Lunchbox dla dziecka / pexels

Sprawne wyjście do szkoły – jak to zrobić?

Spis treści:

Poranki z dzieciakami do łatwych nie należą. Chcemy, żeby było szybko, sprawnie, bezstresowo. Dlatego często popełniamy błędy, których popełnić nie powinniśmy. Bo potem się mszczą. Oto 5 najczęstszych.

Torba zamiast plecaka

Bo ładna, wymarzona, z ulubionym dziecięcym bohaterem. Przecież tak się dzieciakowi w sklepie podobała, aż żal było odmówić… Estetyka estetyką, ale torba na ramię to w przypadku ucznia wróg publiczny nr 1. Bez względu na wagę (chociaż nikt nie nosi w torbie jedynie paczki chusteczek) i nawet noszona naprzemiennie – raz na jednym, raz na drugim ramieniu, sprzyja wadom postawy. Dzieciaki chodzą z plecakami i kropka!

Brak śniadania, czyli kup sobie coś

Dodatkowe 10 minut snu nie jest warte pozbawiania się wszystkich profitów, jakie daje śniadanie przed wyjściem z domu. I wcale nie musi to być nic wymyślnego – najzwyklejsza kanapka na dobry początek wystarczy. Wyjście „na głodnego” to senność, kłopoty z koncentracją i wilczy głód, zaspokojony na długiej przerwie czymkolwiek ze szkolnego sklepiku.

Śmieci w lunchboxie

Dobry rodzic pakuje drugie śniadanie do szkoły. To gdzieś już mamy zakodowane – że dziecięcy przysmak wrzucony do plecaka to taka miłość w papierku. Ale zbyt często zdajemy się na gotowce. Żelki, batoniki, mleczne kanapki, drożdżówki. Repertuar złych drugich śniadań jest ogromny. Pocieszające, że wybór tych zdrowszych też całkiem spory.

Kilogramy zbędnych rzeczy

Według zaleceń ortopedów waga szkolnego plecaka nie powinna przekraczać 10–15 proc. wagi ciała noszącego ten plecak dziecka. Niektóre dzieciaki mają szczęście i zostawiają w klasach większość przyborów i książek, a do szkoły chodzą z zeszytem i drobną przekąską. Większość takiej możliwości nie ma i dźwiga na swoich wątłych barkach ciężary godne Pudziana. Rzut oka do wnętrza tornistra wystarcza, żeby się przekonać, co jest potrzebne, a co nie i co tę wagę robi. Wszystkomające wielokomorowe piórniki, litrowe butelki z sokiem, ogromne pudła na lunch i stosy zabawek.

Gruba kurtka i rajstopy „żeby nie przewiało”

Ranki bywają chłodne. Gdy na termometrze widzimy 10 stopni, odruchowo sięgamy po ciepłe ciuchy. Żeby dziecię nie zmarzło, nie złapało kataru i kompletnie się nie rozłożyło. Ale chociaż niedługo jesień, to lato nie daje tak łatwo za wygraną i w ciągu dnia potrafi zrobić się naprawdę gorąco. A wtedy nasze opatulone po uszy dzieci grzeją się i pocą, a to najprostsza droga do przeziębienia. Rozwiązaniem są warstwy, czyli stare dobre ubieranie na cebulkę.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź