Basia Purgał Basia Purgał/ Zdjęcie: archiwum prywatne

Kim jest doula? Doula Basia Purgał o swojej pracy i mitach związanych z ciążą

Kiedyś kobieta w ciąży i w połogu nie była zostawiona sama sobie. W przygotowaniu do porodu i potem, w opiece nad noworodkiem, pomagały jej inne kobiety. Dziś tę rolę przejęła doula, towarzyszka, na którą zawsze można liczyć. Basia Purgał jest jedną z nich.

Ewa Kaleta: Kim jest doula?

Basia Purgał: Doula to kobieta, która służy innej kobiecie, wspiera ją w czasie ciąży, porodu i połogu. Na całym świecie ten zawód nazywa się tak samo, a samo słowo pochodzi ze starogreckiego i znaczy: służąca, niewolnica. Ideą tego zawodu jest wsparcie okołoporodowe. Towarzyszenie, obecność, emocjonalne wsparcie, ale też wypełnianie luk w systemie. Doula może masować w czasie skurczy porodowych i oferuje różne niefarmakologiczne sposoby ulżenia kobiecie w tym czasie. Jest też wsparciem informacyjnym, czasem, kiedy lekarz mówi coś szybko lub niezrozumiałym medycznym slangiem, doula może to po prostu przetłumaczyć rodzicom i oswoić ich z tą wiedzą. Po porodzie doula może pomóc przy karmieniu piersią, w okresie połogu może być wsparciem w baby bluesie, ale też w uczeniu się pielęgnacji malucha i we wszelkich domowych czynnościach, które wtedy nie są tak proste jak zazwyczaj.

Doula
Doula Basia.
Zdjęcie: Magdalena Uszyńska

Brzmi, jak kobiece wsparcie z przeszłości, kiedy poród odbierały inne kobiety z tej samej wsi albo plemienia. Czy to jest taka nowoczesna forma tych starych zwyczajów?

Sam zawód powstał w latach 70., ale jest nawiązaniem do tamtych starych czasów. Jeszcze sto lat temu nie było szansy, aby kobieta przed swoim własnym porodem nie miała kontaktu z małymi dziećmi. Zazwyczaj już jako dziewczyna, nastolatka albo młoda kobieta opiekowała się małymi dziećmi w rodzinie, siostrzeńcami, bratankami albo własnym rodzeństwem. Praktycznie nie było szansy, żeby pierwsze dziecko, jakie trzyma na rękach, było jej własnym. Mogła też często widzieć czyjś poród. Tym samym młoda kobieta miała wiele możliwości i sporo czasu, żeby poród i macierzyństwo oswoić. W dawnych czasach po porodzie, kobiety przez 4-6 tygodni niewiele wstawały nawet z łóżka i nie wychodziły na dwór. Dziś, po pierwsze, nie mamy takiego otoczenia i takiego doświadczenia z kobietami i ich macierzyństwem. Kobiety w połogu często zostają same. W przypadku naszych przodków nie było takiej opcji.

Kobiety w mieście często mówią o samotności w macierzyństwie. Mąż pracuje, znajomi pracują, one same z dziećmi, zamknięte w mieszkaniu od rana do nocy.

Jest szczególnie trudno, kiedy rodzina jest daleko, chociaż nie zawsze kobieta może liczyć na wsparcie rodziny, nawet kiedy ta jest blisko. Najtrudniej mają te kobiety, które rodzą jako pierwsze w swoim otoczeniu i te, które rodzą jako ostatnie. Czasem kobiety, które mają starsze dzieci, już nie są w temacie, są w innym świecie, nie mają już pewnych odruchów, bo nie pamiętają już, jak to jest z niemowlakami.

Doula w tym okresie połogu, kiedy kobieta doświadcza zmian hormonalnych, i w ogóle przez pierwszy rok życia dziecka, zazwyczaj najbardziej intensywny dla kobiety w stawaniu się mamą, może być realnym oparciem.

Pojawia się wtedy wymaganie wobec mężczyzn, żeby byli częściej obecni, bardziej zaangażowani.

