fot. Pexels

„System wspierania dzieci w kryzysie zdrowia psychicznego w Polsce nie działa” – mówi prezeska fundacji Słonie na Balkonie Joanna Paduszyńska

– Dzieci za późno trafiają do specjalistów. A są to często dzieci w bardzo poważnych stanach, które się samookaleczają, mają myśli samobójcze. Powinny być hospitalizowane, ale oddziały są przepełnione – alarmuje Joanna Paduszyńska, założycielka i prezeska fundacji Słonie na Balkonie, która od 10 lat pomaga dzieciom oraz młodzieży w kryzysie zdrowia psychicznego.

Ewa Podsiadły-Natorska: Jakie były początki fundacji?

Joanna Paduszyńska: Nasza fundacja narodziła się głównie ze złości na system. Ponad 10 lat temu moja przyjaciółka rozpoczęła pracę na dziecięcym oddziale psychiatrycznym w Łodzi. Był to oddział zamknięty. Jeśli teraz słyszymy, że na oddziałach dziecięcych w Polsce jest źle, to możemy sobie tylko wyobrazić, że 10 lat temu było jeszcze gorzej. Odebrałam od przyjaciółki telefon z prośbą, żebym odwiedziła ją w nowej pracy, ale przede wszystkim, żebym spróbowała pomóc. Do szpitala pojechałam z Michałem Żakiem, z którym pod wpływem tego, co tam zastaliśmy, założyliśmy fundację Słonie na Balkonie.

A co zastaliście?

Wejście na dziecięcą psychiatrę wiązało się dla nas z szokiem. Pierwsza rzecz, która nas uderzyła, była taka, że oddział dziecięcy znajdował się w szpitalu dla dorosłych. Choć już wcześniej pracowaliśmy w organizacjach pozarządowych wspierających dzieci, nigdy się z czymś takim nie spotkaliśmy. Drugą rzeczą, która nas zadziwiła, było to, że na oddziale są kraty. Taka prosta rzecz, która mogłaby być od razu zmieniona, przez długi czas była codziennością tamtych dzieciaków! Kiedy usłyszeliśmy potrzeby tamtejszego zespołu terapeutów, zdecydowaliśmy, że uruchamiamy fundację, której grupą docelową będą dzieci z problemami psychicznymi.

Od czego zaczęliście?

Na początku skoncentrowaliśmy się na potrzebach dzieci ze szpitala z Łodzi, cały czas obserwując, z czym mierzy się polska psychiatria dziecięca i jak działa system. Albo raczej: jak nie działa. W pierwszej kolejności założyliśmy na oddziale monitoring, bo zależało nam na tym, żeby wszystkie dzieci były bezpieczne. Na oddziały psychiatryczne trafiają dzieci z różnymi zaburzeniami; mają stany lękowe, zachowania agresywne lub autoagresywne. W tych dzieciach jest duża mieszanka nieopanowanych emocji, a przebywają one na małej przestrzeni, więc bywały między nimi trudne sytuacje. Założenie monitoringu w naszym przekonaniu było konieczne. Uznaliśmy, że jeśli dzieci będą obserwowane przez całą dobę, to hospitalizacja będzie miała większy sens.

Przez dwa lata w szpitalu w Łodzi zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, żeby zmienić zastaną rzeczywistość i odmienić aurę oddziału dziecięcego – wybudowaliśmy plac zabaw, wykonaliśmy wiele prac remontowych, m.in. razem z wolontariuszami Akademii Sztuk Pięknych odmalowaliśmy ściany. Jednak po dwóch latach zaczęliśmy się zastanawiać, co dzieje się z dziećmi, które z tego oddziału wychodzą.

Joanna Paduszyńska / fot. Agnieszka Cytacka

Co ustaliliście?

Niestety wiele procesów leczenia, które zaczynają się w szpitalu, nie jest kontynuowanych, co często wynika z tego, że rodzice lub opiekunowie dzieci sami są w złej kondycji psychicznej. Pomoc środowiskowa, którą realizują Słonie, procesem leczenia – czy raczej zdrowienia – obejmuje całe najbliższe otoczenie dziecka. Myślę o rodzicach, choć czasem to są rodzice zastępczy, dziadkowie, a niekiedy placówki, np. domy dziecka. Wszyscy wymagają psychoedukacji, by móc we właściwy sposób odnieść się do emocji dziecka, które bywają czasem bardzo trudne.

Jako fundacja współpracujecie z najbliższym otoczeniem dzieci?

Tak, my w to środowisko wchodzimy, czyli odwiedzamy dzieci w domu, w szkole, przedszkolu. Współpraca z pedagogami jest bardzo cenna. A psychoedukacja rodziny jest niezbędna. Trudne dla mnie jest, kiedy dziecko podejmuje niełatwą i często niezbyt przyjemną pracę terapeutyczną, wykonuje mały krok do przodu, a otoczenie tego kroku nie widzi. Dlatego zwracamy uwagę na dobre rzeczy w pracy dziecka. Chcemy, żeby dostawało informację zwrotną: „Widzimy, że pracujesz, że ci się udało i to jest super, trzymamy za ciebie kciuki”. Czas spędzony w szpitalu psychiatrycznym był dla nas lekcją. Bo prawda jest taka, że 10 lat temu oferta pomocy środowiskowej dzieciom w Polsce była…

Kiepska.

Żeby nie powiedzieć, że w ogóle jej nie było.

Jestem surowa w ocenie i przyznam szczerze, że dalej uważam, że system wspierania dzieci w kryzysie zdrowia psychicznego w Polsce nie działa. A to, co my robimy na co dzień, to jest dawanie dzieciom szansy na poprawę jakości ich życia oraz zdrowia. Grupa dzieci wymagających pomocy jest duża i z roku na rok niestety się powiększa.

Dobrze by było, żeby system wreszcie zaczął działać jak należy. Jako fundacja szczególnie martwimy się dziećmi, które są ofiarami przestępstw. One są systemowi znane, zarówno na punkcie sądowym, jak i szpitalnym. Z powodu tego, czego doświadczyły, najpierw zostały odebrane biologicznym rodzicom, a potem były hospitalizowane psychiatrycznie. Jednak nie otrzymują pomocy długoterminowej. W przypadku dzieci skrzywdzonych dostęp do terapii powinien być łatwy, dostępny blisko miejsca zamieszkania – a tego, jak dotąd, nie było.

W jakim stopniu zmieni to reforma psychiatrii dzieci i młodzieży?

Reforma jest w toku, jak na razie jednak system wciąż jest niewydolny. Idea reformy jest taka, że system opieki psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży ma być trójpoziomowy. Pierwszy poziom to opieka środowiskowo-psychologiczna, na drugim poziomie znajdą się poradnie zdrowia psychicznego oraz oddziały dzienne, natomiast poziom trzeci to pomoc psychiatryczna.

Jako fundacja mamy wrażenie, że w Polsce dzieci za późno trafiają do specjalistów. A są to często dzieci w bardzo poważnych stanach, które się samookaleczają, mają myśli samobójcze. Powinny być hospitalizowane, ale oddziały są przepełnione. Przy tak niewydolnym systemie pomoc organizacji pracujących na rzecz dzieci w kryzysie zdrowia psychicznego jest bardzo ważna.

Czekamy na dalsze kroki reformy, uruchomienie drugiego i trzeciego poziomu. Ale teraz wszyscy mamy priorytety związane z wojną w Ukrainie. Na wszystko będziemy musieli zaczekać.

Trafiają do was dzieci w jakim wieku?

Przyjmujemy dzieci do 18. roku życia, choć pod naszą opieką jest teraz 19-latek, ale to dlatego, że zaczął terapię wcześniej. Najmłodsze dziecko było 4-letnie, ale dziś rodziny z Ukrainy zmieniły tę statystykę. Otaczamy opieką całe rodziny, w tym 2-letnie dzieci. Światełkiem w tunelu na zmianę w myśleniu o zdrowiu psychicznym jest dla mnie fakt, że nastolatkowie są grupą, która sama zaczęła szukać pomocy. U nich motywacja do zmiany i do sięgania po pomoc psychologiczną, psychoterapeutyczną czy psychiatryczną jest dużo większa niż u dorosłych. Bo sięganie po pomoc psychiatryczną ciągle kojarzy się ze wstydem. Wielu osobom wydaje się, że to jest coś, co jest ostatecznością.

Co stygmatyzuje.

Tak, nam chodzi o wczesną reakcję.

Nie należy bać się pomocy specjalistów, zwłaszcza że statystyki są powalające. Każdego dnia w Polsce czworo dzieci próbuje odebrać sobie życie. To jest bardzo dużo.

Ilu w tej chwili macie podopiecznych?

W zeszłym roku z naszej pomocy skorzystało 360 dzieci, co w stosunku do roku poprzedniego oznacza aż 150-procentowy skok. Z jednej strony jest to przerażające. Z drugiej strony można powiedzieć, że młodzi szukają pomocy, stąd wzrost zgłoszeń widoczny w statystykach. Na pewno pracy w obszarze zdrowia psychicznego jest bardzo dużo. Zwłaszcza teraz, w kontekście pandemii i wojny, wszyscy jesteśmy w kryzysie.

Żyjemy w trudnych czasach, jesteśmy obciążeni dramatycznymi informacjami. Dodatkowo warto wziąć pod uwagę to, jak wielu dorosłych przeżywa kryzys zdrowia psychicznego – a często są to rodzice lub opiekunowie dzieci. Przez pandemię znacznie zwiększyła się też grupa dzieci osieroconych.

Co planujecie w najbliższym czasie?

Chcemy dalej rozwijać pomoc środowiskową, bo widzimy, że to przynosi efekty. Naszym marzeniem jest, by nie odmawiać pomocy żadnemu dziecku. Zatrudniamy kolejnych specjalistów i rozwijamy fundację, w której dzieci i młodzież w jednym miejscu mogą otrzymać kompleksową pomoc. Cały czas konsekwentnie będziemy trąbić o zdrowiu psychicznym. W tej chwili reagujemy na kolejny wielki kryzys, przyjmujemy pod opiekę rodziny z Ukrainy. Liczba dzieci pod naszą opieką z dnia na dzień się zwiększa. Jak zawsze o pomocy myślimy długoterminowo. Zapraszam wszystkich do wspierania Słoni, do rejestracji na bieg dla Ukrainy www.runforhelp.pl, do przekazania 1 proc. podatku poprzez wpisanie KRS 0000 409 122 lub zostania słoniowym darczyńcą, dane do udzielania pomocy znajdziecie w naszych social mediach i na www.slonienabalkonie.pl Wszyscy darczyńcy są naszą elektrownią pozytywnej energii, co w dzisiejszych czasach jest na wagę złota.

Joanna Paduszyńska – fundatorka i prezeska Zarządu Fundacji Słonie na Balkonie. Z wykształcenia magister kulturoznawstwa i dziennikarstwa, arteterapeutka. Zawodowo dba o to, żeby ułatwić drogę do pomagania tym, którzy chcą się podzielić swoim czasem i pieniędzmi z potrzebującymi dziećmi.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź