Spis treści:
Uparty, płaczliwy, nieobliczalny. Albo niezależny, ciekawski i mający własne zdanie. Nastroje małego dziecka zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jak je zrozumieć?
O co I dlaczego walczy walczy kilkulatek?
O buncie dwulatkiem napisano już tomy, a my wcale nie jesteśmy mądrzejsi i miotamy się między strategią zwalczania jego objawów a pokusą przeczekania, w nadziei, że wkrótce będzie inaczej. Będzie, bo to, co w maluchach jest stałe, to zmienność – każde doprowadzające otoczenie do szału zachowane kiedyś się kończy. Ale po buncie dwulatka następuje bunt trzylatka, który płynnie przechodzi w kolejne fazy rozwoju, gdzie ciągle iskrzy. Zamiast walczyć albo udawać, że nic się nie dzieje, lepiej spróbować zrozumieć, dlaczego ta walka się toczy i pozwolić, żeby wygrały obie strony. W skórę kilkulatka nie wejdziemy, ale psychologowie podpowiadają nam, o co właściwie mu chodzi.
Kilkulatkowi nigdy się nie spieszy
On zawsze ma czas, a raczej – kompletnie nie potrafi kontrolować jego upływu. Kto dziesiątki razy próbował prośbą i groźbą oderwać przedszkolaka od zabawy (bo już późno, bo obiad stygnie, bo trzeba wychodzić), ten wie. Okazuje się, że małe dzieci nie tyle nie chcą, ile nie potrafią zrozumieć koncepcji czasu z bardzo prostego powodu: ich mózgi nie są jeszcze na to gotowe. Pochłonięty zabawą kilkulatek jest tu i teraz, i tylko to dla niego się liczy. Dobrze, ale dla rodziców liczą się kolejne plany do zrealizowania i z każdą uciekającą minutą denerwują się coraz bardziej.
Jak sobie pomóc? Konsekwencją, rutyną, stałymi punktami dnia. Następujące po sobie czynności zamieniają chaos w porządek, rodzi się przyzwyczajenie i przerwanie wyścigu samochodzików już tak nie boli, bo wiadomo, że… teraz pójdziemy do babci, później kolacja, a jutro gdy wstaniesz, znów będziesz się bawić.
Kilkulatek chce rządzić
Paradoksalnie dlatego, że potrzebuje granic. Jak może pokazać swoją odrębność mały człowiek, którego ubierają, karmią, wyprowadzają na spacer i kładą spać? Gdzie miejsce na wyrażenie swojej opinii, na podjęcie decyzji? Maluch próbuje przeforsować swoje zdanie wszędzie i na różne sposoby. Usilnie zrzucając skarpetki z nóg albo czapkę z głowy, plując jedzeniem albo przetrzymując je w ustach, słaniając się na nogach i mimo zmęczenia, odmawiając drzemki.
Odetchniemy, gdy pozwolimy mu czasem zadecydować. Rodzice często nazywają to testowaniem ich cierpliwości, ale tak naprawdę chodzi o autonomię. Już dwulatek może wybrać, czy woli zjeść marchewkę czy różyczkę brokuła, pięciolatek z radością podejmie decyzję między czerwoną a niebieską koszulką. Niby nic, a daje poczucie sprawczości i moc!
Kilkulatek nie kalkuluje
I cieszą go rzeczy najprostsze. To jest piękny czas, bo w zachwyt mogą wprowadzić go i patyczki, i baloniki, i bańki mydlane. Z drugiej strony – może wcale nie szaleć z radości, gdy ciocia przyniesie bardzo drogie klocki, bo co mu tam klocki, kiedy może poprzelewać wodę z jednego kubka do drugiego. Kilkulatek nie będzie szczęśliwy na zawołanie – dlatego, że tak chcemy, albo tak sobie zaplanowaliśmy – i uśmiechnięty, bo tak wypada. Więcej łez może wywołać wyciągnięcie go z kałuży, niż okrzyków zachwytu pudło z najmodniejszą zabawką.
Kilkulatek potrzebuje porażek
Dlatego wieczne wyręczanie i załatwianie jego spraw przez rodziców na dłuższą metę nie ma sensu. Ani w imię bezpieczeństwa, ani świętego spokoju. Tak jak stawiający pierwsze kroki bobas musi upaść, żeby wstać, tak starszak uczy się na własnych błędach. Walcząc w piaskownicy o łopatkę, co najwyżej nabije sobie (albo przeciwnikowi) guza, ale przy okazji nauczy się, że sposobów rozwiązywania konfliktów jest kilka i ten siłowy nie zawsze jest najlepszy.