W latach 90. otwarto porodówki, i fantastycznie, partnerzy zaczęli móc być przy porodzie, jeśli chcieli. Ale razem z tym pojawiła się presja, że panowie powinni być obecni, a kobiety powinny tego chcieć. Nawet w rozmowach między sobą panowie słyszą – jak to nie będziesz rodził z żoną? Między kobietami jest podobnie – nie chcesz rodzić z mężem? Coś jest nie tak z waszym związkiem.

Bo panowie też są w nowej sytuacji, niekoniecznie można od nich wymagać, żeby się zdystansowali. Też po raz pierwszy stają się ojcami.

Trudno zostać doulą?

I tak, i nie. Sam proces szkolenia nie jest tak wymagający, jak praca potem. Stowarzyszenie „Doula w Polsce” powstało w 2011 roku, i przez nie są prowadzone były prowadzone kilkudniowe kursy podstawowe, potem dalsze szkolenia uzupełniające, staż, czyli praca pod mentoringiem doświadczonej douli. Na koniec jest egzamin i tym samym zdobycie certyfikatu. Bodajże 3 lata temu powstało też prywatne studium w Poznaniu, w formie szkoły podyplomowej. Stowarzyszenie również idzie teraz w kierunku prowadzeniu kursów w formie studium.

Z jakimi mitami dotyczącymi ciąży spotykasz się w swojej pracy najczęściej?

Pierwszy mit to, że doula pomaga tylko kobiecie i tylko w czasie porodu, albo tylko przy porodzie siłami natury. Zdecydowanie pomagamy również odciążyć partnera, który jest w stresie i jest bezpośrednio zaangażowany emocjonalnie, podpowiadamy mu jak najlepiej pomóc kobiecie. Nawet partner, który był w szkole rodzenia nie jest przygotowany tak, jak profesjonalna doula, która przeszła ileś godzin szkoleń i ma wiele porodów za sobą. Poza tym moja praca bardzo często dotyczy też samego okresu ciąży lub samego połogu. Wspieram też przed i po porodzie. Poród to punkt. To co dzieje się wcześniej i później jest równie ważne.

Kolejny problem to społeczne biegunowe podejście do porodu. Albo rodzimy naturalnie i każda ingerencja nie wchodzi grę, albo tylko cesarka i znieczulenie, bo nie żyjemy przecież w średniowieczu. Oczywiście zdrowo, jest jeśli kobieta rodzi fizjologicznie, ale znieczulenie też ma swoje plusy, np.: dzięki znieczuleniu kobiety miewają siłę urodzić w przypadku długich porodów. Cesarskie cięcie bywa potrzebne, ale jest poważną operacją.

Faktem jest, że w Polsce jest bardzo dużo cesarskich cięć, bo aż 40%, tymczasem przez WHO zalecane jest 15%. W Skandynawii cesarskie cięcia to tylko 10% wszystkich porodów.

Skąd ta różnica? Dlaczego tak dużo jest u nas cesarskich cięć?

Są różne powody dlaczego kobiety rodzą przez cesarskie cięcie. Na pierwszym miejscu są powody zdrowotne, niektóre kobiety po prostu muszą rodzić przez cesarskie cięcie. W Polsce teoretycznie nie ma cesarki na życzenie, ale w praktyce często jest, kobiety dzielą się różnymi sposobami „jak załatwić” wskazanie. W Skandynawii, kiedy kobieta zgłasza taką potrzebę cesarskiego cięcia, to spotyka się wielokrotnie z psychologiem, dostaje wsparcie od systemu służby zdrowia, ma szansę przeanalizować swoją decyzję, przegadać to i ostatecznie się zdecydować. W Polsce kobieta, która zgłasza potrzebę cesarki, jest pozostawiona sama sobie.

Po drugie, poród fizjologiczny może długo trwać, trzeba czekać, przyglądać się kobiecie, być czujnym. Łatwiej jest skierować na zabieg. Poza tym ginekolodzy są najczęściej pozywaną sądowo grupą lekarzy, więc łatwo zrozumieć lekarzy, którzy w sytuacjach potencjalnie problematycznych wolą od razu skierować kobietę na cesarskie cięcie.

