„Najlepszym butem dla dziecka jest jego goła stopa”. Paweł Zawitkowski o tym, co najważniejsze dla dziecięcych stóp
Dorota Zabrodzka: Czy każde dziecko warto po porodzie pokazać fizjoterapeucie?
Paweł Zawitkowski: W Polsce rodzi się ok. 380 tys. dzieci rocznie. Proszę sobie wyobrazić, że fizjoterapeuta miałby szczegółowo obejrzeć wszystkie… Nie jestem entuzjastą „sondowania” noworodka za wszelką cenę, sprawdzania, czy czasem coś z nim jest „nie tak”. Obserwujemy dziś niestety zjawisko „przediagnozowania” dzieci. Teoria, że lepiej zrobić coś na wszelki wypadek, niż nie „robić nic”, jest najgorszą z możliwych. Jeśli coś nas lub lekarza niepokoi – czas do terapeuty. Jeśli nie niepokoi nas nic, a dziecko rozwija się w zakresie normy – ciąganie go po specjalistach jest bez sensu. Dziecko jest bardzo tkliwą istotą i każda ingerencja, np. zbyt intensywny masaż, niepotrzebne ćwiczenia, mogą mu wręcz zaszkodzić.
Kiedy jednak warto zdecydować się na taką wizytę?
Gdy rodzice się czymś niepokoją. Wady wrodzone, jak np. stopy szpotawe, końsko-szpotawe czy piętowe, neonatolog, pediatra rozpozna jeszcze w szpitalu. Zdarza się, że w pierwszych dniach po porodzie niepokój budzą stópki przywiedzione jedna do drugiej. Nazywam je „wygniecionymi”, choć nie jest to klasyfikacja medyczna. Jest to wynik ułożenia dziecka w łonie matki. Wszystko wraca do normy w ciągu 2-3 tygodni bez specjalnych działań, ale stopień zagrożenia musi określić specjalista. Obserwując niemowlę, niektórzy rodzice kierują się instynktem, inni tym, czego dowiedzieli się z lektur czy od znajomych. Zaufałbym intuicji rodziców. Gdy kąpiąc czy przewijając noworodka, zauważą jakąś sztywność, coś, co przeszkadza im w pielęgnacji, na pewno będą się starali wyjaśnić to ze specjalistą. Powie on, czy jest to coś poważnego, istotnego dla rozwoju dziecka, czy też przejściowego – coś co nazywamy fizjologicznymi mechanizmami adaptacyjnymi. I tak jest najczęściej. Owszem, warto podpowiedzieć rodzicom różne „sztuczki i techniki” dotyczące pielęgnacji. Nazywamy je baby handlingiem, czyli świadomą obsługą malucha. Opisuję je w serii książek z dołączonymi płytami DVD pt. „Mamo, tato, co ty na to”. Pochodzą one ze szkoły terapii rozwojowej NDT Bobath i odpowiadają potrzebom dziecka w konkretnych okresach rozwojowych. Rodzice, którzy się z nimi zapoznają, uczą się na nowo, podstawowych czynności pielęgnacyjnych – np. lepiej zmieniać pieluchę, nosić dziecko… Te inne, na w poły profesjonalne techniki wspierają rozwój dziecka, a na dodatek są absolutnie nieinwazyjne.
Jak zadbać o stópki malucha, zanim zacznie on wstawać?
Jest wiele pomysłów, np. nie przegrzewać. Zdrowa stopa to chłodna stopa! Gdy jest zimniejsza niż reszta ciała dziecka, to znaczy, że jest ono zdrowe. Gołe stopy to mniej zaziębień!
Gołą stopą bardziej precyzyjnie bada i zdobywa doświadczenia w kontakcie z podłożem. Takie doświadczenia to podstawa zdrowej stopy na lata.
Czyli lepsze śpioszki to te bez stóp?
Oczywiście. W klasycznych śpiochach, szczególnie tych za ciasnych, dziecko pcha czubkami palców. To zakłóca dojrzewanie funkcji stopy, promuje niefunkcjonalne nawyki. Bezpośredni kontakt z podłożem, wczesne doświadczenia czuciowe i ruchowe gołej stopy, potrzebne są maluchowi jak woda roślinom. Najlepiej jeśli gołe są nie tylko stopy, ale także kolana, łokcie i dłonie – dziecko lepiej czuje podłoże, ma lepszą „przyczepność”, nie ślizga się, poznaje świat, lepiej rozwija się ruchowo. Gdy wpycha coś palcami, bokiem stóp, grzbietem, podeszwą, trenuje wszystkie funkcje stopy – czucie, przenoszenie ciężaru ciała, pchanie do podłoża – wszystkie umiejętności ruchowe. Poza tym gołe, zimne stópki stopy lepiej pełnią rolę termoregulacyjną i lepiej badają i poznają podłoże, świat: ciepło, zimno, teksturę, wilgotność, suchość, fakturę. To ich bardzo ważne zadanie. Stópkę w skarpecie można porównać do ręki w mufce, która nie jest w stanie niczego sprawdzić dotykiem. Stopa to dłoń nogi! Jeśli damy jej się rozwijać, będzie cudownie pracowała w zgodzie z całym ciałem.
