Spis treści:
Choć coraz głośniej mówi się o jego negatywnym wpływie na zdrowie i rozwój dziecka, smoczek nadal dla wielu rodziców jest gadżetem, bez którego nie wyobrażają sobie pierwszych miesięcy rodzicielstwa. Warto zastanowić się jednak nad powodami, dla których smoczek ląduje w ustach malca, o czym przypomina psycholożka, Dominika Słowikowska.
Rodzice, w szczególności początkujący, nim zdecydują się na zaufanie swojej wizji rodzicielstwa, muszą zmierzyć się z wieloma dylematami. Jednym z nich jest odpowiedź na pytanie, czy podawać dziecku smoczek, czy też nie. Z jednej strony to akcesorium pozwala zaspokoić naturalny odruch ssania, który u niemowląt w pierwszych miesiącach życia jest bardzo silny. Większość maluchów zaspokaja go w czasie jedzenia, ale są i takie, którym ssanie samej piersi nie wystarcza.
Z drugiej strony smoczek ma też wiele wad. Między innymi może zaburzać laktację, prowadzić do wad zgryzu czy rozwoju próchnicy u dziecka. Długotrwałe podawanie smoczka malcowi może też prowadzić do późniejszych wad wymowy. Mając na szali dobro dziecka, chęć spełnienia wszystkich jego potrzeb i swój komfort, trudno o jedną słuszną odpowiedź.
Smoczek – potrzebny dziecku czy rodzicom?
I o ile cała check lista potrzeb malucha została spełniona, a on nadal płacze i wiemy, że jedyną rzeczą, która może pomóc, jest smoczek, to w takich kryzysowych sytuacjach nie powinniśmy biczować siebie za uciszenie dziecka gumowym uspokajaczem. Gorzej, jeśli smoczek pełni nieco inną funkcję, o której więcej napisała na swoim profilu na Instagramie psycholożka, Dominika Słowikowska.
„Bardzo często spotykam się z sytuacją, w której smoczek potrzebny jest bardziej rodzicowi niż dziecku” – przyznała. „Mam tu na myśli sytuacje, w których nasze dziecko marudzi, płacze, krzyczy – wówczas rodzice wtykają maluchowi szybko smoczek do buzi, żeby przestało marudzić, płakać, krzyczeć…” – dodała.
Płacz dziecka nigdy nie jest korzystny, wiadomo. Ma na celu zasygnalizowanie potrzeb. Bezrefleksyjne wtykanie dziecku smoczka, bez wcześniejszego sprawdzenia, co malec chce nam zakomunikować swoim płaczem, psycholożka określa mianem „uciszania” i „zamykania”.
„A tak naprawdę dziecko chciało po prostu coś powiedzieć, dać znać rodzicowi o jakiejś niezaspokojonej potrzebie, o jakimś dyskomforcie, który odczuwa (mokra pieluszka czy podwinięty kocyk, który uwiera). Dziecko NIE POTRZEBOWAŁO, ŻEBY GO UCISZAĆ I „ZAMYKAĆ”” – tłumaczy Słowikowska.
Psycholożka przyznaje, że rodzice często podają dziecku smoczek z obawy przed konfrontacją z emocjami dziecka. „Ze strachu przed tym, że nie wiedzą o co chodzi dziecku, że inni ludzie pomyślą, że mama nie umie zająć się dzieckiem, bo ono płacze, albo zwyczajnie z potrzeby spokoju oraz ciszy…” – wyjaśnia.
Post Słowikowskiej nie ma na celu skrytykowania rodziców za posiłkowanie się smoczkiem, ale impulsem do tego, by zdali sobie sprawę, w jakich sytuacjach sięgają po to akcesorium. „Zachęcam do zrobienia rachunku sumienia” – dodaje psycholożka.
Pomogę Ci Mamo
Pomogę Ci Mamo to profil prowadzony na Instagramie przez psycholożkę Dominikę Słowikowską – coacha, certyfikowaną edukatorkę Pozytywnej Dyscypliny oraz mamę Miłosza. „Pomagam zrozumieć małe dzieci. Dbam o emocje i relacje dzieci i rodziców” – tak siebie opisuje. Oprócz profilu na Instagramie, tworzy też treści na swoim blogu o takiej samej nazwie.
„Moje wykształcenie i osobiste doświadczenie przerodziło się w zawodowe zajęcie – inicjatywę ‚Pomogę Ci Mamo’. Powstała ona z połączenia miłości do dzieci, niesamowitego zainteresowania tym, co drzemie w głowach takich małych ludzi oraz z szacunku do mam, które moim zdaniem wykonują najcięższą pracę na świecie” – podkreśla psycholożka.