Może to dlatego, że znamy tak dużo trudnych historii porodowych, wszyscy narzekają na służbę zdrowia, szczególnie na położnictwo. Wybór cesarskiego cięcia wydaje się być formą oszczędzenia sobie dodatkowego cierpienia.

To kolejny mit. W społecznym sensie cesarskiego cięcia nie traktuje się jak operacji. Jeśli ktoś ma operację wątroby i trzeba otworzyć jamę brzuszną, to musi mieć rekonwalescencję i rehabilitację, musi odpocząć, mówimy wtedy żeby na siebie uważał i niczego nie dźwigał. Ale kobieta po cesarskim cięciu powinna szybko wziąć prysznic i od razu wstać do dziecka. Więc po cesarce, jak po każdej operacji kobiety są w gorszym stanie, muszą mieć czas żeby dojść do siebie.

Negatywna narracja dookoła porodów ma duży wpływ na to jak rodzimy w Polsce. Mamy w naszej kulturze duże przyzwolenie na negatywne historie porodowe, i mało jest miejsca na pozytywne. Polecam pięknporód.pl i vivatporod.pl, żeby trochę odczarować ten obraz. Jest też taka już dość stara, ale nadal moja ulubiona książka w temacie : „Poród naturalny” Iny May Gaskin, amerykańskiej położnej; są tam pozytywne historie i różne triki kobiet jak sobie ulżyć w porodzie naturalnym.

Kobiety w ciąży często słyszą, że nie mogą się nad sobą użalać, że nie mogą za bardzo się na sobie skupiać, nie histeryzować.

Mamy na naszej szerokości geograficznej bardzo dzielne kobiety. Pokoleniowo przekazywano nam, że mamy być dzielne i silne. To jest taki syndrom kraju postkomunistycznego i wspomnień wojennych.

Mężczyzn nie było, nie było pomocy, trzeba było sobie radzić. Są nam przekazywane bardzo trudne historie porodowe. Bohaterem jest ten który przetrwał, martyrologia porodowa jest bardzo mocno zakorzeniona.

Często rozmawiam z koleżankami doulami i wszystkie mówią to samo: kobiety nie proszą o pomoc w trakcie połogu. Czasem, mimo że mają wykupiony cały pakiet porodowy u douli – w skład którego wchodzą spotkania po porodzie – to rezygnują z ostatnich spotkań połogu. Długo zastanawiałam się, dlaczego tak jest, aż dotarło do mnie, że kobiety nie chcą prosić o pomoc, bo muszą udowodnić, że dadzą sobie radę.

Jak się czujesz w roli douli? Jesteś przyjaciółką, opiekunką? Jak na ciebie wpływa ta praca?

Wpływ pracy douli na życie – to duży temat: kiedy jestem w gotowości nie wyjeżdżam nigdzie dalej niż półtorej godziny od miejsca, które kobieta wybrała na poród; jestem pod telefonem 24 godziny na dobę i tak ustawiam zajęcia, by móc je w razie czego odwołać, kiedy poród się rozpocznie. Bardzo wpływa to na codzienność.

Nie nazwałabym się opiekunką, bo w opiece to nie jest równa relacja. A ja odbieram moje relacje z klientkami jako partnerskie. Jestem bardziej towarzyszką, przechodzę razem z kobietą, czy parą, jakiś fragment ich życia: taki nie najprostszy dla nich, ale ja już parę razy z kimś go przeszłam, więc wiem gdzie w tym lesie może być kamień, gdzie dołek, kiedy będzie najpewniej wiało, a kiedy jest polana, dobra na odpoczynek, i podpowiadam, którędy można iść. Ale to oni wybierają drogę, bo oni znają najlepszą dla siebie. Dla mnie to jest zaszczyt i radość iść z nimi. Zapraszają mnie do jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu.

Sprawdź powiązane tematy

Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

Sprawdź