiły się takie, które wykonywały ruch niezależny od niemowlaka. Po kilku tygodniach pierwsza grupa nauczyła się sprawnie sterować zabawkami. Następnie niesterowne zabawki w drugim przypadku zostały zamienione na te, które reagują na ruchy dziecka. Mimo tej zamiany dzieci z grupy drugiej nie nauczyły się tej prostej zależności. Tak właśnie tworzy się wyuczona bezradność. Wróćmy jednak do konsekwencji.

Dziecko faworyzowane może odczuwać presję. Bo gdy słyszy o sobie, że jest wspanialsze, zdolniejsze, mądrzejsze, boi się popełnić błąd. Oczywiście nie ma nic złego w chwaleniu dzieci, absolutnie tego nie neguję, wręcz jest to potrzebne, natomiast pamiętajmy, by szukać zasobów u wszystkich naszych pociech.

A co czuje wtedy to drugie dziecko?

Ono żyje w poczuciu bycia mniej wartościowym.

Czyli i tak źle, i tak niedobrze.

Oczywiście. A konsekwencje tego mogą zostać na całe życie.

Bycie dzieckiem „gorszym” utrudnia budowanie relacji, zwłaszcza w dorosłości. Pojawia się brak wiary w siebie, nieumiejętność okazywania miłości, ponieważ subiektywnie nie widziały tego w domu rodzinnym. Gdy mamy dwójkę dzieci, dziecko mniej faworyzowane widzi, że rodzice okazują uczucia jego siostrze lub bratu, ale nie jemu. Ono dorasta więc w poczuciu odrzucenia, konsekwencją czego jest późniejszy lęk przed samotnością.

Taka osoba w dorosłości łatwo wpada w uzależnienie emocjonalne i psychiczne w relacjach romantycznych. Rewelacyjnie ukrywa uczucia, ale też ma silną potrzebę akceptacji, co wiąże się z nieustanną potrzebą bycia zapewnianym o swojej wartości.

A w pracy?

Osoba z poczuciem odrzucenia stara się uniknąć podobnego doświadczenia w dorosłości, więc z jednej strony jest zaradna, samodzielna, a z drugiej strony dąży do perfekcji, może mieć tendencję do pracoholizmu, boi się pomylić, nie prosi o pomoc, dużo od siebie wymaga, zapominając, że człowiek ma swoje ograniczenia, co może grozić wypaleniem zawodowym. Zawiesza sobie poprzeczkę nierealnie wysoko i nie jest w stanie do niej doskoczyć. To konsekwencje tego, że taka osoba nigdy nie została doceniona, nie pochwalono jej za to, że po prostu jest – słyszała natomiast pochwały pod adresem swojego rodzeństwa. Dziecko niefaworyzowane uczy się, że nie jest cenione za to, kim jest, nie jest kochane bezwarunkowo, tylko zostanie zauważone dopiero wtedy, gdy coś zrobi i na to zasłuży – co może pozostać z nim przez lata.

Podejrzewam, że dziecko traktowane inaczej może mieć potrzebę zwrócenia na siebie uwagi.

Tak, choć jest to zwracanie na siebie uwagi w sposób niekonstruktywny. Często pojawia się wtedy mechanizm błędnego koła.

Dziecko „gorsze” będzie próbowało zwrócić na siebie uwagę niewłaściwym zachowaniem, utwierdzając rodziców w przekonaniu, że jest tym… gorszym?

Tak. Tyle że dziecko często po prostu próbuje w ten sposób manifestować swoją obecność. Jakby chciało powiedzieć: zwróćcie na mnie uwagę, jestem tu! Dziecko zachowaniem komunikuje swoje potrzeby, ponieważ zazwyczaj jeszcze nie potrafi ich nazwać.

Drugi mechanizm błędnego koła dotyczy sytuacji, w której faworyzowane dziecko – jeśli jest to dziecko bardziej wymagające – dochodzi do wniosku, że bycie grzecznym mu się zwyczajnie nie opłaca. Nawet maluchy widzą, co się sprawdza, a co nie. Próbują, badają granice. Są ciekawe, czy ktoś je zauważy, a jeśli tak, to kiedy. Dalej: dziecko „trudniejsze”, jeśli jest traktowane przez rodziców z większą uwagą, nie będzie dążyło do zmiany swojego zachowania. Mało tego – to drugie dziecko, spokojniejsze, może zacząć naśladować brata lub siostrę. Bo skoro jego/ją zauważają, to czemu ja mam się nie zachowywać tak samo.

„Warto zrezygnować z presji, którą wywieramy na sobie i na dziecku – że musi się udać, że ma być szybko i bezboleśnie” - o adaptacji przedszkolnej mówi Agata Jankowiak

Polecamy

„Warto zrezygnować z presji, którą wywieramy na sobie i na dziecku – że musi się udać, że ma być szybko i bezboleśnie” - o adaptacji przedszkolnej mówi Agata Jankowiak

– Dla niektórych dzieci nie wiek metrykalny, a poziom funkcjonowania, samodzielności i dopasowanie do aktualnych potrzeb jest wyznacznikiem gotowości do wejścia w okres przedszkolny. Dzieci wrażliwe, które potrzebują więcej czasu na adaptację, czasem zaczynają od przygody z grupą zabawową, spotkaniami raz w tygodniu, a dopiero potem z przedszkolem – opowiada psycholog Agata Jankowiak.