Rodzice, szczególnie przez urodzeniem pierwszego dziecka, sporo czytają i dowiadują się np. że w 8. miesiącu powinno ono zacząć stawać, a w 12. chodzić. Poleca pan takie lektury?
W żadnym wypadku! Wciąż niestety znaleźć można tego typu opracowania, wyznaczające jakieś chore wymagania dotyczące rozwoju dziecka. Takie ścisłe cezury czasowe uczyniły wiele krzywdy, bo kazały mierzyć dzieci jedną miarą. Nie ma dwojga takich samych dzieci. Musimy koniec końców wdrukować ludziom w głowach, że istnieje coś takiego jak „okna rozwojowe”. W kwestii niektórych umiejętności zakładają one różnice nawet 3 miesięcy w pierwszym roku życia, jeśli chodzi opanowanie danej umiejętności. I tak 50 proc. niemowląt siada i/lub czworakuje w 8. miesiącu. Niektóre niemowlęta zaczynają to robić w wieku 6, inne w wieku 10 miesięcy. Stają zazwyczaj w wieku 8-12 miesięcy (mogą wcześniej), a zacząć chodzić między 10. a 18. miesiącem życia.
Wyobrażam sobie rodzica, którego dziecko nie chodzi, mając 1,5 roku; musi być nieźle spanikowany…
Od tego, żeby go uspokoić albo ocenić i wyjaśnić sprawę jest kadra medyczna. Rozwój ruchowy może być spowolniony z różnych przyczyn: refluksu żołądkowo-przełykowego, problemów z układem sercowo-naczyniowym, oddechowym, pokarmowym, chorób skóry. W grę wchodzi wiele czynników: kulturowych, środowiskowych, indywidualnych cech lub nawyków i dziecka, i rodziców. Np. dzieci, które kończą 6-8 miesięcy zimą, później zaczynają chodzić, niż te które taki wiek osiągają wiosną i latem…
Czy wczesne wstawanie i chodzenie może stopom dziecka zaszkodzić?
Jeśli maluch sam wstał, nie będzie to negatywnie wpływało na jego rozwój. Natomiast jeśli zbyt wcześnie sami pionizujemy dziecko, to możemy sprowokować jakieś zawirowania. Jeśli komuś to sprawia wielką radość, może wziąć na chwilę pociechę za ramiona, ale dłuższe prowadzenie za ręce zaszkodzi dziecku. Jeśli niemowlę samo coś zrobi, to znaczy, że jest do tego gotowe. Jeśli my to prowokujemy, nalegamy, nieprzygotowane do tego ciało może wygenerować niefunkcjonalne mechanizmy adaptacyjne – a tu już „na dwoje babka wróżyła”. Czasem się uda uniknąć nieprawidłowych konsekwencji, czasem nie.
Maluchom, które rwą się do chodzenia, rodzice kupują czasem chodziki.
Bez sensu. W chodziku dziecko nie obciąża w sposób naturalny i fizjologiczny stóp, tylko pachwiny, miednicę. Bo ono siedzi, a stopy są jedynie „odpychaczami”. Nie przenosi w odpowiedni sposób ciężaru ciała, nie rozwija odpowiednio reakcji równoważnych, nie wspominając już o planowaniu i organizacji ruchu – czyli praksji, czy organizacji przestrzeni.
Może lepszym wyjściem jest tzw. pchacz?
Nie mam nic przeciwko. Chociaż nie jest to sprzęt do nauki chodu, raczej dla zabawy i do zajęcia dziecka czymś, co mu sprawia przyjemność. Najlepiej dać niemowlęciu do pchania krzesło lub tekturowe pudło pełne np. ubrań. Na pchaczu można ułożyć dłonie na dwa sposoby, a na krześle? Można się go trzymać w różnych miejscach, różnie pchać, do pudła można wejść, bawić się. W przypadku niemowląt warto być leniwym rodzicem i leniwym dziadkiem – jak sobie poradzi, to dobrze, a jak nie – niech trenuje dalej. My mamy mu asystować, nie trenować niemowlęcia.
Jeśli będziemy przyspieszali naukę jakiejś umiejętności, dziecko nie przećwiczy jej w odpowiedni sposób i nie wyrobi sobie odpowiednio mechanizmów chroniących np. w razie upadku.
Czy chodzenie bosymi stópkami po twardym podłożu nie przyczyni się czasem do płaskostopia? Słyszy się, że najlepsze dla malucha jest bieganie latem po plaży.
Miękkie podłoże to większe wymagania dla stopy, z czym ta nie zawsze może sobie poradzić. Z punktu widzenia neurobiomechaniki stopa najlepiej pracuje na twardym podłożu. Jasny, klarowny bodziec to lepsza organizacja pracy mięśni. Najlepiej jednak, po prostu, nie unikać żadnego podłoża, pod warunkiem że jest ono bezpieczne.
Kiedy dziecku warto kupić pierwsze buty?
Gdy już dobrze chodzi w domu, zaczyna chodzić na zewnątrz i musi pokonywać trasy np. po mało bezpiecznych miejskich chodnikach. W domu najlepszym butem dla dziecka jest jego goła stopa.
Na co zwrócić uwagę przy zakupie bucików?
Przede wszystkim na podeszwę. Im bardziej elastyczna, sprężysta, cienka, tym lepiej. Powinna zginać się w 1/3 długości, licząc od strony palców, ale też skręcać się, rotować w osi długiej. Dawać dobre odbicie i czucie podłoża. Wnętrze buta nie może być zbyt szerokie, szczególnie w części piętowej i środkowej, by stopa miała jak najmniej możliwości przemieszczania się na boki. Buciki muszą ze wszystkich stron dobrze przylegać do stopy. Zapiętek ma ją obejmować, ale też plastycznie ruszać się tak, jak pracuje pięta. Polecanie butów ze sztywnym zapiętkiem to kolejny mit, z którym trzeba walczyć! But rzeczywiście powinien dobrze trzymać nogę, ale w śródstopiu i do tego „dynamicznie”, a nie w kostce. Wszystko co sztywne, twarde, jest do wyrzucenia. W cieplejszych porach roku wystarczą buciki poniżej kostki – idealne dla dziecka są te giętkie, na cienkiej silikonowej podeszwie zapinane na rzep, lub miękkie, dobrze przylegające adidaski. W chłodniejszych miesiącach niech będą to z buty cholewką, ale na tyle miękką, by maluch mógł swobodnie zadzierać stopy do góry i obciągać je w dół, kiedy np. pokonuje różne przeszkody na placu zabaw.
Czy dopuszczalne jest noszenie butów po starszym rodzeństwie?
Najlepsze zawsze są nowe, a jeśli te po bracie czy siostrze były krótko używane i nie są zniszczone, to nie ma przeciwwskazań.
Co robić, gdy rodzic widzi, że dziecko koślawi stopy? Może warto wtedy postarać się o wkładki ortopedyczne?
Są one potrzebne naprawdę wyjątkowo niewielkiej grupie dzieci i muszą być idealnie dobrane do potrzeb dziecka. Decyzja o wkładkach to decyzja zespołowa – ortopedy i fizjoterapeuty, czasem neurologa. W większości przypadków problem nie leży w stopie, a w ustawieniu i dynamicznej pracy miednicy i tułowia. Za tym idzie stawienie kości udowych w stawach biodrowych, kolan i goleni, a dopiero na końcu stóp. Stopa jest takim „donosicielem”, który informuje nas o tym, co się dzieje w całym ciele dziecka. Naprawianie nieprawidłowości dotyczących statyki i dynamiki ciała dziecka przez korektę ustawienia stopy jest ślepym zaułkiem, po prostu to nierealne.
Czasem dochodzi do kompletnych nonsensów, np., rad, by wkładać dziecku prawy but na lewą, a lewy na prawą. To koszmarne doświadczenie dla stóp i zwykła ludzka niewiedza i głupota.
A co służy stopom najlepiej?
Totalna aktywność ruchowa. Nazywam to „jump program” – te większe dzieciaki mają skakać od rana do wieczora, podskakiwać na gumach podwieszonych do sufitu, wspinać się, jeździć na rowerku biegowym, skakać na trampolinie, zwieszać się z drabinek sznurowych. Mnóstwo rzeczy można zrobić w domu, ale godny polecenia jest też basen, bo wspomaga ogólny rozwój ruchowy dziecka.