Czytaj

Rodzice nie widzą, że postępują niewłaściwie? Może sami dorastali w rodzinie, w której jedno z dzieci było faworyzowane?

To prawda, modele wychowawcze są jak kalka. Ale sytuacje bywają różne. Wiele rodzicielskich zachowań odbywa się na poziomie nieświadomym. Bo kiedy pytam, czy faworyzują państwo jedno z dzieci, najczęściej słyszę: nie, nigdy w życiu. Gdy jednak dopytuję o porównywanie swoich maluchów, słyszę: w zasadzie tak, zdarza się. I to również jest faworyzowanie. Znowu więc wracamy do trudności z samą definicją.

Zdarza się pani w gabinecie, że podczas pracy z dorosłym, który zgłasza się z zupełnie innym problemem, okazuje się, że w domu rodzinnym miało miejsce nierówne traktowanie dzieci?

Tak, choć ludzie często nie są świadomi, że właśnie z powodu faworyzowania mają problem w dorosłości.

Wyjdźmy teraz poza dom. Jeśli jakieś dziecko jest oczkiem w głowie nauczyciela, to co się wtedy dzieje?

Oj, dzieci w grupie rówieśniczej takie sytuacje wyczuwają bezbłędnie. Rówieśnik nie pomyśli wówczas: Kasia jest taka grzeczna, dlatego pani ją lubi, więc spróbuję być taka jak Kasia. Zwykle myśli się odwrotnie – uważamy, że koleżance coś się udało, bo pani ją lubi. A mi nie wyszło, bo mnie pani nie lubi. To bardzo źle wpływa na relacje w grupie rówieśniczej, może prowadzić do wykluczenia faworyzowanego dziecka. Takie dziecko może zacząć się również zastanawiać, czy zasługiwało na dobrą ocenę pomimo wysiłku włożonego w przygotowanie się do sprawdzianu. To są rzeczy, których rodzice często nie widzą; zwykle cieszą się, że ich córka lub syn są oczkiem w głowie nauczyciela.

To jak postępować?

Ważna jest perspektywa. Warto zapytać rodzinę, przyjaciół: słuchajcie, czy waszym zdaniem traktuję swoje dzieci sprawiedliwie? Może jednemu daję fory, a na drugie częściej podnoszę głos? Zaakceptować fakt, że coś w systemie rodzinnym nie działa tak, jak powinno. Następnie zdiagnozować, z czego to wynika.

Mam kilka próśb do rodziców.

Tak?

Musimy zobaczyć w dziecku człowieka. Człowieka, który ma różne potrzeby! I nie zaspokoimy ich ani krzykiem, ani karą. Jeśli mamy dwójkę dzieci, zaakceptujmy fakt, że będą one różne. Gdy widzimy, że dziecko potrzebuje od nas dużo uwagi, to postarajmy się znaleźć czas tylko dla niego.

Przykładowo: jeśli faworyzujemy młodsze dziecko, bo jest ono malutkie, wymagające, starajmy się to w jakiś sposób wyrównać względem dziecka starszego. Można mu powiedzieć: zobacz, teraz więcej czasu spędzam z twoim młodszym bratem/twoją młodszą siostrą, bo jest niejadkiem i muszę go nakarmić, z kolei ty jesteś starsza/y, umiesz już więcej, możesz mi pomóc, doceniam, że to robisz, możemy dzięki temu spędzić ze sobą więcej czasu, na czym bardzo mi zależy.

Nie ma takiej sytuacji, której by nie można naprawić?

Raczej nie. Choć jeżeli będziemy uważać, że jesteśmy idealnymi rodzicami, to dalej będziemy w tym tkwić, powtarzać niewłaściwe schematy wychowawcze. Najważniejsze jest, by dostrzec te swoje czyny, które wpływają na samoocenę dziecka. Równie ważne jest wspomniane już nieporównywanie dzieci do siebie. Mówmy językiem faktów, a nie ocen. Słowa: „jesteś bałaganiarzem, a Adaś ma taki porządek w pokoju, na ciebie nigdy nie mogę liczyć”, „ty nigdy/ty zawsze” to już komunikaty bierno-agresywne.

Możemy natomiast nauczyć się mówić tzw. kamerą wideo. Kamera wideo nie zarejestruje intencji dziecka czy naszych uczuć, nie zarejestruje tego, jaki ktoś jest, a jedynie utrwali sytuację, np. „papierki po cukierkach nie leżą w koszu. Proszę, żebyś je posprzątał/a. Pomogę ci”.

Jako rodzice każde dziecko niewątpliwie kochamy tak samo. Fundamentalne znaczenie ma jednak to, w jaki sposób zarządzamy naszą komunikacją. Obserwujmy, jak nasze postępowania oddziałują na dziecko. Spróbujmy zauważyć, które zachowania sprawdzają się najlepiej. Poszukajmy strategii i sposobów na wszystkie dzieci.

 

Paulina Dyrda – pracuje z pacjentami z zaburzeniami lękowymi, zaburzeniami nastroju, depresją oraz z osobami ze spektrum autyzmu. Prowadzi trening umiejętności społecznych (TUS), wczesne wspomaganie rozwoju, wsparcie i psychoedukację w zakresie wzmacniania umiejętności rodzicielskich i rozwoju kompetencji wychowawczych oraz trening zastępowania agresji. Ma kliniczne doświadczenie w pracy z osobami ze spektrum autyzmu. Jest praktykiem w zakresie psychologicznej diagnozy.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź